sierpnia 13, 2024

Papierowa fasada

fotorelacja z MFKiG 2023 - konkluzja

„Jesteś filarem tej imprezy” powiedziała znajoma dwa lata temu, widząc mnie skulonego obok komiksowych standów, w przejściu na trybuny Atlas Areny. Nie byłem już wtedy organizatorem konwentu, lecz mimo to, wiele osób podchodziło do mojego kramu, chociażby, żeby się przywitać. W tamtym czasie zwolniłem swoje „cenne” miejsce w „szatni dinozaurów”, żeby nie umniejszać wpływów dyrektoriatowi. Zająłem niewielką przestrzeń, której nikt inny raczej by nie wykorzystał. I stamtąd mnie wyrzucono. Między bajki należy włożyć argument, że moje stoisko stanowiło jakiekolwiek zagrożenie. Przecież zajmowało jedynie dziesięć procent powierzchni korytarza. Niewielki ruch odbywał się płynnie. A nawet niektórzy uczestnicy imprezy tamtędy biegali, wzbudzając popłoch wśród moich komiksów leżących na stojaku :( To moja osoba była solą w oku Mamuta. Niewielu bowiem ludzi docenia krytykę (nawet konstruktywną). Zwierzak na pewno do nich nie należy.

Zastanawiam się, co by było gdybym nie pracował przy evencie od początku. Czy festiwalu by nie było? Daleki jestem od przeceniania własnej siły sprawczej, ale to wiem na pewno. Przecież to ja zmieniłem nazwę konwentu na festiwal i nadałem imprezie międzynarodowy wymiar. A komu zmiana ta nie przypadła do gustu? Mamutowi oczywiście :(

Co by było, gdybym nie utworzył pierwszej giełdy komiksów, a następnie nie rozwijał strefy targowej festiwalu. Element ten jest obecnie trzonem łódzkiej imprezy. Filarem na którym wspierają się pozostałe punktu programu. Zapewne jakaś forma kiermaszu powstałaby bez mojego udziału. Ponieważ handel jest naturalnym sposobem interakcji człowieków.

Co by się stało z imprezą, kiedy niemal wszyscy Conturowcy (z Mamutem włącznie) uciekli z rodzinnego miasta za pracą w świat. A ja pozostałem jedyną w Łodzi osobą, która animowała środowisko i przez cały rok pracowała nad kolejnym eventem, użerając się z toporną substancją domu kultury. Pozwolę sobie przypomnieć majowe Targi Komiksu, komiksową gwiazdkę, czy inne (bardziej kameralne) comiesięczne spotkania, których celem było utrzymanie zainteresowania literaturą obrazkową w moim smutnym mieście. Na jednym z konwentów, albo już festiwalu, Tomek Tomaszewski, który przez kilka pierwszych lat pomagał przy organizacji łódzkiego eventu, zdziwiony nawałem pracy związanej z przygotowaniami do kolejnej imprezy, zapytał mnie: „Chce ci się jeszcze to robić?”. Chciałem.

Czy młodzi twórcy komiksów mogliby tak szybko prezentować swoje prace czytelnikom, gdybym w 1992roku nie stworzył katalogu konwentowego? Oczywiście podobna publikacja zazwyczaj powinna towarzyszyć każdej większej wystawie. Ale w tamtych czasach nie było to oczywiste. A na pewno nie w eŁDeKu :( Wydawnictwo redagowałem, z niewielkimi przerwami, przez kilka lat (do roku 2003). Jednak po przewrocie Mamuta dyrektoriat zrezygnował z moich usług. Przekazując promocję konwentowych komiksów w bardziej zaufane ręce. Z jakim skutkiem? Dwa lata temu zarówno katalog festiwalowy, jak i stworzony przez grupę Contur (nie mylić ze stowarzyszeniem o tej samej nazwie) konkurs komiksowy, zmarł śmiercią nienaturalną :( Z pewnością napiszę o tym jeszcze...

Gdyby nie moja praca przy łódzkim evencie Ogólnopolski Konwent Twórców Komiksu wyglądałby zapewne inaczej. Być może byłoby to kameralne spotkanie grupki autorów biadolących, że nikt nie chce wydawać ich komiksów. Na konwencie nie zabrakłoby psychofanów rodzimej twórczości oraz autografożerców. Zebrania na pewno byłyby reklamowane eklektycznymi plakatami autorstwa Tomaszewskiego ;) A może imprezy już by nie było? Zniknęłaby z kalendarza eventów kulturalnych, jak Sympozjum Komiksologiczne znanego Krzysztofa Komiksologa :(

Po zapaści giełdowej, spowodowanej rządami nowego dyrektoriatu (dwadzieścia lat temu), przerażony powolnym rozkładem mojej spuścizny organizacyjnej, zaproponowałem Piotrowi Kasińskiemu pomoc w zakresie opieki nad strefą targową festiwalu. Poddyrektor chętnie przystał na moją propozycję, ponieważ panie sekretarki z eŁDeKu nie dawały sobie rady. A może im się po prostu nie chciało? Odtąd, co roku przygotowywałem plany wykorzystania przestrzeni handlowej. Najpierw w budynku Textilimpexu, naprzeciw eŁDeKu, a następnie w Atlas Arenie. Przez moment była również szansa zorganizowania kiermaszu w prestiżowym budynku EC1. Lecz nie doszła do skutku z powodu licznych w obiekcie usterek budowlanych. Równocześnie z planami stoisk handlowych tworzyłem mapki używane programie oraz przy promocji imprezy w mediach (o mapkach napiszę jeszcze :) Moja współpraca z festiwalem trwała do 2018roku. Później zastąpili mnie nowi „lepsi” organizatorzy. Pisałem o tym w „Staruchy do piachu”.

Moja niedościgniona wizja strefy targowej festiwalu była na miarę imprezy skupiającej corocznie kwiat artystów rodzimej sceny komiksowej. Chciałem, żeby konwent wyróżniał się wizualnie spośród innych eventów handlowych dowolnej branży. Kiedy nieobyci z targową zabudową wystawcy mieli problem z estetyczną aranżacją własnego kramu (białe ściany), wymusiłem używanie półek na komiksy w standardzie stoiska. Pewnego roku, w którym zgłoszenia handlarzy przyjmowała Iwona, zaproponowałem nawet konkurs na najciekawszą ekspozycję. Wtedy chyba moja była głównym faworytem :) Oczywiście pomysł nie zyskał akceptacji dyrektoriatu. Na szczęście niektórzy wystawcy, po latach, zauważyli potencjał handlowy drzemiący w atrakcyjnym wyglądzie stoiska. I tak jest dzisiaj.

Ładny widok za oknem czasami może być również atrakcyjny. Na pewno pozwala odpocząć oczom atakowanym zewsząd barwnymi bodźcami. Dobre oświetlenie stoisk także sprzyja właściwej ocenie prezentowanej oferty. Tymczasem organizatorzy strefy targowej festiwalu bezmyślnie, w najprostszy sposób, ulokowali „stoliki kolekcjonerskie” wzdłuż okien, na całej powierzchni o-ringu, nawet w najwęższych częściach korytarza. Powodując tym dodatkowy natłok odwiedzających festiwal gości. Poza tym, oświetleni zza pleców wystawcy mieli marne szanse odpowiedniego przedstawienia swoich wspaniałości. A można przecież było ustawić stoliki bokiem do szyb. Oczywiście w odpowiednio szerokich miejscach korytarza. Tworząc w ten sposób atrakcyjne handlowo wyspy. Wystarczyło trochę pomyśleć :(

Stoisk w zabudowie nie powinno być od strony okien wcale. Ponieważ zasłaniają widok, a przede wszystkim blokują światło dzienne, które dostępne jest bezpłatnie niemal przez cały czas trwania imprezy. Jedynym miejscem gdzie można bezkonfliktowo postawić wysokie kramy są szatnie. Robiłem tak przez lata na moich planach. Tymczasem nowi organizatorzy umieścili w szatniach kolekcjonerów. Natomiast za ich plecami straszyła często pusta przestrzeń, niekiedy urozmaicona niezbyt estetycznym magazynowym bałaganem.

Na o-ringu Atlas Areny znajdują się tylko dwie duże przestrzenie. Wejście główne (bramki 1, 2 i 26), które w ubiegłym roku nie było przez uczestników wykorzystane. Oraz większa strefa, przy kawiarence (bramki 12-16), która podczas imprezy tonęła w półmroku, bowiem okna skutecznie zasłaniała wysoka i szeroko rozstawiona zabudowa targowa :( Ponadto, przypadkowo rozmieszczone „budy” generowały dodatkowy tłok w korytarzu. Nieopodal w szatni znajdował się „partyzancki” punkt informacyjny. Jednak o jego lokalizacji nie wiedział żaden z gości imprezy. Przynajmniej w miejscu tym było stosunkowo cicho, w odróżnieniu od płyty areny. Być może, gdyby organizatorzy konwentu zdecydowali się zrezygnować z hałaśliwych atrakcji sceny, część zabudowanych stoisk wydawców przeniosłaby się na płytę. Powstałoby wtedy miejsce dla kolekcjonerów na niskich stolikach. Albo specjalna, dobrze oświetlona dziennym światłem, przestrzeń wyłącznie dla twórców. Nie, Mamut nigdy na to nie pozwoli. Scena musi istnieć, „błyskać” i hałasować, ponieważ jest ważnym elementem fasady łódzkiej imprezy. Mtbihu!

Wiele elementów Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gry można by poprawić. Jednak wymagałoby to od organizatorów więcej pracy, a przede wszystkim przemyślenia licznych aspektów tej imprezy. Lecz oni już chyba nie mają serca do eventu. Przez ostatnie dwadzieścia lat chyba się wypalili. Poza tym, mają teraz nowego „konika” do zajeżdżenia. Centrum Komiksu i Biurokracji Nieefektywnej ;) to solidna konstrukcja. Zapewne starczy im do emerytury :(

Tekst ten został napisany człowiekiem.

Przepraszam za jakość fotografii, ale robiłem je podczas imprezy sam, w trudnych warunkach, zmęczony eventem i życiem, nieco leciwym (ale darowanym :) telefonem. Ponadto, materiał opracowałem, częściowo ślepy i głuchy, na niewielkim ekranie, przy pomocy archaicznego oprogramowania. Ale, jak mawiał baca zawiązując buta dżdżownicą: Trzeba sobie jakoś radzić :) Jeśli jednak komuś moje obrazki nie podobają się, nie musi ich oglądać :!

sierpnia 11, 2024

Łomot tępy

fotorelacja z MFKiG 2023 - ciąg dalszy

Łódzki Festiwal Komiksu jest jedyną znaną mi imprezą kulturalną, którą nieustannie wypełniają różne dźwięki, na poziomie emisji startującego odrzutowca. Źródłem bolesnego hałasu jest najczęściej scena i odgrywające się na niej atrakcje. Spotkania z „ciekawymi ludźmi”, albo konkurs cosplayowy. Jestem już częściowo głuchy (zostało to potwierdzone naukowo :( Lecz zawsze starałem się mieć własne stoisko na o-ringu. Za ścianą. Dwa piętra wyżej niż płyta areny, na której zazwyczaj posadowiona jest scena. Mimo to, dźwięki dobywające się z profesjonalnego (zapewne) nagłośnienia były dla mnie często niemiłe. Współczułem wtedy innym wystawcom, którzy zmuszeni byli trwać na posterunku bliżej strefy rażenia ze sceny. Organizatorzy eventu przez lata zastanawiali się, dlaczego sprzedawcy niechętnie instalują swoje kramy na gigantycznej płycie boiska, gdzie miejsca jest sporo. Zamiast tego wolą cisnąć się wokół zatłoczonego o-ringu. Ponieważ tam można było łatwiej porozmawiać z klientami. Rozwiązanie problemu byłoby przed oczami dyrektoriatu, gdyby tylko zechciał odwiedzać imprezę. Jak dotąd, zawsze plany dotyczące kolejnego konwentu powstawały na cierpliwym papierze, w zaciszu klimatyzowanego biura :( A wolontariusze przecież głosu nie mają. Mtbihu!

Zastanawiam się, od kiedy komiksowe spotkania w łodzi zaczęła spowijać aura hałasu. Pierwszy konwent upłynął niemal w ciszy, którą zakłócały jedynie wypowiedzi prelegentów i pytania gości. Nigdy nie zapomnę atmosfery wieczornego forum w sali 304 eŁDeKu, jesienią 1991roku. Stworzyła ją bardzo budująca i pełna nadziei, mimo że w większości naiwna, dyskusja o kondycji polskiego komiksu. Młodzi twórcy rozmawiali wtedy z wydawcami Komiksu Fantastyki. Krótki film z tego spotkania zapewne wrzucę kiedyś do sieci.

Kolejne takie rozmowy odbywały się rzadko, kilka lat później w bardziej kameralnym gronie, w mieszkaniach Anki Piotrowskiej i Piotra Goćka. Jednak z tych spotkań pamiętam tylko obraz biednego Rosińskiego osaczonego w małej kuchni przez spóźnionych autografożerców :(

Aczkolwiek wcześniej, bo już w 1992roku, któryś z organizatorów konwentu wymyślił afterparty. Niestety, spotkanie w nocnym klubie, przy głośnej muzyce i w oparach tytoniowego dymu, nie sprzyjało żadnej dyskusji. Lecz poznałem wtedy u młodych twórców dziwny pociąg do napojów wysoko alkoholowych. Być może, w ten sposób zalewali swoje smutki, związane z brakiem publikacji ich komiksowych arcydzieł. A może, to niepisana artystyczna tradycja poszerzania granic własnej świadomości. Mimo wszystko, widok schlanych twórców nie należał do przyjemności. Dlatego, po kolejnym takim zebraniu, w hotelu Polonia, postanowiłem że następne afterparty omijać będę szerokim łukiem :)

Tymczasem wczesne, zakrapiane imprezy były jedynie preludium. Kiedy nastała władza nowego dyrektoriatu, nocne życie festiwalu osiągnęło poziom wręcz legendarny. Ale nie żałowałem, że ominęły mnie atrakcje w rodzaju: sikania obok Moebiusa pod ścianą Muzeum Włókiennictwa. Czy upajanie, niemal do nieprzytomności, Bisleya przez ekipę ze stolycy. Albo rzucanie tortem w Mamuta. Rozrywki zaiste godne kultury wysokiej :(

Wracając do festiwalu. Już mnie nie dziwi jarmarczny charakter imprezy. Stoiska różnej wielkości i charakteru poustawiane byle jak i byle gdzie. Żeby tylko wypełnić przestrzeń areny. Wielka i elegancka, ponadto dobrze zaprojektowana ekspozycja Egmontu. Zapewne sponsora imprezy, a na pewno największego wydawcy komiksów w Polsce. I nieopodal duże „akwarium” Multiversum. Znanego importera komiksów. Pisałem już kiedyś, że organizatorzy powinni przeznaczyć nieco więcej miejsca na tą ofertę. Żeby klienci Rafała nie musieli cisnąć się między szybami, jak śledzie w beczce. Dalej stoiska kolekcjonerskie, lub antykwaryczne bez żadnego ładu wepchnięte pomiędzy standardową zabudowę targową. Wystawcy po latach nauczyli się, że taniej od wynajmu wychodzi własna aranżacja ekspozycji. A po imprezie można ją zabrać do domu i wykorzystać przy kolejnej okazji :)

Skoro o okazji mowa, to nadal aktualna jest moja oferta komiksowych standów. Zobaczcie na blogu :)

Bardzo współczuję firmie Yatta, której stoisko własnej konstrukcji zdominowało w ubiegłym roku panoramę areny festiwalu. Jednak znajdowało się najbliżej pola rażenia dźwięku ze sceny. Zapewne sprzedawcy po imprezie ogłuchli, a klienci też niewiele słyszeli :(

Decybelowe zamiłowania Mamuta są bez wątpienia pokłosiem jego działań przy paradzie Wolności, na ulicy Piotrkowskiej. Ale chyba nikt mu nie wytłumaczył, że dźwięk w plenerze rozchodzi się inaczej niż w hali. A może on też jest głuchy ;) Być może hałas, którym zadręcza gości eventu, ma zagłuszyć fasadowy obraz całej imprezy. Przecież ludzie zmęczeni rzadziej zwracają uwagę na szczegóły :(

Scena być musi. Bo na niej można wykrzyczeć, jak wspaniałe atrakcje przygotowali organizatorzy. Okazać wdzięczność hojnym sponsorom i podziękować wszystkim decydentom, którzy przyczynili się do powstania aktualnej imprezy. Bez sceny festiwal nie mógł by zaistnieć. Przynajmniej w świecie Mamuta. Mtbihu.

Tekst ten został napisany człowiekiem.

Przepraszam za jakość fotografii, ale robiłem je podczas imprezy sam, w trudnych warunkach, zmęczony eventem i życiem, nieco leciwym (ale darowanym :) telefonem. Ponadto, materiał opracowałem, częściowo ślepy i głuchy, na niewielkim ekranie, przy pomocy archaicznego oprogramowania. Ale, jak mawiał baca zawiązując buta dżdżownicą: Trzeba sobie jakoś radzić :) Jeśli jednak komuś moje obrazki nie podobają się, nie musi ich oglądać :!

sierpnia 10, 2024

Sfera merkantylna

fotorelacja z MFKiG 2023

Żeby nie było, że jestem wyłącznie na nie. Chciałbym przybliżyć nieco merkantylny (Jak mawiają niektórzy komiksolodzy :) obraz łódzkiej imprezy, który jeszcze nie wyglądał tak strasznie. Przynajmniej w części.

Bez pieniędzy niewiele można zrobić. Tak niestety jest nasz świat skonstruowany, więc nie należy się temu dziwić, ani ten fakt negować. Środki potrzebne do realizacji celu można wyżebrać. Jak to się dzieje w większości instytucji kultury. Lecz chyba prościej jest zarobić pieniądze. Zyskując dodatkowo niezależność od czynników zewnętrznych. Miałem tego świadomość od początku istnienia eventu komiksowego, dlatego utworzyłem strefę targową konwentu, a później festiwalu.

Mechanizm jest banalnie prosty. Aby przyciągnąć na imprezę gości, których można łatwo zmonetaryzować :) należy zaoferować im atrakcje, jakich nie dostarcza codzienność. Możliwość kontaktu bezpośredniego i zakupu unikalnego towaru jest jednym ze sposobów. Spotkanie ludzi o podobnych zainteresowaniach to dodatkowy bonus. Oczywiście handlarzy również należy zachęcić do udziału w evencie stwarzając im odpowiednie warunki. Przecież każdy musi coś zyskać, żeby był zadowolony :) Niestety, wyważenie odpowiedniego balansu, między kosztem udziału w kiermaszu a uzyskanym profitem, nie jest rzeczą łatwą. Zatem nie wszystkim organizatorom się to udaje.

Pamiętam czasy, kiedy wszelkiej maści handlarze prowadząc swoją działalność narażali się niemal na ostracyzm społeczny. Pomimo to, nikomu z kupujących nie przeszkadzało korzystać z ich usług. Ale to była inna epoka i pieniądze miały mniejszą wartość. Obecnie forsa posiada znacznie większy potencjał. Wszyscy pragną jej bardzo :) Lecz owa namiętność wkrótce doprowadza do pazerności, która nie obca jest organizatorom wielu eventów.

Na szczęście łódzki festiwal chwilowo jest wolny od tej przypadłości. Bowiem „stoiska kolekcjonerskie” są stosunkowo tanie. Również koszt wynajęcia zabudowy targowej jest dużo niższy niż na Warszawskich Targach Książki, czy Pyrkonie. „Jamci to nie chwaląc się uczynił” :) Ponieważ onegdaj, w celu zainteresowania konwentem większej liczby potencjalnych sprzedawców, starałem się dostosować ceny do możliwości każdego uczestnika. Dlatego stoliki na giełdzie zawsze były dostępne. Chłodziłem też finansowe zapędy firm od zabudowy targowej, tworząc nietypowe, otwarte stoiska i zmniejszając cenę ich wynajęcia o połowę. Jak dotąd, Mamut nie zepsuł tylko stoisk kolekcjonerskich. Cieszcie się póki możecie :(

Czasami zapewnienie taniego stolika dla każdego wystawcy było bardzo trudne. Kiedyś wydawnictwa mangowe rezerwowały na kiermaszu sporą ilość tych mebli, bo taką mieli koncepcję sprzedaży. A przecież zawsze zasoby eŁDeKu w tej kwestii były nader skromne. Dlatego wprowadziłem regułę „stoiska kolekcjonerskiego”. Czyli, jeden wystawca mógł wynająć maksymalnie dwa stoliki. Odtąd mangowcy przenieśli się do profesjonalnej zabudowy targowej, na której ladach nie obowiązywał limit przestrzeni i wszyscy byli zadowoleni :)

Na festiwalu z 2023roku zaskoczyła mnie pozytywnie ilość stoisk kolekcjonerskich. Co prawda, na giełdzie dominowały oferty mangoidalno-jubilersko-gadżeciarskie, ale też nie zabrakło sporej liczby kramów młodych twórców komiksów. Chciałbym wierzyć, że była to celowa inicjatywa organizatorów eventu. Jeśli tak, to wykonali oni solidną robotę. Dziękuję im za to. Jednak, jak zwykle zabrakło synergii w rozmieszczeniu poszczególnych stoisk. Miłośnicy księżniczek z Księżyca, sąsiadując ze sobą, czuliby się chyba lepiej. Zbieracze przypinek, głowonogów, koszulek, kubków i innych pamiątek również. Kolekcjonerzy wszelkiej maści zgromadzeni w jednym sektorze mogliby wymieniać się zbiorami, ograniczając nieco merkantylny ślad eventu ;) Natomiast młodzi twórcy we własnym gronie poszerzali doświadczenie, a może nawet stworzyli nowy komiks. Niestety, wszyscy wystawcy kiermaszu byli wymieszani w kotle Atlas Areny niczym koktajl nie pasujących do siebie płynów: coli z piwem, i sokiem z kiszonej kapusty, i rosołem... A całość była mocno ściśnięta, w permanentnym tłoku, słabo doświetlonych, szarych, betonowych korytarzy ponurego obiektu sportowego :(

Lata temu, kiedy ja organizowałem strefę targową festiwalu, zamieściłem w formularzu zgłoszeniowym wystawcy pytanie o rodzaj oferty na jego stoisku. Odpowiedź pomagała mi ulokować podobne tematycznie ekspozycje na sąsiednich miejscach. Moje pytanie przetrwało w formularzu do dziś. Ale nowi organizatorzy od kilku lat nie zwracają uwagi na odpowiedzi. Mtbihu :( Pisałem już o tym w recenzji: „Staruchy do piachu” i chyba napiszę jeszcze...

Mimo wszystko, ubiegłoroczna giełda kolekcjonerska była niewątpliwie atrakcją łódzkiej imprezy oraz ciekawą alternatywą ekspozycji zawodowców. Fajnie, że organizatorzy wykazali dużo wysiłku aby zachęcić nowych wystawców. Być może w tym celu oferowali stoiska w barterze, albo nawet za darmo. Chwała im za to. Miejmy tylko nadzieję, że to się wkrótce nie zmieni.

Tekst ten został napisany człowiekiem.

Przepraszam za jakość fotografii, ale robiłem je podczas imprezy sam, w trudnych warunkach, zmęczony eventem i życiem, nieco leciwym (ale darowanym :) telefonem. Ponadto, materiał opracowałem, częściowo ślepy i głuchy, na niewielkim ekranie, przy pomocy archaicznego oprogramowania. Ale, jak mawiał baca zawiązując buta dżdżownicą: Trzeba sobie jakoś radzić :) Jeśli jednak komuś moje obrazki nie podobają się, nie musi ich oglądać :!

sierpnia 03, 2024

Musi tak być i .hu. (Mtbihu)

Tak kategoryczne stwierdzenie wielokrotnie słyszałem z mamuciej mordy. Bez względu na to, jak durnego rozwiązania problemu ono dotyczyło. Było tak, kiedy zwracałem uwagę dyrektorowi festiwalu, że na kiermaszu nie powinno być tłustych przekąsek, które niszczą komiksy. Również gdy sugerowałem inne rozwiązanie problemu podestów w strefie autografów. Przecież za pieniądze z wynajmu można byłoby wydać kilka komiksów promujących młodych autorów. Niestety, żadne wydawnictwa nie powstały, a wspomniane środki zasiliły konto firmy od zabudowy targowej... Podejrzewam, że Mtbihu usłyszał również kolejny organizator strefy targowej festiwalu (obecnie zmieniają się co roku), kiedy Mamut zdecydował, że wejście do Atlas Areny będzie „z tyłu sklepu”.

permanentny tłum po wejściu do Atlas Areny (bramka 18).

Przepraszam że, jako pomysłodawca i wieloletni (przez prawie trzydzieści lat) organizator strefy targowej łódzkiego eventu komiksowego, nadal czuję się odpowiedzialny za wygląd tego punktu programu. Czuję zażenowanie, albowiem odkąd postconturowcy zrezygnowali z mojej pomocy przy planowaniu kiermaszu (w 2019roku), obecnie przygotowują go wyłącznie amatorzy. Jednocześnie jestem pod wrażeniem, jak można w tak krótkim czasie spieprzyć wysiłek wielu lat pracy :(

główne drzwi na festiwal w najwęższym miejscu korytarza hali (bramka 18).

Ale do rzeczy. Organizatorzy ubiegłorocznego festiwalu w łódzkiej Atlas Arenie jako wejście główne na imprezę wybrali bramkę numer 18. Czyli przy najwęższej w całym obiekcie części korytarza. Goście eventu po przymusowym otagowaniu w drzwiach, aby wejść wgłąb areny mieli do wyboru zatopić się w tłumie po lewej, lub prawej. Nie było żadnych drogowskazów, więc uczestnicy ściśnięci jak śledzie w beczce widzieli jedynie plecy poprzedników. Powstała w ten sposób kolejna atrakcja imprezy: raj dla kieszonkowców. Strach pomyśleć, co by się stało gdyby nagle wybuchła panika. Miłośnicy komiksów tratowaliby się wzajemnie :( Oczywiście problemu nie dostrzegł strażak, któremu dwa lata temu przeszkadzało moje wąskie stoisko w przejściu, gdzie ruch był niewielki, zdala od korytarza. Wątpliwości nie miał również cały dyrektoriat (z Mamutem włącznie), bo oni rzadko imprezę odwiedzają. A jeśli już, to korzystają wyłącznie z „prywatnych” przejść i natychmiast lądują w strefie dla VIPów, nie mieszając się z pospólstwem. Wszelako nad eventem czuwają nieletni zazwyczaj wolontariusze i wynajęci ochroniarze. Mtbihu!

grupka nieletnich wolontariuszy „pod opieką” zawodowca (bramka 18).

Bywalcy festiwalu mogli sobie skrócić drogę na płytę areny korzystając ze schodów, niemal na wprost wejścia. Lecz niewielu o nich wiedziało, ponieważ znajdowały się za kotarą i windą do kibla, więc nie można ich było dostrzec z korytarza. Ale są one dość strome i bez poręczy, toteż można sobie łatwo skręcić kark używając ich w półmroku (turlając się dwa piętra niżej). Służą one bowiem do poruszania się między rzędami krzeseł, nie zaś do komunikacji w obrębie obiektu. Szersze schody (z poręczą) są jakieś 50metrów od wejścia, na wprost drzwi numer 20 i 21. W okolicy nie ma żadnych wind, więc osoby niepełnosprawne, lub z dziecięcymi wózkami muszą obejść połowę hali (200metrów) zatłoczonym korytarzem, aby zjechać na poziom płyty. Projektanci Atlas Areny przeznaczyli tylko jedno miejsce na wejście do obiektu (bramki 1 i 26). Pozostałe 24pary drzwi miały służyć raczej do sprawnej ewakułacij z budynku. Natomiast w holu centralnym są cztery normalne klatki schodowe na wszystkie piętra i dwie obszerne windy. Łatwo stamtąd dostać się do każdego miejsca hali. Poza tym, nominalne wejście umieszczone jest w głównym ciągu komunikacyjnym całego kompleksu sportowego. Jest też dobrze widoczne z nieodległej ulicy, wiaduktu i dworca PKP. Nikt nie musi szukać go na zapleczu. Mtbihu?

a tu cisza, spokój i luz... czyli dawne nominalne wejście główne do hali (bramki 1 i 26).

W ubiegłym roku wejście to było dostępne tylko dla wybranych. Pewnie Mamutowi nie chciało się biegać na drugą stronę budynku (i spowrotem). Bowiem z bramki numer 26 była najkrótsza droga do strefy VIP. Stały przy niej dwie smutne i zdenerwowane panie z wynajętej ochrony. Były zmartwione ponieważ często musiały kłócić się z gośćmi imprezy, którzy chcieli sobie skrócić drogę, ale nie mieli opaski właściwego koloru. Nikodem Dyzma polskiego komiksu już wielokrotnie manifestował swój stosunek do szeregowych uczestników łódzkiego festiwalu.

i wejście VIP (dla Mamuta)... z niezbędną ochroną (bramka 26).

Oczywiście, przed jedynym wejściem dla plebsu tworzyła się często kolejka. Tłumek zasilany był ciągle osobami pragnącymi wyjść z obiektu (choćby na dymka). Aby poprawić zaistniałą sytuację organizatorzy wpadli na pomysł otwarcia sąsiadujących drzwi (17). Postanowili jednak, że będą to jedynie wrota wyjściowe. Otagowali je ledwo widoczną kartką przyklejoną na szybie taśmą i postawili przy nich czterech (?!) grubych ochroniarzy. Żeby przypadkiem nikt wchodzący przez nie się nie przemknął :) Najzabawniejsze jest to, że podczas imprez w Atlas Arenie odblokowuje się wszystkie 26par drzwi. Każdy uczestnik eventu może więc wyjść z budynku dowolną bramką. Zatem ochroniarze pilnowali powietrza :)

silna grupa ochrony wyjścia (bramka 17)... znajdź na obrazku napis: WYJŚCIE

Kolejną grupą osób, które Mamut ma w „głębokim poważaniu” są wystawcy. Od lat problemem jest dostęp do stoisk przed otwarciem festiwalu. Tylko przez główne wejście, po rampie można wjechać wózkiem. Do pozostałych dwudziestu wejść prowadzą jedynie schody, a drzwi są jeszcze zamknięte. Komiksy jak książki, w dużej ilości są zazwyczaj ciężkie. Ale tragarzy należy szukać we własnym zakresie. Na aranżację swoich stoisk handlarze przed eventem mają cały dzień. Natomiast cyrk zaczyna się w niedzielę, pod koniec imprezy, kiedy to na ewakuację z budynku są jedynie trzy godziny. Mtbihu!

jedi i szturmowcy... wszyscy tłoczą się sprawiedliwie (bramka 18).

Zaiste dziwnym jest, że uczestnicy łódzkiego festiwalu komiksu, którzy przynoszą imprezie znaczny dochód, traktowani są przez organizatorów w tak niefrasobliwy sposób. Być może dlatego osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy zmieniają się co roku. Mtbihu?!

korytarz przy windzie do kibla obstawiony z lewej i prawej... co na to strażak?

Naturalnie, można by pozostawić wejście główne w przeznaczonym do tego celu miejscu. Tak jak robiłem to od 2013roku. Wtedy, każdy odwiedzający komiksowy event miał blisko do szerokich korytarzy, czterech normalnych klatek schodowych i dwóch wind. Była przestrzeń dla VIPów i punkt informacyjny, miejsce na „wyjście specjalne” i dymiarzy. Nawet kasy biletowe i poczekalnia autografożerców zmieściły się :) Komu to przeszkadzało?

trzy pary drzwi, cztery klatki schodowe, dwie windy, a miejsca tyle, że można zagrać w tenisa... rysunek na podstawie moich planów strefy targowej festiwalu z 2018roku.

Tekst ten został napisany człowiekiem.