Spisując historię Komiks Forum nie sposób zapomnieć o ważnym epizodzie, związanym z Czasem Komiksu. Podczas pierwszych majowych Targów Komiksu w 1995roku skontaktował się ze mną Waldek Jeziorski. Z wykształcenia prawnik, ale bez wątpienia również miłośnik historii obrazkowych. Waldek wpadł na pomysł wydawania magazynu komiksowego. Nie wiem skąd taka myśl się u niego wzięła. Chyba nie zamierzał na przedsięwzięciu „robić kokosów”. Przecież w kancelarii adwokackiej, prowadzonej przez jego mamę, zarabiał raczej przyzwoicie :) Być może pragnął sprawdzić swoje możliwości w nowym obszarze doświadczeń. Niespecjalnie znał się na wydawaniu komiksów. Na szczęście, do realizacji swojego planu, zatrudnił odpowiedniego człowieka :)
Czas Komiksu (jesień 1995) - nadzieja nowego polskiego komiksu
Jeziorski wcześniej poznał rodzimy komiks. Lecz wyłącznie ten, z oficjalnego obiegu, który można było czasami kupić w kioskach lub księgarniach. Pojawiał się nawet jesienią na łódzkim konwencie. Ale raczej, jako obserwator (zauważyłem go na jednym z moich starych filmów z imprezy :) Natomiast światowy dorobek dziewiątej sztuki był, dla przyszłego wydawcy komiksów, w dużej mierze obcy. Jak zresztą dla większości rodaków :( Waldek najbardziej cenił komiksy przygodowe. Jego ulubioną serią był cykl z przygodami Tintina. Zacna, dobrze opowiedziana oraz świetnie rysowana klasyczna produkcją frankofońska. Tym razem jednak zetknął się z odmiennym, bardziej współczesnym, nowym komiksem polskim. Starałem się być jego przewodnikiem, po tej nieznanej, ale niesamowitej krainie. Lecz wydaje mi się, że od początku mecenas za bardzo ulegał czarowi autorów, niż potencjałowi monetaryzacji ich prac.
Według pierwotnych planów wydawcy, komiks w magazynie miał być tylko jednym z elementów całości. Waldek bowiem zainteresowany był również, wchodzącymi właśnie na rynek, fabularnymi grami planszowymi. Od razu „wybiłem” mu ten pomysł z głowy ;) Ponieważ, mimo pełnienia nominalnej funkcji redaktora graficznego, byłem raczej naczelnym. W ten sposób powstał Czas Komiksu :)
Magazyn był bez wątpienia fenomenem na ubogim, polskim rynku komiksowym. Jako pierwsza i chyba jedyna w tamtym czasie publikacja niezależna, zapewniał na wstępie wszystkim twórcom honoraria autorskie. Co było na pewno, w przypadku niewielkich wydawnictw ilustrowanych, ewenementem na skalę światową. Dlatego potencjalni twórcy, skuszeni solidną ofertą, niemal „walili” do niego drzwiami i oknami ;) oferując swoje najnowsze realizacje. Można więc było zawsze wybierać tylko najlepsze historie. Nic więc dziwnego, że materiał zamieszczany w Czasie Komiksu był najwyższej jakości. Dorównywał jedynie graficznym opowieściom z Komiks Forum. A nawet, czasami je przewyższał ;) Przez długie lata Waldek praktycznie nie miał żadnej, liczącej się konkurencji :) Zapewne to właśnie, między innymi, zgubiło magazyn. Ale to inna historia...
Od początku lat .90 (czasów przełomu ustrojowego) rodzimy rynek komiksowy ulegał często dyktatowi twórców. Młodzi artyści, pragnąc odcisnąć własny ślad w budowanej od nowa rzeczywistości, zdominowali całą sferę autorską. Wpływali nawet, poprzez opinie narzucane w trakcie eventowych dyskusji, na decyzje dużych wydawców, którzy przecież winni kierować się jedynie względami komercyjnymi. Efektem takich działań była stosunkowo niska sprzedaż wielu świetnych tytułów zagranicznych, docenianych przez artystów, lecz średnio tolerowanych wśród szarych odbiorców komiksów. Nieświadomych „pereł rzucanych przed wieprze” :( Na szczęście, duże wydawnictwa rzadko ryzykowały publikując prace rodzimych autorów. Problem nie zrozumiały przez wielu do dziś (zarówno redaktorów, jak i autorów) polegał na tym, że prawie wszyscy młodzi twórcy, posiadając doskonałe zdolności graficzne, mieli znikomą wiedzę tyczącą języka medium, którym tak ochoczo się posługiwali (wyjątki były nieliczne). Barierę popularności wśród czytelników nowych opowieści ilustrowanych, którzy byli wiecznie spragnieni klasycznych komiksów z lat minionych, stwarzały również zbyt awangardowe pomysły. Lecz przede wszystkim beznadziejny poziom większości scenariuszy historii obrazkowych :( Młodzi autorzy nowego komiksu polskiego tworzyli „cudowne nowele” wyłącznie dla siebie, albo innych artystów, bądź „wyrobionych” czytelników, których nie było wielu. Ponieważ tylko podobne dusze były w stanie docenić „artyzm” plansz oraz wkład pracy, poświęcony na realizację każdego dzieła. Natomiast rodzimi odbiorcy, przyzwyczajeni przez lata do łatwej, często przaśnej i raczej skromnej oferty rynku, nie byli w stanie „strawić” tak intensywnej dawki awangardowej sztuki. A przecież, to od nich zależał dalszy los każdej publikacji. Zwłaszcza komiksowej, która wymagała znacznie większych „inwestycji”, niż pozostałe druki :( Czytelnicy kupowali tylko takie pozycje, których rodzaj znali wcześniej i przypadł im do gustu. Ponieważ przez dekady nie istniała żadna forma edukacji, poszerzania świadomości o komiksowej materii, zarówno wśród twórców, jak i odbiorców literatury obrazkowej :( Dlatego, z braku nowych środków, upadały po kolei „autorskie” wydawnictwa (jak Awantura czy Fan), w których historie były dobrze rysowane, ale jednocześnie dziwnie obce dla przeciętnego czytelnika. Bowiem wydawcy tych magazynów nie potrafili odróżnić komiksu, potencjalnie ciekawego, zrozumiałego dla zwykłego odbiorcy, od „artystycznych” wyzwań młodych twórców :(
Przystępując do pracy nad Czasem Komiksu próbowałem tą chorą sytuację zmienić. Argumentem przemawiającym na moją korzyść, w negocjacjach z autorami, była „kasa”, której zawsze szukali młodzi twórcy ;) W trosce o nieco bardziej komercyjne, ale również przystępne dla przeciętnych czytelników historie rysunkowe, zaproponowałem korektę niektórych scenariuszy... Jakie były moje prerogatywy w tym względzie? Przecież nie kończyłem żadnej artystycznej szkoły, ani nawet kursu redagowania magazynów ilustrowanych (bo takowych nigdy nie było). Miałem jednak ponad trzydziestoletnie doświadczenie w handlu komiksami. Kierowałem się nim z sukcesem, podczas wyboru popularnych tytułów, tworzonych w krajach o dużo większej tradycji literatury obrazkowej, niż uboga, rodzima spuścizna wydawnicza. Posiadałem również stosunkowo dobrą znajomość języka narracji sekwencyjnej, ponieważ od dawna interesowałem się tym zagadnieniem. Podobnie jak kilku (nielicznych) rodzimych autorów. Takich, którzy bardziej rzetelnie przykładali się do tworzonej przez siebie opowieści graficznej... Po prostu, miałem świadomość tego, co jest dobre (zarówno dla twórców, jak i czytelników komiksów :) Z przykrością stwierdzam, że byłem lepiej przygotowany do redakcyjnej pracy, niż wielu „naczelnych” z ówczesnych profesjonalnych wydawnictw komiksowych :(
Na etapie scenariusza poczyniłem kilka uwag, w stosunku do jednej historii, która powstawała na zamówienie Jeziorskiego, i realizowana była przez znanych oraz cenionych twórców. Opowieść wydawała mi się zbyt banalna oraz wtórna. Niestety, „zawodowi” autorzy „olali” moje sugestie :( Być może wtedy komiks był już gotowy. Czasu do konwentu i premiery magazynu zostało niewiele, więc nie drążyłem tematu... Chciałem ustanowić w środowisku autorów nowy standard pracy nad historiami obrazkowymi. Zbliżony bardziej do amerykańskiej manufaktury, niż pracowni artysty. Kiedy to doświadczeni twórcy wspomagają oraz uczą warsztatu debiutantów. Znalazły się na to odpowiednie środki. Lecz nie byłem w stanie przekonać do mojej koncepcji współpracy „poważnych artystów” :( Natomiast Waldek nigdy nie był tak stanowczy, jak ja. Zauroczony niebywałymi zdolnościami młodych grafików, akceptował bezkrytycznie wszelkie fanaberie twórców. I chyba również to zniweczyło fajny pomysł na komiksową publikację :(
Z perspektywy lat uważam, że lepiej by było zatrudnić wtedy do rysowania komiksów mniej doświadczonych, ale bardziej spolegliwych artystów. Takich, których efekty pracy można byłoby krzałtować z mniejszym wysiłkiem. Na podobnej formie współpracy skorzystaliby zarówno młodzi twórcy, jak i odbiorcy ilustrowanych historii. No cóż, próbowałem poprawić kondycję rodzimego komiksu... Lecz mi nie wyszło :(
Pierwszy numer Czasu Komiksu rozpoczynała opowieść Andrzeja Deredosa „Biskity”, do mojego scenariusza. Fantastyczna historia, być może niezbyt wyszukana, ale niewątpliwie ciekawa i oryginalna. Można by ją streścić starą sentencją: „chłop żywemu nie przepuści” ;) Moim zdaniem była to jedna z najlepiej rozrysowanych (kreowanych obrazem) nowel lat poprzednich, a nawet późniejszych... Andrzej bardzo lubił komiksy Bilala. Pragnął namalować plansze w jego stylu. Ja natomiast, zamierzałem sprawdzić własne zdolności w konstruowaniu narracji sekwencyjnej. Oprócz scenariusza, zaprojektowałem wszystkie strony komiksu. Począwszy od kompozycji całej planszy, na układzie kadrów oraz ich zawartości skończywszy. Moje były również wszystkie cyfrowe elementy opowieści. Teksty w dymkach, ekrany wyświetlaczy, a zwłaszcza onomatopeje. Obaj z Andrzejem, tworząc tą historię, popełniliśmy kilka błędów :( Według mojego pomysłu, biskity miały przypominać niedźwiadki, ale raczej w stylu Zwierzaka z Mupetów, niż pluszowego misia, który średnio pasował do kreowanej rzeczywistości. Widocznie rysownik źle mnie zrozumiał. Albo niezbyt wyraźnie określiłem swoją wizję w opisie postaci. Poza tym, Andrzej zostawił za dużo miejsca dla tekstów. Zupełnie nie pasowało ono do wielkości dialogów w moim scenariuszu. Podczas nużącej pracy przy komputerze nieco zmniejszyłem dymki (ale nie wszystkie). Lepiej by było, gdyby grafik nie rysował „chmurek” wcale. Natomiast moim ewidentnym błędem było nadmierne stosowanie komputerowych czcionek z obrysem. Po wydruku, za bardzo zasłaniały każdy obrazek w kadrze. Często były też niezbyt czytelne :( Przyczyną problemu był skład publikacji w mniejszej skali. Nie wszystkie elementy obrazu bywały właściwie odwzorowane na zbyt małym ekranie. Natomiast brak możliwości wcześniejszego wydruku utrudniał odkrycie każdego błędu :( Przeciwieństwem malowanego komiksu Andrzeja była graficzna nowelka „Race” Przemka Truścińskiego, według scenariusza Błażeja Kronica. Brawurowo narysowana, z typowym dla Trusta artystycznym sznytem. Opowieść niezbyt skomplikowana w swojej treści, ale po mistrzowsku zrealizowana. Short „Jak rozmnażają się aniołki” był debiutem Krzyśka Ostrowskiego, oraz komiksem na telefon :) Mianowicie, została do zapełnienia jedna wolna strona magazynu. Czas naglił, więc zamówiłem u Krzyśka przez telefon krótki komiks. Impresja miała być prosta, czytelna, monochromatyczna oraz... gotowa na drugi dzień. I taka była :) „Urwisko” spółki Wojtek Birek i Maciej Mazur było opowieścią obyczajową z przewrotnym zakończeniem. Zrealizowaną według klasycznych standardów europejskich. Była to niewątpliwie solidna robota twórców, którzy znali się na komiksie :) Pierwszy raz pracowałem z kolorem i w przypadku tego dzieła popełniłem błąd szkolny (chociaż do szkoły poligraficznej nigdy nie chodziłem), który niewielu czytelników dostrzegło. Pod presją czasu nie zauważyłem, że zamiast w CMYKu materiał do naświetlarni wysłałem jako RGB :( Ale historia po wydrukowaniu wyglądała dobrze. Tylko kolory, w stosunku do oryginału, miały nieco cieplejszą barwę... Następną opowieścią była „Aurora” Andrzeja Janickiego i Jacka Michalskiego. Świetnie narysowana nowela SF, której akcja przypominała nieco brawurową sekwencję pościgu z „Bladerunnera” (a może mi się tylko tak wydawało). Zrealizowana została w ulubionym stylu autorów, czyli gołe tyłki i giwery ;) Ozdobą każdego magazynu byłaby zapewne, wyróżniona w konkursie komiksowym impresja Sławka Jezierskiego „szósta rano”. Praca ewidentnie na poziomie światowym. Pod każdym względem :) Pierwszą antologię zamykał „Menuet” Agnieszki Papis oraz Tomka Piorunowskiego. Komiks nagrodzony Grand Prix konkursu konwentowego. Historia raczej banalna, ale bardzo ładnie namalowana. Była to bez wątpienia „pikna akwarelka”. Jak stwierdził juror konkursu Karel Saudek ;)
Magazyn uzupełniał średnio optymistyczny tekst (oczywiście) Wojtka Birka: „Dziewiąta sztuka u wyjścia z katakumb”. A także Leksykon Twórców Komiksu, tegoż samego autora. Były to krótkie biogramy twórców opowiadań zamieszczonych w magazynie. Niektóre strony antologii zostały wzbogacone o ilustracje Przemka Truścińskiego oraz Krzyśka Różańskiego. Publikację wieńczyła część reklamowa, z anonsami Komiks Forum, Świata Komiksu (mojej gazety komiksowej), Studia reklamowego Piotra Drzewieckiego oraz magazynu AQQ. Ostatnia strona wydawnictwa ogłaszała nowy konkurs rysunkowy oraz kolejną, tworzoną wyłącznie przeze mnie, imprezę w Łódzkim Domu Kultury: „100lat Komiksu” :)
Przyznam, że pokładałem spore nadzieje związane z przyszłym sukcesem Czasu Komiksu. Liczyłem bardzo na nieco większy wpływ redaktora, podczas kształtowania zawartości publikacji. Chciałem też nieco odmienić, urealnić stosunek twórców do pracy nad nowymi komiksami. Myślałem, że początkowe założenia finansowe przedsięwzięcia w tym pomogą... Jednak Waldek miał własne plany związane z magazynem. Uwidoczniły się one wkrótce doborem historii do pierwszego numeru pisma. Nie wszystkie komiksy w nim prezentowane akceptowałem. Lecz to nie ja „rozdawałem karty”, więc mój pogląd często był ignorowany :( Niestety, wydawca poddał się szybko dyktatowi opinii młodych twórców. Mój punkt widzenia przestał się liczyć. Artyści myśleli, że wszystko wiedzą lepiej. Przyszłość antologii zapowiadała się więc powrotem do schematu doboru materiału podobnego, jak w magazynach, które wcześniej upadły... Zawiodła mnie też realizacja publikacji. Nowa drukarnia, wybrana przez Waldka, nie spełniała standardów rzetelnej pracy. Przejawiało się to w licznych błędach podczas produkcji magazynu. Zarówno takich, które nie były widoczne dla laika. Jak niechlujne przygotowanie matryc do druku. Ale też bardziej poważnych. Wpływających na właściwy stan wydawnictwa. Jak na przykład: kiepskie sklejenie publikacji, z której po pierwszym czytaniu wypadały kartki :( W wielu przypadkach, cały mój wysiłek włożony w perfekcyjne przygotowanie materiału dla drukarni poszedł na marne... Dalszy los ambitnego projektu nowego polskiego komiksu raczej nie zapowiadał się zbyt różowo. Powoli tracił sens mojego udziału w tym przedsięwzięciu. Nie zamierzałem dłużej wysilać się dla wydawnictwa, które nie doceniało mojej pracy. Przecież miałem już własną antologię, nad którą byłem w stanie znacznie lepiej zapanować. Wobec tych, ważnych dla mnie argumentów, postanowiłem zakończyć współpracę z Jeziorskim :( Jednak, żeby nie zostawiać Waldka „na lodzie”, zaproponowałem kandydaturę Tomka Piorunowskiego, jako nowego redaktora graficznego pisma. Wiedziałem bowiem, że mój kandydat sprosta stawianym przed nim wymaganiom wydawcy :)
Następnymi numerami antologii rządzili już artyści. Oferowali przyzwoitą oraz estetyczną „strawę” dla nielicznych fanatyków komiksu oraz ludzi doceniających kunszt zacnej twórczości rysunkowej. Natomiast olbrzymia rzesza czytelników, wiecznie spragnionych dobrych opowieści graficznych, raczej nie znajdowała się w głównym kręgu zainteresowania nowych redaktorów pisma. W rezultacie takiego podejścia, w prezentowanych na stronach publikacji historiach zabrakło równowagi, między sferą artystyczną, a potrzebami masowego odbiorcy. Był to kolejny z powodów, w wyniku którego magazyn przetrwał jedynie kilka edycji :( Zresztą podobny los spotkał, z tej samej przyczyny, inną łódzką inicjatywę wydawniczą. Czyli Arenę komiks :( Oczywiście, ambitne plany obu wydawców zostały w dużej mierze zniweczone przez olbrzymie problemy wynikające z dystrybucji periodyków. Ale przecież zwykli klienci (a takich jest większość) zazwyczaj kupują tytuły, które są dla nich atrakcyjne, zrozumiałe, przystępne. Takie, których forma jest im znana :) Nie zaś oryginalne, zbyt wyszukane wizje niedocenianych twórców, pragnących wyłącznie zademonstrować niebywały kunszt swoich rewolucyjnych plansz.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :) Dzięki problemom z rozprowadzaniem antologii Czas Komiksu skorzystało moje Komiks Forum... Mianowicie, bardzo trudno było w tamtym czasie zainteresować nowym wydawnictwem komiksowym, zarówno hurtownie książek, jak i same księgarnie. Niewykluczone, że powodem niechęci pośredników były spektakularne plajty poprzednich magazynów (Fan, Super Boom...). Specjalistyczne sklepy komiksowe jeszcze nie istniały. Przecież nie miałyby czym handlować :( Monopoliści w dystrybucji prasy nie byli wcale zainteresowani mizernym (jak dla nich), kilkutysięcznym nakładem. Mimo, że zawsze dobrze zarabiali na handlu komiksami pobierając gigantyczną prowizję. Lecz nie gwarantując sprzedaży (to temat na osobny wpis)... Z konieczności, Waldek zmuszony został do samodzielnego rozprowadzania swojej antologii. Zatrudnił do tego celu kolegę, który z paczkami nowych wydawnictw ruszył w Polskę :) Dzięki temu, księgarnie w najdalszych zakątkach naszego kraju mogły wzbogacić swoją ofertę o dwa niezależne, trudne do zdobycia tytuły (Czas Komiksu oraz Komiks Forum). Za sprawą tak cennej inicjatywy łódzki przedsiębiorca przetarł szlaki dla kolejnych ilustrowanych publikacji. Pokazał różnym niedowiarkom, że można zarobić (a przynajmniej, nie stracić ;) również na niewielkich nakładach komiksów :)
Jaka była reakcja środowiska kultury na tak rewolucyjną inicjatywę wydawniczą? Praktycznie żadna :( Bowiem Internet nie był jeszcze wtedy dostępny dla ogółu społeczeństwa. Czasopisma opiniotwórcze podejmujące tematy kultury (lub sztuki) nie interesowały się (z zasady) komiksem wcale. Natomiast jedyny, ówczesny magazyn branżowy (którego głos liczył się wśród fanów) ukazywał się tylko dwa razy do roku. Czyli omówienie zawartości pierwszej antologii Czas Komiksu (tym razem całostronicowe) pojawiło się dopiero kilka miesięcy po premierze. Swoją drogą, dziwny był stosunek redaktorów owego periodyku do nowego magazynu ilustrowanego. Co prawda, wydawnictwu Jeziorskiego poświęcono dużo uwagi (aż w dwóch numerach). Lecz żaden opis nie był zbyt entuzjastyczny. Tymczasem w recenzji, dwie nowele ewidentnie najbardziej komiksowe (moja oraz Birka), ponadto dobrze przemyślane i opowiedziane za pomocą czytelnych kadrów, zostały poddane ostrej krytyce. Natomiast komiksy powierzchowne, podejmujące wręcz błahe, banalne tematy (aczkolwiek świetnie rysowane), były niemal wychwalane „pod niebiosa” :( W przypadku opowiadania Deredosa redaktor czepiał się wszystkiego. Wyglądu postaci, rozmiaru kadrów, wielkości literek, miejsca akcji oraz naturalnie scenariusza... Szkoda, że sam nie stworzył tego komiksu, od nowa. Wtedy zapewne powstałoby dzieło godne nagrody „półlitera” ;) Olbrzymia ilość uwag, w stosunku do tej historii, miała niby sprawić wrażenie, że dziennikarz wyjątkowo zna się na tym, o czym pisze. Szczerze w to wątpię :) Trzeba jednak przyznać, że ilość jadu jaką „obdarzył” wybraną pracę, wystarczyłaby do zatrucia całego nakładu wydawnictwa. Widocznie krytyk zapomniał już, jakie gnioty zamieszczał wcześniej w swoim magazynie :! Pisząc o noweli Mazura redaktor zarzucał grafikowi brak umiejętności rysowania. (?!) Osądzał komiksy niemal jak największy ekspert w dziedzinie literatury obrazkowej. Ale raczej był zawistnym dyletantem :( Swoisty „obiektywizm” krytyka można łatwo ocenić czytając historie z pierwszego Czasu Komiksu. Zapewne są one dostępne bez problemu u Chomika :) Dziennikarz jeszcze „strzelił sobie w stopę” wytykając nieaktualny termin konkursu komiksowego. Być może tak było, kiedy wydał tekst, który objawił się drukiem z gigantycznym poślizgiem w czasie. Jednak w rzeczywistości, od premiery antologii do zakończenia konkursu było ponad pół roku! Przez ten czas wielu twórców bez problemu zdążyło narysować nowe historie obrazkowe :) Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania. Ale jeśli opinię prezentuje publicznie, powinien lepiej zadbać o rzetelność wypowiedzi. Zwłaszcza, jeśli jest dziennikarzem, który powinien być odpowiedzialny za każde swoje słowo :( Rozumiem, że Czas Komiksu był zagrożeniem dla AQQ, ale wydaje mi się że recenzent mógł nieco stonować swoje bezzasadne uwagi. Tym bardziej, że tak ostre i niezupełnie uczciwe potraktowanie nowej antologii mogło zniechęcić niektórych czytelników oraz autorów do ambitnego przedsięwzięcia Waldka Jeziorskiego. Realizowanego przecież, jedynie za pomocą środków własnych, na bardzo ubogim, słabym i delikatnym, rodzimym rynku komiksowym. Chyba, że redaktorowi zależało na deprecjacji tego wydarzenia :(
Tekst został napisany człowiekiem.
Nieznana historia Komiks Forum
Numer pierwszy
- komiksy łódzkiej grupy Contur
Trust
- monografia Przemka Truścińskiego, komiksy, grafiki
Naznaczony Mrokiem
- historie fantasy oraz „komiks życia” Wojtka Birka
Czas Komiksu
- nowa antologia, nowa nadzieja dla komiksu polskiego