listopada 21, 2024

Orgi oraz woły

Podczas lektury moich festiwalowych wspomnień można odnieść mylne wrażenie, że ekipa przygotowująca kolejną edycję imprezy nie musi być liczna. Może tak było w pierwszych latach łódzkiego konwentu. Lecz zawsze potrzebni byli ludzie do wykonywania prostych czynności oraz tacy, którzy wyznaczali kierunki działania, dbali też o całokształt eventu. Od poziomu współpracy obu grup zależał sukces, bądź porażka każdego wydarzenia. Co prawda, zawsze największa odpowiedzialność, za powodzenie imprezy, spoczywała na barkach kierownictwa. Jednak bez wysiłku wielu szeregowych pomocników nie dałoby się stworzyć żadnego festiwalu.

Naturalnie wszystkie człowieki pracujące przy organizacji każdego konwentu musiały być jego organizatorami. Zarówno osoby planujące poszczególne punkty programu imprezy. Rezerwujące niezbędną przestrzeń w określonych ramach czasowych. Pozyskujące środki na realizację różnych składników kolejnego eventu. Raczej nie dało się tego robić na kredyt :( Zawsze też potrzebni byli ludzie dbający o koordynację wszelkich działań. Opiekujący się wystawami, Strefą Targową, konkursami oraz grami, publikacjami, czy spotkaniami z publicznością. Również niezbędne były osoby sumiennie zarządzające całym projektem (tak zwaną „papierologią”) z ramienia instytucji opiekuńczej (eŁDeK, eMeL, ECe1...). Wykonujące drobne usługi na rzecz eventu. Dbające także o ład i porządek, albo ochronę gości w trakcie imprezy. Wszyscy oni byli orgami! Obojętnie, czy za swoją pracę otrzymywali kasę, miskę strawy i koszulkę, albo jedynie „uścisk dłoni prezesa”. Nikomu nie powinno się odmawiać miana organizatora. Czy jednak można porównywać wkład pracy różnych człowieków?

W pierwszych latach łódzkiej imprezy poważny problem stanowiło wypełnienie galerii, użyczonych przez dom kultury, twórczością radosną początkujących autorów komiksów. Pracownicy instytucji rzadko się tym zajmowali. Przeważnie mieli „ważniejsze” sprawy na głowie, niż zajmowanie się promocją młodocianych artystów. Dlatego przygotowaniem konwentowych wystaw musieli zająć się ludzie Conturu, oraz ich znajomi z liceum, bądź uczelni. Czynność ta tylko z pozoru wydawała się łatwa. W specjalnych uchwytach, chybotliwych stelaży z metalowych rurek, należało precyzyjnie umieścić dwie ciężkie, metrowej wielkości, grube szyby z hartowanego szkła. Wcześniej między nimi ustawiano prace. Grafiki były często prezentowane po obu stronach szklanej tafli, więc procedurę powtarzano kilkukrotnie. Upadek sporego ciężaru z wysokości metra mógł skończyć się śmiercią lub kalectwem montażystów. Ale nikt nie zginął :) Jednak podczas tworzenia kolejnych wystaw eŁDeK stracił kilka kompletów drogich szyb :( A przecież mógł zatrudnić zawodowców... Kiedy z biegiem lat zaczęli „znikać” conturowcy, w przygotowaniu ekspozycji pomagały następne pokolenia licealistów z „plastyka” oraz ich koledzy. Niestety, na przełomie wieku darmowych pomocników zabrakło. Mimo iż dom kultury przeznaczał już niewielkie środki na właściwą prezentację komiksów. Pewnego roku sam z konieczności stałem się kuratorem wystaw. Odpowiednio przygotowałem materiał do ekspozycji. Natomiast przed imprezą, montażem prac w galerii zajął się Paweł. Znajomy handlarz z giełdy, wraz z kumplem. Oni też stali się organizatorami festiwalu :) Tylko dwie osoby? Czyli można było urządzić galerie sprawnie i szybko. Bez zbędnego, aczkolwiek miłego, towarzystwa całej kompanii orgów... Z doświadczenia wiem, że grupa znajomych, podczas wspólnej pracy, więcej czasu spędza na pogaduszkach i wymianie poglądów, niż efektywnym działaniu :(

Ale już w trakcie eventu, owi liczni „orgowie” zazwyczaj nic nie robili. Aczkolwiek wszyscy, zawsze stawiali się w komplecie, kiedy nadarzała się okazja do świętowania. Nagle pałali chęcią, aby udzielać się towarzysko. Spotykać starych znajomych. Chwalić się cudzymi sukcesami. Po prostu, robić dobre wrażenie. Bo przecież to była ICH impreza :( Wcześniej niektórzy „organizatorzy” nawet nie musieli nic czynić. Wystarczyło bowiem, że uważali się za członków Conturu, Grupy 8, lub innego stowarzyszenia, bądź grupy. Tym sposobem, ciągle rozrastała się sfera wirtualnych orgów... Tylko przed następnym konwentem, trudno było znaleźć wśród nich pomocników do realnej pracy :(

Wybrani pracownicy każdej instytucji kultury, która „opiekowała” się w swoim czasie łódzką imprezą, również przyczyniali się znacznie do powstania kolejnego festiwalu. Jednak większość działań wykonywali w ramach obowiązków służbowych. Natomiast za „nadgodziny” byli dodatkowo, sowicie opłacani. We właściwym przygotowaniu konwentu zawsze bardzo pomocne były środki z magistratu oraz innych instytucji publicznych, a także od sponsorów. Owych licznych mecenasów sztuki również winniśmy uważać za organizatorów :)

W pewnym momencie historii łódzkiego festiwalu komiksu pojawili się wolontariusze. Nie wiem dokładnie kiedy to było, ani skąd się wzięli. Bowiem nigdy bezpośrednio nie miałem z nimi do czynienia :( Być może, wolontariusze początkowo byli werbowani za pomocą „poczty pantoflowej”. Później, raczej przez liczne apele internetowe. Niewykluczone też, że mogła to być kolejna generacja uczniów liceum plastycznego, bowiem niektórzy z nich znali się wcześniej... Byli to przeważnie bardzo młodzi ludzie, żeby nie powiedzieć dzieci. Widocznie rodzice pozwalali nieletnim na taką aktywność. A może „starzy” nic nie wiedzieli, albo sami byli orgami? Przeważnie dyrektoriat wykorzystywał młodzież do prostych prac pomocniczych, jak noszenie, przenoszenie, ustawianie i przestawianie krzeseł, stolików i tym podobnych, dość lekkich obiektów... Wolontariusze pomagali też w obsłudze festiwalu. Starsi pracowali przy „obrączkowaniu” uczestników. Działali także w służbie informacyjnej oraz podstawowej opiece nad punktami programu imprezy. Czy byli organizatorami? Raczej wołami, bowiem wielokrotnie widziałem, jak dzieci przenosiły korytarzami o-ringu różne paczki, bambetle wystawców szczególnie lubianych przez Mamuta :( Zresztą cały dyrektoriat często zwalał na wolontariuszy liczne obowiązki, które powinien raczej powierzać dorosłym, płatnym pracownikom :( Natomiast kiedy zabrakło zleconej pracy, albo przydzielone zadanie zostało ukończone, młode woły często snuły się grupkami po korytarzach areny bez nadzoru. To mogło być niebezpieczne. Dlatego potrzebny był kierownik.

Pierwszym nadzorcą niewolników, pod rządami zwierzaka w Atlas Arenie, został Pączek. Miły, korpulentny, jowialny osobnik, którego lubili wszyscy. Zarówno orgowie, jak i woły. Jednak Pączek nie potrafił wypracować sobie autorytetu u młodzieży. Dlatego raczej nie nadawał się do pełnienia tak odpowiedzialnej funkcji. Jego brak zdolności przywódczych oraz nikła zdolność sterowania zasobami ludzkimi często był powodem festiwalowych perturbacji :( Nieco lepiej radził sobie z wołami Micheangelo. Pod jego rozkazami wolontariusze chodzili niemal, „jak w zegarku”. Ze mną również miał dobry kontakt. Ale chyba za bardzo przejmował się rolą. Ewidentnie, niezbyt skrycie pragnął władzy. Czasami dziwnie traktował niektórych mniejszych wystawców. Jednym zabraniał korzystać z dodatkowej, wolnej przestrzeni. Innym pozwalał rozkładać towar na „ziemi”, jak na podrzędnym bazarze. Trochę nie licowało to z prestiżowym wizerunkiem całej imprezy :(

Wkrótce Michała zastąpił Tymek. Nowa nadzieja kierownictwa festiwalu. Miał on dobry kontakt, zarówno z młodymi pomocnikami, jak i doświadczonymi orgami. Zawsze był bardzo zaangażowany w każde realizowane zadanie. Jeśli nie był pewien własnej decyzji, nie wahał się prosić o radę „starszych” ;) Powodem takiego, rzadko spotykanego wśród innych organizatorów, stosunku do pracy była chęć nabrania doświadczenia. Bowiem Tymek zamierzał w przyszłości otworzyć własną działalność eventową. Tymczasem był on pomysłodawcą unikalnej konstrukcji strefy autografów, z podestów scenicznych. Sprawiała się ona dobrze, jeśli elementy do budowy użyczała Atlas Arena. Lecz gdy ich zabrakło, wynajęcie podobnych od firmy zajmującej się zabudową targową, kosztowało krocie :( Sam Tymoteusz, po dwóch latach zacnej współpracy, opuścił ekipę orgów. W ramach wymiany studenckiej wyfrunął z Bolandu. Mamut był naprawdę niepocieszony :( Kiedyś tłumaczył mi, że musi wychować następców, bo on nie będzie organizatorem wiecznie (święte słowa). Doprawdy, czynił to w iście spartański sposób. Od razu wrzucał przypadkowych kolesiów na „głęboką wodę”. Niestety, rzadko który wypływał :( A najlepszy z nich odfrunął z matecznika ;)

Teraz wolontariuszami zaopiekował się Mariusz. Etatowy pracownik EC1. Przynajmniej przez dwa lata (wspomniałem już o nim kiedyś na blogu). Lecz obecnie, to były pracownik. I chyba nic tego nie zmieni :( Mariusz przez kilkanaście edycji łódzkiej imprezy zajmował się grową częścią festiwalu. Z różnym skutkiem. Napiszę o tym jeszcze... Ale chyba zapracował sobie na stanowisko.

Jak widać, w historii konwentu komiksowego, organizatorów było wielu. Chociaż tych naprawdę pomocnych, znacznie mniej. Według mnie, zupełnie by wystarczyła połowa. Lecz wyłącznie takich, pełnych entuzjazmu do działania... Niestety, wiecznym problemem dyrektoriatu była organizacja pracy. Trudno się temu dziwić, skoro orgowie od początku nie potrafili raz w roku wykrzesać z siebie nawet odrobiny zaangażowania. Zawsze zadowalali się cudzą robotą, badź inicjatywą. Obojętne, jaka by ona nie była :( Przykro jest to stwierdzić, ale wielu wolontariuszy zrobiło w przeszłości dla imprezy więcej, niż niektórzy, obecni organizatorzy. A to właśnie oni czerpią teraz korzyści z wysiłku innych, nie dając nic w zamian :(

Tekst został napisany człowiekiem. Lecz ilustrację wygenerowała SI
z niewielką pomocą Witka :)

Zrób sobie festiwal

Legenda o złym Witku
- wstęp do nowej historii Festiwalu Komiksu w Łodzi
Nisza w niszy
- opowieść o miejscu bardzo przyjaznym organizatorom
Milczenie owiec (a raczej baranów)
- historia pewnego, tajemniczego spotkania
W krainie ślepców...
- poznajemy skład pierwszego dyrektoriatu
Komiksowa agencja wycieczkowa
- ciekawe podróże dyrektoriatu na sam kraniec świata
Wystarczy być...
- co należy robić, aby trwać na cieplutkim stołku
Wystawy...
- przeróżne wystawy oraz ekspozycje z festiwalem związane
Vox populi
- głos ludu stowarzyszonego oraz obcego
Dyrekcja cyrku w budowie
- odyseja ekipy orgów po ciekawych miejscach Łodzi
Orgi oraz woły
- o tych, którzy pomagają oraz takich, co tylko udają
Inwazja autografożerców
- kolejne, ślepe ogniwo w łańcuchu ewolucji człowieków