sierpnia 28, 2019

Rower z kawą ważniejszy od komiksowej ekspozycji :(

Na festiwal do Łodzi przyjeżdżają co roku olbrzymie rzesze fanów komiksu. Za każdym razem event gości również sporą liczbę twórców sztuk wizualnych. Śmiem twierdzić, że największą w kraju. Przynajmniej, jeśli chodzi o komiksy. Pewnie jestem chory umysłowo ponieważ kiedyś ubzdurałem sobie, że impreza dla fanów literatury obrazkowej powinna zewsząd epatować obrazami.

Naturalną ozdobą każdego eventu są wystawy. Ale one, od czasów Atlas Areny, „wyemigrowały” gdzieś w miasto. Poza obszar imprezy. W myśl zasady: niech całe miasto „żyje” komiksem (jak w Angouleme). Może to i dobrze. Na „placu boju” pozostały jedynie skromne ekspozycje okolicznościowe, które zazwyczaj ogląda niewielu. A także prezentacja laureatów konkursu dziecięcego, która moim zdaniem nie powinna być „atrakcją” festiwalu. Bowiem utwierdza w społeczeństwie przekonanie, że komiks, to rozrywka wyłącznie dla dzieci.

Na pierwszych konwentach bardzo dobrą tradycją było organizowanie w trakcie imprezy comics session. Czyli wspólnego rysowania na dużych planszach, w specjalnie wydzielonej przestrzeni. Każdy uczestnik spotkania mógł tam pochwalić się własnymi zdolnościami rysunkowymi. Amatorzy stawali obok „mistrzów”, a publiczność podziwiała efekty ich pracy. Dzięki odpowiedniej organizacji całego przedsięwzięcia poziom rysunków był naprawdę niezły. Choć zdarzały się przypadki komiksowej grafomanii :) Comics session było niewątpliwie unikalną atrakcją łódzkich imprez.

Jednak pod rządami Mamuta akcja ta uległa dziwnemu wynaturzeniu. Odtąd amatorzy mazali swoje bohomazy publicznie na sztalugach, pod dyktando jakiegoś dyletanta (pracownika eŁDeKu), który nie znał się na rysunku wcale. A na komiksie, tym bardziej. Przecież był tylko odpustowym wodzirejem :) Całość prezentowała tak żenujący poziom, że na kolejnych imprezach zrezygnowano z tej „atrakcji”. W tym samym okresie „mistrzowie” demonstrowali swój kunszt rysunkowy wieczorami, na pijacko-densowym afterparty. Zabawa nazywała się: „wybory rysunkowej miss festiwalu”. Czy jakoś tak. Nigdy tam nie byłem, więc nie mogę oceniać tej akcji. Jednak myślę, że pod wpływem promili atmosfera była naprawdę świeeetna :)

Ostatnie comic session w „starym stylu” przygotowałem ja. Było to przy okazji pożegnania starego dworca kolejowego Łódź Fabryczna, który miał wkrótce zostać zburzony. Podczas festiwalu, w przestrzeni targowej znajdującej się w budynku Textilimpexu, na dużych planszach rysowali: Rosiński, Tomaszewski i wielu innych znanych twórców, których poprosiłem osobiście. Niewątpliwie, na oczach zgromadzonej publiczności powstała rzecz unikalna. Może ją kiedyś udostępnię szerszej społeczności :) Oczywiście, każda festiwalowa akcja musi być w odpowiedni sposób przygotowana. Zawsze uważałem, że powinna mieć ona również swojego opiekuna. Odpowiedzialnego za całą realizację. Jednak, kiedy go zabraknie, z atrakcji „nici” :(

Od lat, wizualna strona przestrzeni handlowej Międzynarodowego Festiwalu Komiksu niczym nie różni się od podrzędnych targów książki. Wszędzie takie same boksy zbudowane ze ścianek octanorm. Takie same lady, oraz podobni sprzedawcy. Tylko zawartość półek jest różna, bardziej komiksowa :) Nikt by nie przypuszczał, że impreza gromadzi w tym miejscu awangardę grafików naszego pięknego kraju. Uważam bowiem, że aby dobrze rysować komiksy należy mieć naprawdę wysokie umiejętności ilustratorskie. W całej historii festiwalu, chyba tylko raz powstała specjalna aranżacja komiksowa. Było to stoisko Gildii promujące album „Kot Rabina”. Nawet Egmont, potentat w branży komiksowej, przez większość lat miał ekspozycję w stylu „tania książka”. Dopiero ostatnio to się zmieniło. Częściowo za moją sprawą :) Napiszę o tym jeszcze...

Jako organizator strefy targowej, oraz miłośnik wszelkich sztuk wizualnych :) starałem się odmienić obraz imprezy w oczach festiwalowych gości. Tak, aby event zapierał im dech w piersiach również od wizualnej strony :) Kiedyś zaproponowałem pozostałym organizatorom prosty konkurs na najładniejsze stoisko festiwalu. Ale pomysł upadł, jak większość moich propozycji. To rozległy temat, więc napiszę o tym jeszcze...

Skoro więc nie mogłem realizować moich wizji „globalnie”, postanowiłem stworzyć atrakcyjną ekspozycję we własnym zakresie :) Przez lata doświadczenia nauczyłem się, że komiksy umieszczone w pudełkach sprzedają się słabo. A poza tym, niszczą się, ciągle przeglądane przez klientów. Natomiast, na powierzchni stolika jest za mało miejsca na moją bogatą kolekcję :) Dlatego skonstruowałem specjalne stojaki, na których komiksy ustawione są pionowo. Owe standy zajmują bardzo mało miejsca. Mają niewielką głębokość (tylko 30cm). Natomiast moja kolekcja prezentuje się na nich bardzo okazale. Dzięki temu, wzbudza duże zainteresowanie oglądających. Kilka standów umieszczonych obok siebie (każdy ma szerokość 70cm) tworzy niesamowitą „ścianę komiksów”, której nie oprze się żaden miłośnik literatury obrazkowej :) Całość uzupełniają plakaty komiksowe, powieszone na specjalnej listwie nad standami. Ekspozycja jest bez wątpienia atrakcją każdej imprezy. Wielu festiwalowych gości robi sobie na jej tle pamiątkowe selfie. A na warszawskim Comic Conie, zawodowy fotograf na tle mojej komiksowej ściany robił zdjęcia cospleyerom. Taka prezentacja kolekcji komiksów jest ekspozycją unikalną, której wielu innych wystawców mi zazdrości. Znajdują się na niej wyłącznie publikacje oryginalne, amerykańskie. Obecnie dość rzadkie (szczególnie w naszym kraju). „Najmłodszy” komiks na wystawie ma prawie 20lat. Ponadto, cała konstrukcja jest bardzo lekka, ponieważ wykonałem ją z tektury. Toteż, w razie potrzeby, nawet dziecko może bez trudu ją przesunąć. Dlatego, komiksowe stojaki najlepiej „czują się” przy ścianie :)

Projektując swoje stoisko starałem się aby zajmowało w przestrzeni targowej jak najmniejszą powierzchnię, ponieważ wiem jaka ona jest cenna :) Jednocześnie postanowiłem wykorzystać miejsce, które nie pomieści tradycyjnej zabudowy targowej, ani nawet zwykłego stolika dla kolekcjonera. Nie chciałem zajmować przestrzeni innym wystawcom. Moje standy mogłem ustawić gdzieś przy ścianie, w korytarzu, a nawet przejściu. Nie blokowały bowiem ruchu. Dotychczas kolorowe stojaki „pojawiły się” na festiwalu komiksu w Łodzi, warszawskim Comic Conie, oraz na imprezie „Niech żyje komiks” zorganizowanej w Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Wszędzie budziły zachwyt i zainteresowanie :)

Tak mogłoby wyglądać moje stoisko na tegorocznym festiwalu

Komiksowe standy są estetyczne i bardzo kolorowe. Bezpieczne dla eventowych gości. Łatwo je przemieścić ponieważ są lekkie. A także ekologiczne i nietoksyczne :) Moja „ściana komiksów” ozdobi chętnie każdą imprezę komiksową, grową lub fantastyczną. Oczekuje tylko zaproszenia :)

Wrócę teraz do ostatniej wizyty w biurze organizatorów festiwalu, w budynku EC1. To było dziwne spotkanie. Ale wreszcie dowiedziałem się, że przestałem być potrzebny jako organizator festiwalu komiksu. Witek zrobił swoje. Witek może odejść :(

Zaczęło się spokojnie. Chwilę rozmawiałem z Piotrem o problemach organizacyjnych nadchodzącej imprezy. Piotr zajmuje się układaniem programu festiwalu. Robi to sposobem jemu wygodnym. Mianowicie, poszczególne prelekcje, bądź spotkania autorskie, ustala godzinowo w kolejnych salach. Później, zazwyczaj tydzień przed imprezą :(, program pojawia się na stronie festiwalowej (?!), oraz w broszurze dostępnej dla odwiedzających event. Metoda Piotra Jest logiczna. Jednak niezbyt ergonomiczna. Teraz, kiedy uczestnik imprezy zechce dowiedzieć się, co na niego czeka o konkretnej godzinie, musi przewertować cały program (kilka stron), sala po sali. Wygodniejszy byłby zapewne wykaz w układzie godzinowym. Wtedy gość festiwalu mógłby łatwo wybrać jedną z tych atrakcji, które odbywają się w różnych salach jednocześnie, o tej samej porze. Ale chyba byłoby to zbyt proste :(

Wiem, że przed festiwalem Piotr jest bardzo zajętym człowiekiem. I nie ma czasu na jakiekolwiek fanaberie. Zaproponowałem więc, że sam przerobię jego „program salami” :) na wersję godzinową. A następnie, szybko odeślę mu poprawiony tekst, aby mógł go umieścić w broszurce festiwalowej. Już kiedyś tak zrobiłem. A nawet ulokowałem w Internecie, na swojej stronie, godzinową wersję programu. Żeby pokazać wszystkim, że takie rozwiązanie jest lepsze od dotychczas stosowanego. Jednak organizatorzy nie skorzystali z mojej pomocy. Zazwyczaj „olewali” moje działania. Tak było i tym razem. Piotr powiedział: że nikt dotąd (oprócz Witka :) nie zgłaszał uwag do programu w wersji „salami”, więc nic nie będzie zmieniać.

Oczywiście, to szczegół. Ale właśnie takie, z pozoru nic nie znaczące, drobne elementy, kreują wizerunek każdej imprezy w oczach gości. Jeśli organizatorzy nie dbają o detale, to znaczy, że na evencie nie zależy im wcale. „Odwalają” tylko swoją „brudną robotę”. Chałturzą, aby jedynie wykazać się w statystykach :(

Tymczasem do biura przyszedł sam Mamut. Przez chwilę rozmawialiśmy o filmie, który nakręciłem podczas pierwszego łódzkiego Konwentu Twórców Komiksu w październiku 1991roku. Ale to historia na osobny wpis. W końcu, poruszyłem temat mojego festiwalowego stoiska, które przygotowuję od lat. Od początku łódzkich imprez komiksowych. Wszak jestem organizatorem pierwszej komiksowej giełdy :) Piotr skierował mnie do Mariusza, który zajmuje się organizacją strefy targowej festiwalu. I tu zaczęły się „schody” :(

Nie rezerwowałem wcześniej stolika na giełdzie kolekcjonerskiej ponieważ nie był mi potrzebny. Ale miesiąc wcześniej, zanim jeszcze którykolwiek z organizatorów zabrał się do pracy nad festiwalem, rozmawiałem z Mamutem. Tradycyjnie zaoferowałem mu swoją pomoc przy organizacji imprezy. Powiedział mi: „żebym zgłosił się w lipcu, kiedy jego współpracownicy wrócą z urlopów i żebym trzymał rękę na pulsie”. Niestety, rozmowy z Mamutem charakteryzują się tym, że zwierzak pamięta o nich przez kolejne pięć minut :( W podobnej sytuacji znalazł się „Biskup”, który jest drugim największym wystawcą festiwalowym (zaraz po Egmoncie). On też negocjował wcześniej warunki swojego stoiska z Mamutem i o nim również zwierzak zapomniał. Jestem ciekaw, czy tak samo dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gry traktuje sponsorów?.. Napiszę o tym jeszcze... Na szczęście, o Biskupie oraz innych znanych mi wystawcach pamiętałem ja. Osobiście poinformowałem ich, o kończących się wolnych miejscach w strefie targowej. Mimo, że nie należało to już do moich obowiązków. Przecież nie byłem już organizatorem. Na pewno, napiszę o tym jeszcze :)

Stolika nie rezerwowałem, ale w kiermaszu festiwalowym uczestniczyłem co roku od początku istnienia łódzkiej imprezy. Wiedzą o tym wszyscy organizatorzy eventu. Począwszy od dyrektora Mamuta, a na Mariuszu Dziamradze, w tym roku odpowiedzialnym za strefę targową, skończywszy. Co prawda, ten ostatni jest na etacie w EC1 dopiero drugi rok. Ale już wcześniej, chyba będzie z dziesięć lat, pętał się przy festiwalu organizując „turnieje” konsolowe. Miał więc świadomość, że nie jestem zwykłym „człowiekiem z ulicy”, tylko organizatorem festiwalu z długoletnim stażem. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy Mariusz oświadczył mi, że nie ma już miejsc na giełdzie kolekcjonerskiej.

Oczywiście, wyprowadziłem go z błędu. Powiedziałem, że nie chcę blokować cennych stolików innym kolekcjonerom. Kolekcjonerom?! To temat na osobny artykuł. Poprosiłem Mariusza o odrobinę przestrzeni dla moich standów. Trochę miejsca na podłodze, przy ścianie, którego nie zajmie nikt inny. Bowiem żaden stolik kolekcjonerski nie zmieści się na powierzchni o głębokości 30cm. Spojrzałem na plan stoisk i znalazłem wolną przestrzeń idealną dla mnie. Stosunkowo blisko giełdy kolekcjonerskiej i wejścia na główną halę. Ale okazało się, że Mariusz zaplanował tam ustawienie roweru z kawą?! Sic!

Wyobrażacie sobie. Rower, plus zbiornik z kawą na tle dużej białej ściany. Nie wiem jak wąski jest ten rower, ale z pewnością, dużo szerszy niż moje stojaki komiksowe. Na pewno będzie blokował wejście na halę. Nie mówiąc już o zapachu, który będzie roztaczał. A jeśli jeszcze staną przy nim klienci? Przejście będzie znacznie ograniczone. Rok temu, na festiwalu widziałem taki rower. Stał sobie na świeżym powietrzu, przed halą Atlas Areny. Ale widocznie awansował :) Niewykluczone też, że rower jest „znajomym królika” :( W ostatnich latach, nasiliła się tendencja obsadzania intratnych lokacji kumplami Mamuta. Przykład idzie z góry :( Pewnie napiszę o tym jeszcze... No cóż. Dożyłem czasów, w których na imprezie komiksowej rower z kawą jest ważniejszy od komiksów. Chyba czas umierać :(

Ta sytuacja przypomniała mi, moje wieloletnie monitowanie zwierzaka, żeby zakazał w trakcie festiwalu sprzedaży tłustych przekąsek, w hali Atlas Areny. Goście imprezy chętnie pałaszowali chrupki, czy inne nachosy, dostępne w punktach gastronomicznych, umieszczonych obok stoisk komiksowych (?!). A następnie tłustymi paluchami przeglądali wydawnictwa. Efekt takich poczynań widoczny był niestety, dopiero po pewnym czasie. Chciałbym zobaczyć minę autografożercy, który zechce pochwalić się znajomym oryginalnym rysunkiem Rosińskiego. Zdobytym z wielkim trudem na festiwalu. Otwiera album... a tu półprzezroczysta plama :( Pamiętam też jedną z odpowiedzi Mamuta. Zaproponował: że Contur kupi serwetki, które będzie wręczać wszystkim klientom punktów gastronomicznych. Ciekawe, jaki genialny sposób ma dyrektor festiwalu na rozlaną kawę? Może gąbkę? Na rachunek EC1 :)

Ale wróćmy do planu strefy targowej tegorocznego festiwalu w hali Expo. Mariusz powiedział mi: że powierzchnie nie opisane na mapce są jeszcze wolne. Wybrałem najbliższą, która okazała się jednak zajęta. Kolejna „wolna” przestrzeń również taką nie była. W tym momencie dotarło do mnie, że gdybym wskazał dowolny pusty punkt na planie, też byłby zajęty przez jakąś ważną firmę lub kolejnego „znajomego królika”. Trochę się zdenerwowałem i chyba podniosłem nieco głos. Wtedy Mariusz wpadł w histerię. Zaczął piszczeć: „żebym na niego nie krzyczał”. Że od dwóch lat jest etatowym pracownikiem EC1 i nie jestem jego szefem, żebym miał prawo się na niego wydzierać. Widocznie Mamut często go opieprza :) To się chyba nazywa mobbing?

Zrozumiałem, że argument posiadania etatu od dwóch lat, miał dodać Mariuszowi prestiżu. Przypomniałem mu wtedy, iż ja organizuję te imprezy od ponad ćwierć wieku. I gdyby nie moja wieloletnia praca, koleś nie miałby swojego ukochanego etatu. A nawet sam Mamut pewnie by występował w innym „cyrku” :) I choćby z tego powodu „zdobywca etatu” nie powinien mnie traktować jak upierdliwego petenta. Ale raczej jak kogoś, komu cała łódzka impreza wiele zawdzięcza. Z odrobiną szacunku. Nie mówiąc już, o życzliwości :( Odpowiedź była równie histeryczna, co głupia: „teraz wszyscy są organizatorami”. Dalsze moje wyjaśnienia Mariusz starał się zagłuszyć krzykiem. Wtedy spokojnie, tylko przez moment, pokazałem urzędasowi jak wygląda prawdziwy krzyk. Piski Mariusza nie mogły się z nim równać :) To wystarczyło. Niestety, nie było to zbyt mądre posunięcie z mojej strony. Ale nie lubię, jeśli ktoś mnie traktuje jak idiotę :( Wkrótce „przytruchtał” sam Mamut, który doskonale słyszał naszą „rozmowę” z sąsiedniego pokoju. Powiedział mi: „żebym przeprosił jego podwładnego, dlatego że krzyczę na niego w miejscu pracy”. Tak. Jakoś umkło :) dyrektorowi, że ów podwładny był powodem całego zamieszania.

Prawdopodobnie, powodem takiej reakcji Mariusza było „zmęczenie materiału” ludzkiego. Zauważyłem, że Mamut często narzuca swoim współpracownikom taką ilość obowiązków, z którymi nie mogą sobie poradzić. Nierzadko zmienia zdanie w kwestiach zasadniczych. Pod wpływem nieznanego impulsu. Wielokrotnie miałem okazję sam się o tym przekonać :( Na przykład: podczas ostatniego festiwalu zwierzak poprosił mnie (nie mógł mi kazać, bo nie byłem jego podwładnym :), żebym na planie strefy targowej dalej przeniósł stoisko stałego wystawcy, zinu „Mydło”. A na jego miejsce wstawił firmę handlującą kubkami i koszulkami (sprawdziłem to w Internecie)?! Oczywiście Mydło zaprotestowało :) i musiałem całą sprawę odkręcić. W pierwszy dzień festiwalu :( Niestety, fryzy z nazwą i numerem stoiska były już przygotowane wcześniej, przez firmę od zabudowy targowej. I nie miała ona możliwości tego zmienić. Ponieważ jej pracownicy musieliby rozebrać dwa stoiska. W czasie trwania imprezy (?!) Pozostały więc metody „partyzanckie” :) Czyli prowizorka. Bo taki charakter mają rokrocznie przygotowania do kolejnego festiwalu. Oczywiście sprawca całego bałaganu niczym się nie przejmował. Wydawał tylko rozkazy i wymagał ich realizacji. Bez względu na koszty :( Ostatnio również, stres związany z pracą przy festiwalu i odpowiedzialnością za jej efekty kumulował się w Mariuszu. Lecz kiedyś, w jakiś sposób musiał się rozładować. Miałem pecha, że akurat trafiłem na ten moment :(

Mariusz próbował mnie zakrzyczeć, ale się nie rozpłakał. Natomiast Iwona, która przez trzy lata pomagała przy imprezie, często tak reagowała na kontakt z „grubą skórą” dyrektora festiwalu. Iwona miała, z całej ekipy organizatorów, największe doświadczenie w przygotowywaniu różnych eventów. Wiem na pewno, że w hali Expo organizowała targi fotograficzne, o których budżecie zwierzak może tylko pomarzyć. Ponieważ nikt rozsądny nie powierzy mu takich pieniędzy :) Bez wątpienia, festiwalowi była potrzebna osoba z doświadczeniem Iwony. Jednak kobieta zrezygnowała z pracy. Po prostu, miała dość kontaktu z Mamutem :( Olbrzymiego stresu i nerwów z tym związanych. Tak więc, zwierzak ma już na sumieniu Iwonę. Czy będzie miał również Witka? Kto następny opuści ten „okręt”, dowodzony przez durnego „kapitana”?

Oczywiście, Mariusza przeprosiłem od razu. Za to, że miałem czelność podnieść głos na etatowego pracownika EC1 (od dwóch lat :)

Na zakończenie spotkania Mamut powiedział, że poinformuje mnie o moim miejscu w strefie targowej, kiedy tylko firma od zabudowy (?!) ukończy plan stoisk. Ciekawe, czy tym razem dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gry dotrzyma słowa?

Pewnie napiszę o tym jeszcze :(