września 06, 2019

13 lat prowizorki - Kwestia kasy

5. Kwestia kasy

W pierwszych latach konwenty nie przynosiły ŁDeKowi dochodu. Ba, instytucja na każdą imprezę musiała sama organizować pewne środki. Nie było w tym nic dziwnego zważywszy, że podobne działania innych grup związanych z domem kultury również generowały koszty. Mamy jednak gospodarkę rynkową i na kulturze również należy zarabiać (bo padnie). Obecnie Międzynarodowy Festiwal Komiksu jest źródłem niewielkiego dochodu dla ŁDeKu. Podejrzewam jednak, że największego spośród wszystkich pozostałych imprez organizowanych w tej instytucji.

Zyski z pewnością byłyby większe, gdyby impreza się rozwinęła. Jednak w tej kwestii ŁDeK prowadzi własną strategię. Jej głównymi założeniami są: minimalne wydatki na inwestycje (w tym promocję) oraz ograniczanie kosztów własnych. Nie od dziś wiadomo, że brak inwestycji nie sprzyja zbytnio rozwojowi. Natomiast kiepsko promowana, mało znana impreza nie zainteresuje potencjalnych sponsorów. Koło się więc zamyka. Wynikiem takiej polityki jest fakt, że festiwal od lat kisi się w ŁDeKowym kociołku, z którego wyjścia nie widać.

Organizacja festiwalu pochłania co roku znaczące środki. Kilka tysięcy kosztuje przygotowanie konkursu komiksowego. Sama plastikowa figurka Grand Prix uszczupla budżet o tysiąc złotych! Nic więc dziwnego, że festiwal jest obecnie jedyną imprezą komiksową w Polsce, która w swoim programie ma konkurs rysunkowy. Niebagatelne koszty generuje sam ŁDeK. Są to wydatki związane z przygotowaniem wystaw, zakupem materiałów biurowych, opłatami telefonicznymi, oraz za nadgodziny pracowników innych działów (obsługa techniczna, kinooperatorzy, sprzedaż biletów i ochrona?!), a także za kserowanie (bilety, gazeta festiwalowa, sympozjum itp.). Kolejne koszty to honoraria autorskie dla zaproszonych na festiwal gości, jurorów oceniających prace konkursowe, komisarza wystawy, rzecznika prasowego oraz prelegentów. Jeśli nawet wydatki związane ze sprowadzeniem gwiazdy pokrywają sponsorzy, to zazwyczaj zapewnienie odpowiedniego wyżywienia i noclegu należy do organizatorów. Opracowanie i druk katalogu festiwalowego jest również poważnym wydatkiem. Na szczęście, w ostatnich latach bilansuje się on w trakcie imprezy. Mam nadzieję, że to częściowo moja zasługa. Kosztów jest oczywiście więcej...

Pieniędzy na przygotowanie konwentu nigdy nie było w nadmiarze. Początkowo ich pozyskiwaniem zajmował się sam ŁDeK. Czasami pomagali mu w tym młodzi Conturowcy. Ostatnio najefektywniej w tej dziedzinie działał Mamut. Środki pochodziły z różnych źródeł i miały różną formę. Niekiedy były to fanty w rodzaju: telewizora, radiomagnetofonu lub konsoli do gier, albo tylko zestawy przyborów rysunkowych, bądź komiksów (zależnie od sponsora). Kiedyś festiwal wspomagał nawet Urząd Miasta (dawno to było). W ostatnich latach, znaczącym sponsorem jest wydawnictwo Egmont. Na własny koszt sprowadza atrakcyjnych gości, a także pokaźną sumą zasila festiwalowe konto. Na ubiegłorocznym festiwalu do Egmontu dołączyła z podobną ofertą Mandragora. Nawet AQQ dorzuciło swoje trzy grosze (może trochę więcej). Moim zdaniem, pieniędzy tych wystarczyłoby na przygotowanie niezłej imprezy, pod warunkiem gospodarnego zarządzania środkami. Ale Sobieraj chciał więcej (budżet ŁDeKu się kurczy). I w tym momencie rozpoczęła się kariera Mamuta, jako współorganizatora festiwalu. Jego zadaniem było pozyskiwanie dodatkowych sponsorów imprezy. Pracował w reklamie i miał zawodowe kontakty z bogatymi firmami. Bez większych kłopotów mógł więc zdobyć atrakcyjne przedmioty na nagrody (konsole, telefony komórkowe). Problem pojawił się, kiedy do gry zaczęła napływać kasa...

Charakterystyczną cechą konta bankowego ŁDeKu jest to, że jeśli znajdą się na nim pieniądze, żadna siła ich stamtąd nie ruszy. Wyjątek stanowią środki zaplanowane w kosztorysie imprezy. Lecz nie można umieścić w nim wydatków, jeśli nie wiadomo, czy uda się załatwić dodatkowe pieniądze (paragraf 22). Kosztorys przygotowany jest kilka tygodni przed imprezą, w oparciu o stałe, pewne przychody: ubiegłoroczne wpływy, oraz deklaracje rzetelnych sponsorów. Na tym etapie, festiwal musi zostać ostatecznie zbilansowany. Po zatwierdzeniu kosztorysu przez księgowość i dyrekcję, żadna siła nie jest w stanie go zmienić. Innymi słowy: obojętnie ile pieniędzy uzyska się z dodatkowych źródeł, wydać będzie można tylko te, które zostały uwzględnione w dokumencie. Problem ten przez lata spędzał sen z powiek kilku pokoleń organizatorów. Aż wreszcie pazerność ŁDeKu została ukarana. W tym właśnie celu powstało pierwsze Stowarzyszenie Twórcze Contur.

Nie będę jednak cofał się tak daleko w czasie. Przypomnę natomiast kłopoty domu kultury z Conturem Mamuta w trakcie przygotowań do festiwalu 2003 roku. Największy sponsor imprezy - Instytut Brytyjski przeznaczył na jej przygotowanie coś koło 20 tysięcy złotych. Oczywiście pieniądze zostały przekazane na konto stowarzyszenia. Trzeba było widzieć Sobieraja, jak wił się niczym piskorz próbując dogadać się z Mamutem, i uszczknąć coś z tej kasy. „Zwierzak” zaś oszczędnie sypał groszem (znany jest z tego). W rezultacie, ŁDeKowi udało się skorzystać jedynie z połowy pieniędzy festiwalowych. Pozostałe środki (wedle zapewnień Mamuta) miały być przeznaczone na promocję, w tym opracowanie specjalnej publikacji o historii i dokonaniach łódzkich imprez komiksowych. Ale wtedy, konto stowarzyszenia było już puste. Dzięki sprytnym zabiegom, Mamut wyrósł na dyrektora festiwalu, z którym każdy musi się liczyć. Wilk jest syty, ale czy owca cała?

Międzynarodowy Festiwal Komiksu wiele zawdzięcza Mamutowi. Pozyskał on dla imprezy hojnych sponsorów i powinien zostać nagrodzony w odpowiedni sposób (nagroda Humoris Causa, procent od załatwionej kasy). Ale czy w ramach honorarium można pozwolić na kierowanie festiwalem człowiekowi, który nie ma żadnego doświadczenia w przygotowaniu takiej imprezy? Mamut znany jest w Łodzi dzięki aferze z Paradą Wolności, którą niegdyś organizował. Walczył o nią nawet z samym prezydentem miasta, załatwiając sobie doskonałą reklamę. Ale czy naprawdę zależało mu na realizacji tej imprezy? Cofnijmy się w czasie. Przez kilka lat Parada Wolności była świetnym widowiskiem, atrakcją turystyczną i wspaniałą promocją dla miasta. Nie przynosiła ona jednak organizatorom spodziewanych dochodów. Postanowili więc, jesienią 2002 roku, podłączyć się do nowej inicjatywy: Festiwalu Czterech Kultur. Początkowo współpraca między organizatorami układała się dobrze, ale w rezultacie nic z tego mariażu nie wyszło. Wieść gminna niesie, że Mamut sporo „umoczył” (nie tylko) własnych środków w tym zamierzeniu. Impreza śniła mu się nocą długo jeszcze po jej zakończeniu. Czy więc zależało mu na ponownym wikłaniu się w kłopoty? Taki głupi to on nie jest. Przed kamerami mediów lokalnych zagrał rolę organizatora, który nie może wygrać z siłą wyższą. Następnie odkurzył Contur i zabrał się za Festiwal Komiksu.

Czy nie ma sposobu na tego osobnika? Na szczęście jest to „kolos na glinianych nogach”. Wystarczy przyjąć odpowiedni tryb postępowania z Mamutem, a niewykluczone, że wreszcie ujrzymy (mam nadzieję) ludzkie oblicze Conturu. Ubiegłoroczny sponsor festiwalu, częściowo skorzystał z tej metody. Piszę częściowo, ponieważ i tak Mamutowi udało się „zagospodarować” połowę otrzymanej kasy. Ale przynajmniej mecenas był usatysfakcjonowany. ŁDeK niestety mniej. Winę za wszystko ponosi sam poszkodowany. Ofertę pomocy ze strony Conturu, Sobieraj potraktował jak dopust boży, nie zaś działania biznesowe. Uwidacznia to w pełni niedojrzałość kierownika, jako organizatora imprez dużego kalibru. Na pewno brakuje mu kompetencji. Boi się również odpowiedzialności. Przecież do przygotowania giełdy kaktusów, czy nawet Festiwalu Ludzi z Pasją nie są od niego wymagane takie umiejętności. Sobieraj preferuje mniejsze akcje. Natomiast instytucji obojętne jest, czy spotkania gromadzą kilkanaście, czy kilka tysięcy uczestników. W zestawieniach liczy się ich liczba, nie jakość. Duże imprezy stwarzają zbyt wiele kłopotów. Przez wiele lat Łódzki Dom Kultury gościł w swych murach festiwal kina niezależnego: Człowiek w Zagrożeniu. Dziś nie ma po nim śladu. Czy taki sam los spotka Festiwal Komiksu?

Może uda się jeszcze coś zmienić. Oto panaceum na „deszcz złota” dla festiwalu. Przedstawiciel ŁDeKu powinien sporządzić szczegółową umowę z podmiotem, który będzie zajmował się pozyskiwaniem środków na imprezę. Do dobrego tonu należy, aby w dokumencie zawarte były konkretne cele, na jakie zostaną spożytkowane otrzymane dobra, oraz wynagrodzenie dla poszukiwacza „złotego runa”. Żyjemy w gospodarce rynkowej, więc każdemu powinno się opłacać. Ważne aby dokument zawierał jak najwięcej szczegółów typu: kto, kiedy, ile, za ile, co i za co. Wierzyć się nie chce, ale nigdy podobna umowa z przedstawicielem Conturu nie została spisana. Sobieraj jest czasami naiwny jak dziecko. Powinniśmy być wdzięczni Mamutowi, że „odpalił działkę” dla domu kultury. Nie musiał... Wszyscy organizatorzy powinni popracować wspólnie nad budżetem imprezy. Muszą oni zadbać również o to, aby dokument zawierał możliwość bardziej elastycznego dysponowania środkami, w przypadku kiedy na konto ŁDeKu wpłyną większe pieniądze od przewidywanych. Tak, na konto ŁDeKu. Bowiem uważam, że lepiej powierzyć kasę poważnej instytucji, niż sztucznemu tworowi, jakim jest stowarzyszenie Contur.

Gdyby warunki współpracy były określone pisemnie, po zakończeniu imprezy można byłoby rozliczyć podmioty umowy z podjętych zobowiązań. Nie opłacałoby się wtedy kombinować. Każde nieczyste zagranie likwidowałoby nierzetelnego współpracownika. Z przyjęcia takiego trybu postępowania wszyscy powinni być zadowoleni. Dom kultury miałby pieniądze na wydatki i nie musiałby żebrać o każdy „ochłap ze stołu” stowarzyszenia. Sponsor byłby zadowolony z własnej promocji. Nawet Mamut, gdyby otrzymał godziwy „kawałek tortu” zapomniałby o Conturze. Brzmi to tak pięknie, że wydaje się nierealne. Ale wystarczy tylko spróbować. Być może okaże się, że „wilk jest syty i owca cała”. Pozostaje kwestia, kto miałby w sposób fachowy sporządzić dla ŁDeKu umowę. Pracownicy biura festiwalowego tego nie zrobią. Ale przecież, panie z księgowości podobno się nudzą. A może instytucja ma własnego prawnika? Wątpię.

Jednak same pieniądze nie rozwiązują problemu. Ważniejsze jest, aby były one efektywnie wykorzystane. Niestety, obecni organizatorzy festiwalu nie potrafią tego robić. Jeśli będą mieli więcej kasy, to ją roztrwonią. Pewnego razu Sobieraj wygospodarował w budżecie imprezy trochę pieniędzy. Była wtedy jakaś okazja (zawsze się znajdzie). Chyba dziesięciolecie konwentu, czy jakoś tak. Środków tych bynajmniej nie przeznaczył na publikację okolicznościową, świadczącą o dokonaniach organizatorów. Pieniądze wydał na bankiet dla VIPów (w starym stylu). Na zrooowie.

Według rzecznika prasowego imprezy, w tym roku festiwalowi również stuknęła okrągła (15) rocznica. I nikogo nie obchodzi fakt, że pod festiwalowym szyldem miłośnicy literatury obrazkowej spotkają się dopiero szósty raz. A komiksowe imprezy organizowane są od czternastu lat. Najważniejsza jest okazja, więc bez bankietu chyba się nie obędzie.

...jest to fragment moich wspomnień, organizatora łódzkiego festiwalu komiksu. Tekst powstał w 2004roku, w momencie pewnego przełomu w historii tej imprezy. Mianowicie, Andrzej Sobieraj (opiekun festiwalu ze strony eŁDeKu) odchodził na emeryturę i nie było wiadomo kto go zastąpi. 13lat prowizorki napisałem piętnaście lat temu. Jednak internetową premierę ma dziś.

ciąg dalszy...

1. Pierwsze lata
2. Łódzki Dom Kultury
3. Jaśnie Pan Urzędnik
4. Z czego składa się Contur?
5. Kwestia kasy
6. Konkurs komiksowy
7. Jurorzy i nagrody
8. Jak spieprzyć festiwal?
9. Co dalej?