lutego 26, 2010

Nienawidzę papieru

… może trochę przesadzam. Są jednak chwile, kiedy papierowych publikacji mam naprawdę dość.

Przypominam sobie, jak wiozłem Komiks Forum 2008 na Warszawskie Spotkania Komiksowe, w marcu owego roku. Było to dla mnie dość osobliwe przeżycie. W tym czasie byłem silny duchem raczej niż ciałem. Zmęczony kilkutygodniową pracą, po całonocnych przygotowaniach do wyjazdu, postanowiłem przespać się przynajmniej godzinkę. I oczywiście spóźniłem się na pociąg. Ale na szczęście z „sypialni” do „stolycy” ponad trzygodzinne ekspresy (140km) kursują dość często. Zapakowałem setkę cieplutkich antologii na wózeczek, wziąłem „zaczarowany” stoliczek i ruszyłem w drogę.

Ponieważ nie dysponuję innym środkiem lokomocji niż rower, musiałem zdać się na transport publiczny. Wózeczek, pamiętający jeszcze czasy Jarmarku Dominikańskiego, pomógł mi w tym znacznie. Lecz podczas całej wyprawy odczułem, jak bardzo źle, w naszym „pięknym” kraju, mają osoby niepełnosprawne. Zapakowanie ciężkiego towaru do tramwaju, a następnie pociągu, było dla mnie wyczynem na miarę Pudziana. Wyładunek był na szczęście łatwiejszy. Ale i tak Warszawa mnie dobiła. W tym mieście, zielone światło dla kaleków ma bardziej intensywny kolor. Jednak to tylko pozory. Co prawda, do metra i na zewnątrz wjechałem windą. Lecz wyjście z niej znalazło się niefortunnie po drugiej stronie przegrodzonej płotem, ruchliwej ulicy. Musiałem więc „przeczołgać się” z wózeczkiem kilkaset metrów, „przeskakując” po drodze tysiące krawężników, do najbliższego przejścia dla pieszych. I jeszcze większy kawałek przebyć do budynku, w którym odbywała się impreza. Cudem było pokonanie wąskich schodów na piętro, gdzie znajdowała się giełda. Na szczęście, nikt mi nie pomógł w trwającej kilka minut wspinaczce, stopień po stopniu. Młodzi i starzy miłośnicy komiksów zajmowali się własnymi sprawami.

Powrotna droga była łatwiejsza, ponieważ pozbyłem się nieszczęsnego ładunku. … ale przepraszam za dygresję. Stary wydawca musi się czasami wygadać.

Tym razem moją nienawiść do publikacji tradycyjnych wywołała rozmowa z drukarzem. Wymienił on jakąś astronomiczną kwotę za druk, jeszcze przed rozpoczęciem pracy. Wygląda na to, że będę musiał zapłacić za nowe komiksy tyle, ile do tej pory uzyskiwałem za poprzednią antologię.

Waltari powiedział w rozmowie ze mną, że „lubi, jak komiksy stoją u niego na półce”. Widać od razu, iż nie jest on prawdziwym kolekcjonerem. Na półce bowiem publikacje pokrywa kurz, płowieją od światła, niszczeją. Komiksy powinny być szczelnie zapakowane w torby z Mylaru©, przechowywane w odpowiednich pojemnikach i sejfie, w warunkach kontrolowanych komputerowo (to temat w sam raz dla loży szyderców). Ja swoją „półkę” mam w netbooku. Jest ona tak duża, że nie zmieściłaby się w moim mieszkaniu. A poszczególne komiksy mieszczą się na wet w telefonie.