Trzydzieści pięć lat temu, w sali 304 Łódzkiego Domu Kultury, podczas pierwszego, łódzkiego Konwentu Twórców Komiksu (jesienią 1991roku), pojawiło się niewielkie stoisko z komiksami. Było to wtedy jedyne miejsce w Polsce, gdzie można było nabyć obrazkowe wydawnictwa z całego świata. Mój kram był, bez wątpienia, prekursorem strefy targowej Międzynarodowego Festiwalu Komiksu, która stanowi trzon tej imprezy do dziś :)
lokalizacja pierwszej „strefy targowej”, według czatu GPTKomiksami handlowałem od lat .70 ubiegłego wieku. Wtedy to był jedyny sposób na pozyskanie nowych, ciekawych tytułów do mojego zbioru. Wydawnictw poszukiwałem na różnych bazarach, nielicznych antykwariatach oraz okazjonalnych giełdach staroci. W tamtych czasach komiksy w kioskach, czy księgarniach, stanowiły niezwykłą rzadkość. Bywały to wyłącznie rodzime historie. Natomiast sprowadzanie publikacji zza granicy wiązało się z pokonywaniem wielu barier. Z których największą, była finansowa. Przelicznik walutowy sprawiał, że albumy stawały się nieosiągalne dla zwykłego miłośnika literatury obrazkowej. Pozostawał więc ubogi rynek krajowy i zakupy unikalnych wydawnictw z „drugiej ręki”. Najczęściej na bazarach: łódzkim Wodnym rynku, warszawskim Wolumenie, lub gdańskim Jarmarku Dominikańskim. Kupowałem wszystkie publikacje, które były w przyzwoitym stanie (co zdarzało się rzadko) i przedstawiały dla mnie interesującą wartość. Nadwyżki sprzedawałem, aby zdobyć środki na kolejne zakupy. W ten sposób stałem się handlarzem :)
Po stanie wojennym aktywnie działałem w łódzkim klubie miłośników fantastyki (nawet go reaktywowałem :) Tam też poznałem młodych rysowników, uczniów liceum plastycznego, którzy po latach stworzyli grupę Contur. W tamtym czasie chłopcy ilustrowali niezależne publikacje fantastyczne Konrada (nieoficjalnego prezesa klubu). W swoich pracach często inspirowali się komiksami. Wielokrotnie też poznawali moją kolekcję, zawsze będąc pod silnym wrażeniem różnorodności obrazkowego medium. Lecz obecnie, niewielu o tym pamięta :( Ale wtedy, w ich mniemaniu, byłem ekspertem od komiksu. Dlatego, kiedy conturowcy postanowili zorganizować w Łodzi konwent, zaprosili mnie do współpracy.
W 1991roku młodzi twórcy zainteresowani byli wyłącznie promocją własnego talentu, oraz popularyzacją obrazkowego medium w społeczeństwie. Nie bez kozery impreza nosiła nazwę Konwent Twórców Komiksu. Autorzy w dyskusjach przeważnie poruszali swoje problemy, zapominając często, że komiks jest martwy bez odbiorców. Można to zapewne usłyszeć w archiwalnych nagraniach Witka Drugiego, zrobionych podczas wieczornego forum (ja wtedy „kręciłem” film ;) Dom kultury również traktował młodych artystów, jak niegroźnych fanatyków, którym od czasu do czasu udostępniał swoje przestrzenie. Ja natomiast miałem świadomość, że bez solidnych fundamentów: zainteresowania oraz wsparcia czytelników, łódzki event nie będzie miał dalszej przyszłości. Dlatego „z pewną taką nieśmiałością”, częściowo „po partyzancku”, postanowiłem zorganizować pierwszy kiermasz komiksów. Aby odbiorcy literatury obrazkowej znaleźli w trakcie imprezy również coś dla siebie :)
lokalizacja pierwszej „strefy targowej”, przy ścianie obok wejścia do sali 304 eŁDeKu(widok miejsca w 1992roku) - z tyłu, od lewej: Witek Domański i Robert Waga z Conturu; po prawej Bodziu słucha prelekcji Maćka Parowskiego; pośrodku, na stole siedzi prawdopodobnie Bartek Kurc
Handlarzy komiksami w ówczesnej Rzeczypospolitej było niewielu. Kontaktu z większością z nich nie miałem. Lecz znałem osobiście legendarnego Izydora, słynnego łódzkiego kolekcjonera, ale także handlarza. Zaprosiłem go więc do udziału w pierwszej „strefie targowej” :) Składała się ona z trzech solidnych, dwumetrowych stołów, pamiętających jeszcze czasy „partyjnych nasiadówek”. Strefa znalazła miejsce przy ścianie, zaraz obok wejścia do sali „konferencyjnej”, w której odbywała się cała impreza: spotkania, prelekcje, warsztaty (jak na „fotografii”).
Razem z Izydorem, wyłożyliśmy na ladach swoje najlepsze komiksy. W nadziei na godziwy zarobek. Zainteresowanie naszą ekspozycją, wśród uczestników konwentu, było ogromne. Jednak nie przełożyło się wcale na wynik finansowy. Bowiem odwiedzający nasze stoisko, zaszokowani ilością tak atrakcyjnego, unikalnego towaru rzadko pytali o cenę. Częściej chcieli dowiedzieć się, w jaki sposób zdobyliśmy tak cenne artefakty :) Pewnie goście myśleli, że komiksy są tylko na pokaz. Nie do sprzedania. Jedynie nieliczni, którzy odważyli się poznać ceny, zdobyli atrakcyjne tytuły do swojej kolekcji :)
Filmowałem wtedy konwent własną kamerą. Ale nigdy nie zwróciłem obiektywu w stronę kramu z komiksami. Dlatego lokalizację pierwszej strefy targowej prezentuje kadr wykonany rok później. Lecz wtedy, na kolejnym konwencie, mój kiermasz był już w nowym miejscu.
Opiekunowi imprezy z eŁDeKu bardzo spodobał się pomysł giełdy komiksów. Pozostali organizatorzy oraz goście również byli zachwyceni moją propozycją. Dostałem więc zielone światło na przygotowanie kiermaszu co roku. W trakcie prezentacji komiksów starałem się być cicho. Aby nie zakłócać innych punktów programu, które odbywały się w tej samej sali. Ale widocznie to nie wystarczyło. Dlatego kolejną edycję strefy targowej zorganizowałem już w osobnej, dość dużej i jasnej sali 313. Początkowo musiałem osobiście zachęcać wszystkich wystawców. Jak też „polować” na stoliki pod stoiska. Odtąd rokrocznie poszukiwałem ich po całym gmachu, bo przez czas między konwentami żyły one własnym życiem ;) Niewątpliwą motywację dla sprzedawców stanowił brak opłaty za stoisko. Wstęp na imprezę był wtedy również bezpłatny.
rok 1992, giełda w sali 313 eŁDeKu - na pierwszym planie po prawej, nieodżałowany Andrzej Kudzin; pośrodku, w czarnym płaszczu, Kamil Śmiałkowski (kiedyś naprawdę tak wyglądał ;)Wkrótce na kiermaszu pojawili się profesjonalni wydawcy. Pierwsze oferty komiksowe prezentowały firmy TM-Semic oraz Prószyński i ska. Strefa targowa zaczęła się rozrastać. Z roku na rok przybywało nowych wystawców, toteż niebawem w eŁDeKu zaczęło brakować stolików oraz wolnej przestrzeni. Sytuację poprawił chwilowo okazjonalny import ławek szkolnych (w domu kultury przez kilka lat rezydowała szkoła) oraz przeniesienie giełdy na parter, do „sali lustrzanej”. Mój kram od początku wyróżniał się spośród stoisk konkurencji. Nie tylko atrakcyjną ofertą. Ale także przemyślaną aranżacją. Nigdy nie poprzestałem na banalnym wyłożeniu komiksów na ladę, jak to czyniła większość sprzedawców. Moje stoisko było zawsze bardzo kolorowe. Za każdym razem robiło ogromne wrażenie na oglądających. Początkowo, jako zastawek, używałem tablic pożyczonych z eŁDeKu, na których umieszczałem najbardziej atrakcyjne okładki komiksów. Z biegiem czasu ilustracje te uzupełniłem plakatami. Wtedy żaden z gości imprezy nie mógł przejść obojętnie obok mojej ekspozycji. Starałem się urozmaicić ofertę, aby stanowić wzór do naśladowania dla innych wystawców. Jednak w tamtym czasie niewielu sprzedawców decydowało się ożywić własne stoiska. Zapewne uważali, że oferowane przez nich publikacje są wystarczającą atrakcją :(
Coroczne projektowanie strefy targowej nie było zadaniem łatwym. Substancja eŁDeKu nie nadawała się zbytnio do przygotowania tak dużej imprezy. Ponadto ulegała ciągle zasłużonym remontom, więc warunki nieustannie się zmieniały. Czasami musiałem umieszczać stoiska w dość wąskich korytarzach. Natomiast ekspozycje w szatniach stały się standardem. Pewnego roku przygotowałem giełdę nawet w kinie :) Niebawem zabrakło miejsca także w sali lustrzanej. Wtedy „handlowe ławki” ustawiłem na antresoli reprezentacyjnej sali kolumnowej, w której odbywały się spotkania, prelekcje oraz gala. Wkrótce całą przestrzeń również wypełniły kramy. Strefa merkantylna rozwijała się znacznie szybciej niż pozostałe elementy konwentu. Jestem pewien, że do sukcesu imprezy przyczyniła się zmiana nazwy, na festiwal. „Jam Ci to nie chwaląc się uczynił” ;)
W 2004roku nastały ciężkie czasy dla giełdy. Kierownictwo festiwalu przejął Mamut i odsunął mnie od opieki nad strefą targową (ponieważ nie chciałem wstąpić do stowarzyszenia Contur, ale to inna historia…). Kiermaszem zarządzały teraz pracownice domu kultury. Chyba nikt wtedy nie zajmował się promocją eventu, ani pozyskaniem wystawców. Albo robił to kiepsko. Opiekunki z eŁDeKu też słabo sobie radziły. Ponieważ nie miały żadnego doświadczenia w przygotowaniu tego punktu programu. Ani zbyt wielkich chęci do tak skomplikowanej pracy, jak na ich możliwości. Mój kram w tym czasie również wyglądał dużo skromniej. Nie chciałem się narzucać, skoro nowi orgowie sami zrezygnowali z mojej pomocy… Niestety, nie mam fotek mojego stoiska z tamtego okresu. Sam nie robiłem zdjęć. A w oficjalnych materiałach nie było żadnego śladu po mojej aktywności. Już wtedy zacząłem być wymazywany z historii łódzkiego festiwalu komiksu :(
...ciąg dalszy wkrótce :)
Tekst został napisany człowiekiem. Obrazek wygenerował Krzysztof,
za pomocą czatu GPT.