maja 24, 2025

Centrum Komiksu i TePe

...Ze względów zdrowotnych musiałem na jakiś czas przerwać zapisywanie moich festiwalowych wspomnień. Bowiem ciągłe przypominanie licznych wybryków oraz niekompetencji przydupasów Mamuta nie należało do przyjemności i mogło zakończyć się dla mnie utonięciem w bezmiarze frustracji. Jednak poczucie obowiązku oraz odpowiedzialność pierwszego organizatora zmusza mnie do dalszego przypominania historii łódzkiego Festiwalu Komiksu. Ponieważ nikt inny ze środowiska dotąd rzetelnie tego nie uczynił. Zapewne też, równie starannie, żaden kronikarz nie opowie dziejów łódzkiej imprezy w przyszłości :(

Centrum Komiksu, niczym kosmiczna czarna dziura, pochłania wszelkie nadzieje twórców i miłośników komiksu...

Prawie dwa lata temu, w ramach projektu przekształcenia terenu starej, łódzkiej elektrociepłowni (z początku XXwieku) w przestrzeń użyteczności publicznej (o szumnej nazwie: EC1 Łódź - Miasto Kultury), powstało Centrum Komiksu (i TePe). Obiekt zaistniał w przestrzeni miejskiej (jak i całe „miasto kultury”), dzięki znacznemu wsparciu funduszy europejskich. Fakt ten bezspornie wywarł znaczący wpływ na dalszą działalność instytucji... Oczywiście nie mam wątpliwości, że obrazkowe centrum zostało wyżebrane od magistratu namolnymi prośbami ekipy Mamuta. Jestem jednak pewien, iż używali oni argumentów oraz sukcesów osiągniętych ciężką pracą ludzi, którzy wcześniej tworzyli zarówno konwent komiksowy, jak i zręby nowego środowiska twórczego dziewiątej sztuki. Lecz pierwotni działacze, na niwie komiksowo-eventowej, zostali szybko „zapomniani” przez aktualnych, cwanych orgów. Stało się to natychmiast, po zawłaszczeniu przez zwierzaka całego festiwalu :( Atoli, nawet dla niezbyt lotnych obserwatorów rodzimej rzeczywistości, nie było nic dziwnego w tym, iż wykorzystaniem licznych możliwości (a zwłaszcza profitów) związanych z Centrum Komiksu zajęła się wyłącznie grupka pasożytów kultury, która z czynnym propagowaniem tego gatunku sztuki nigdy nie miała wiele wspólnego. Można to było łatwo dostrzec, po niezwykle skromnych efektach „ich pracy” :(

Naturalnie instytucja taka była bardzo potrzebna na mapie inicjatyw kulturalnych naszego kraju. A zwłaszcza w mieście, w którym przez lata wiele działo się w komiksowej domenie. Jednak szczytna idea została zawłaszczona i wykorzystana przez cwanych człowieków (pasożytów), którzy jedynie szukali spokojnego miejsca dla siebie (poza wszelką kontrolą). Aby, nie przesadzając zbytnio z aktywnością, trwać w swoistym błogostanie oraz czerpać własne korzyści z udziału w projekcie. Jedynie wysysać soki z gałęzi kultury sponsorowanej przez państwo. Centrum Komiksu zostało zrobione w sposób typowy dla wielu zbożnych przedsięwzięć Bolandu. Najważniejsza była fasada instytucji, która musiała zostać przygotowana w atrakcyjny dla laika sposób. Treść przekazu nie liczyła się wcale. Zwłaszcza, że ekspertów będących w stanie ocenić efektywność działania ekipy komiksowych orgów oraz rzetelność misji, zawsze było niewielu. Naturalnie, niektórzy z nich, ci bardziej aktywni w środowisku, zostali skutecznie przekupieni różnymi synekurami. Natomiast pozostali, w temacie centrum, raczej publicznie nie zabierali głosu. Czyżby ze strachu?!

Projekt istniał pierwotnie, w świadomości nowych organizatorów, pod roboczą nazwą „muzeum komiksu”. Nawet żartowano wówczas, w trakcie przygotowań do kolejnego festiwalu, że moja postać musi koniecznie znaleźć się na ekspozycji (w specjalnej gablocie :) Tak wtedy doceniane były liczne dokonania starego orga. Jednak, aby muzeum mogło zaistnieć, niezbędne były jakieś przyzwoite zbiory artefaktów. A takich ekipa Mamuta nigdy nie posiadała. Natomiast, w tamtym czasie, pasożyty kultury miały wielki apetyt na tworzoną przez lata komiksową kolekcję Wojciecha Jamy. Lecz znany kolekcjoner nie dał się skusić umizgom Mamuta. Zapewne pomny był własnych doświadczeń, związanych z dziwacznym losem innego jego zbioru, z którego powstało muzeum zabawek... Kiedy więc zwierzakowi zabrakło odpowiedniej treści, musiał zmienić formę oraz nazwę przyszłego siedliska. Tak właśnie pojawiło się łódzkie Centrum Komiksu i TePe.

Zostałem zaproszony na inaugurację obiektu, która odbyła się dzień przed festiwalem 2023roku. Inwitacja nieco mnie zaskoczyła, bowiem nigdy nie brałem udziału w przygotowaniu „centrum”. W odróżnieniu od wieloletniej organizacji Festiwalu Komiksu, na który jednak przydupasy zwierzaka już nie raczyły mnie zaprosić. Widocznie kultury nie można było nauczyć się pracując w „kulturalnej instytucji” :( Być może moje zaproszenie na otwarcie nowego obiektu miało inny cel. Zapewne Mamut pragnął chełpić się przed wszystkimi własnymi zdolnościami sprawczymi. Choć nie okazał tego witając mnie spojrzeniem bazyliszka, przed wejściem do budynku (każdy gość musiał wiedzieć, kto stoi za tym „cudownym” przedsięwzięciem). Nie wykluczone więc, że zostałem uhonorowany przypadkowo, przez jakiegoś nowego orga, nieświadomego aktualnej wersji historii łódzkiego komiksu (który nie spamiętał listy wszystkich zbanowanych). Mam tylko nadzieję, że za ten karygodny czyn ów delikwent nie został zesłany do gułagu :(

Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, bowiem niezmiernie rzadko bywam na oficjalnych inauguracjach, ale wydaje mi się, że uroczystość w „hali maszyn” EC1 przebiegła w typowy sposób. Oczywiście nie zabrakło standardowego zadęcia. Odpowiedni, wzniosły klimat stworzono za pomocą licznych środków wizualno-hałaśliwych. Naturalnie, nie zabrakło chrupiących przekąsek oraz rozweselaczy (chyba alkoholowych, ale nie jestem pewien, bo niczego nie próbowałem :( Przezornie spocząłem samotnie, za rzędami krzeseł wypełnionymi przez widzów jedynie do połowy. Pośrodku bardzo długiej, lecz wąskiej hali, która była koszmarnie nagłośniona. Widownię bezustannie ogłuszał ryk głośników (typowy dla imprez Mamuta). Natomiast z mojego miejsca nie dało się dobrze zrozumieć (wzmacnianych przecież) płynących ze sceny wypowiedzi gości. I dobrze. Bo chyba bym zwymiotował od wciskanej wazeliny :) Na szczęście, komiksowe animacje prezentowane na gigantycznym ekranie (który przesłonił lubiany przez zwierzaka zabytkowy zegar) wyglądały dobrze :) Między ilustrowanymi przerywnikami następowały, pełne podziękowań oraz radosnych peanów, okolicznościowe przemówienia zaproszonych oficjeli. Począwszy od prezydent miasta, na projektantach oraz budowniczych obiektu skończywszy. Każdy mówca skrupulatnie wykorzystał okazję do podkreślenia własnej, niebagatelnej roli w realizacji całego przedsięwzięcia. Nic dziwnego, zbliżały się wybory :) Na koniec pojawił się na scenie sam Mamut. Z wypowiedzi prostaka można było odnieść mylne wrażenie, że jego ekipa orgów niemal samodzielnie zbudowała łódzkie Centrum Komiksu, własnoręcznie układając cegła po cegle. Wtedy scena zapełniła się sporą liczbą „organizatorów”, których przeważnie nikt nie znał :( Wreszcie zwierzak wspaniałomyślnie zaprosił na estradę starych conturowców. Ludzi, dzięki którym objął swoje intratne stanowisko. I był to jedyny moment jakiegoś uhonorowania ich wieloletniej pracy od podstaw :(

Po zakończeniu części oficjalnej śmietanka towarzyska udała się do niewielkiego budynku nieopodal, w którym umieszczono Centrum Komiksu. Interesujące wrażenie robiły dwie masywne walcowate konstrukcje, które z wyglądu nieco przypominały silosy zbożowe. Budowle zostały ozdobione komiksowym muralem znanego koreańskiego (?!) artysty, którego prac nikt ze środowiska wcześniej nie znał wcale :( Ciekawe, jakim sposobem rysunki trafiły pod łódzką strzechę?.. Wnętrze budynku zostało zaprojektowane w stylu postindustrialnym. Oryginalnie zostały wykorzystane wcześniejsze elementy fabryczne obiektu, tworząc niemal steampunkowy klimat. Całość aranżacji niewątpliwie robiła na zwiedzających przyjemne, ale dość klaustrofobiczne wrażenie. Niemal we wszystkich pomieszczeniach (szczególnie w korytarzach) dominowała ciasnota. Być może projektanci centrum zmuszeni byli pomieścić zbyt wiele treści, w stosunkowo skromnej kubaturze obiektu. Ale na pewno ja jestem zbyt wielki, aby sprawnie wędrować po norkach dla hobbitów (nie obijając się o ściany :(

Wyjątek stanowiła nieco większa sala przeznaczona na wystawy okresowe. Po otwarciu centrum znalazła tam miejsce ekspozycja prac Grzegorza Rosińskiego... Przyznam, że kilka lat wcześniej obawiałem się dalszego losu dorobku zasłużonego dla komiksu artysty. Stało się tak, kiedy przypadkowo dowiedziałem się z lokalnej telewizji, o przekazaniu materiałów twórcy organizatorom festiwalu komiksu. Pomyślałem wtedy, że cenne dzieła w rękach dyletantów zgniją szybko i bezpowrotnie w kazamatach pod Magdą. Jedynym magazynie, jakim dysponowała w tamtym czasie ekipa Mamuta. Wcześniej, tak właśnie, wielokrotnie przydarzyło się licznym konwentowym obiektom o charakterze muzealnym :( Po prostu, pomieszczenia znajdujące się w piwnicy domu handlowego często zalewała woda deszczowa i wtedy, dodatkowo wybijała kanalizacja. Natomiast, po ustąpieniu powodzi, w zatęchłych korytarzach pozostawał jedynie smród, bród i ubóstwo („...do wiosny misio zgnije i nie będzie problemu...” :( Istniała również możliwość, że Mamut osobiście (w typowy dla siebie sposób) „zaopiekuje się” pracami mistrza. Tak jak to wcześniej uczynił z oryginalnymi grafikami, które załatwiłem od artystów na Stulecie Komiksu w 1996roku. Prace te przez lata zdobiły jego liczne gabinety (od Łódzkiego Domu Kultury po EC1). Nie wiem co dalej się z nimi stało. Być może pojawią się kiedyś na rynku :( Niestety, żadna z alternatyw, w przypadku dorobku Rosińskiego, nie zapowiadała się zbyt budująco. Na szczęście materiały mistrza dotrwały do wystawy w Centrum Komiksu. Lecz co się z nimi dzieje obecnie? Po zakończeniu ekspozycji czasowej oraz turne po Polsce. Czy może zdobią jakieś kolejne gabinety? Albo pojawią się kiedyś na kolejnej aukcji w Desie? Tego nie wie nikt :(

Oprócz sali wystawowej, na parterze budynku znajduje się sklepik z „pamiątkami” oraz sporych rozmiarów „jarmark z grami”. Doprawdy nie potrafię precyzyjnie określić charakteru tego miejsca. Chyba w zamierzeniu organizatorów przestrzeń miała prezentować początki historii komputerów domowych oraz wczesne gry elektroniczne. Jednak w żadnym stopniu nie spełniła pokładanych planów. Oldskulowe urządzenia wyeksponowane zostały w sposób wyjątkowo chaotyczny. Kolejne generacje, niegdyś technicznie zaawansowanych sprzętów, sąsiadowały ze sobą bez żadnej logicznej spójności. Natomiast kompletny brak opisów pokazywanych obiektów dopełniał bezmiar dezinformacji. Całość przypominała raczej szkolną wystawkę pasjonatów starych komputerów, niż rzetelną ekspozycję historycznych artefaktów w instytucji kultury :( Ponadto, jarmarkową przestrzeń wypełniał bezustannie jazgotliwy hałas (bo trudno go nazwać dźwiękiem) archaicznych automatów, które cieszyły się największą popularnością wśród nieletnich zwiedzających. Ponieważ można tam było grać za friko :) Upierdliwe maszyny umieszczone zostały w dziwacznej aranżacji, podobnej nieco do „wozu Drzymały” (ale bez kół). Imitującej dość kiepsko „Salon Gier” z lat .80 ubiegłego wieku. Konstrukcja chyba miała przypominać budy z grami, które można było spotkać na powiatowych odpustach. Lecz projektant „atrakcji” raczej nigdy nie widział oryginału, więc realizacja kopii niezbyt dobrze mu wyszła. Owa „zmyślna” instalacja stanowiła największe wyzwanie dla twórcy strefy komputerów retro. Była zapewne również bardzo kosztowna :(

Demonstracja nowszych gier (a w zasadzie jednej) wygląda o niebo lepiej. Jest to bez wątpienia zasługa opieki nad ekspozycją ze strony firmy CD Projekt, która użyczyła nieudolnym orgom materiałów z ostatniej odsłony hitowego Wiedźmina. Specjalne konstrukcje wyposażone w liczne monitory meandrują ciasnymi korytarzami centrum. Na wąskim szlaku można prześledzić poszczególne etapy tworzenia gry. To główna atrakcja strefy wirtualnej rozrywki... Pozwolę sobie przypomnieć, iż pierwszy Wiedźmin był również (kilkanaście lat wcześniej) gościem Festiwalu Komiksu. Ale wysoce amatorski pokaz (w eŁDeKu) nie wzbudził większego zainteresowania wśród gości (ani graczy). Dlatego szybko świat o nim zapomniał :) ...o grach zapewne napiszę jeszcze...

Zarys ogólnej historii komiksu oraz dość fragmentaryczna prezentacja stylów, gatunków i autorów zostały pokazane na dwóch piętrach wewnątrz walcowatej konstrukcji opisanej wcześniej. Lecz przedstawione informacje (choć podane w estetycznej formie) niewiele wzbogacały wiedzę o dziewiątej sztuce. Podobną można z łatwością zdobyć w Internecie, nie ruszając się z domu. Tyle, że owe wieści były bardziej skąpe i „odpowiednio” zredagowane, przez spolegliwego zwierzakowi kuratora :( Ponieważ organizatorzy centrum nigdy nie posiadali żadnych historycznych artefaktów, wszelkie przykłady oraz cała treść przekazu została przygotowana przez stolarza :) Lub w prosty sposób „namalowana” na owalnych ścianach :( Niekiedy banalne freski uzupełniano tabliczkami świetlnymi z komiksową treścią. Ich przygotowanie zapewne kosztowało orgów najdrożej. W niektórych miejscach zwiedzający mogli poznać esencję „niewątpliwie ciekawych” wykładów, albo posłuchać komiksów za pomocą słuchawek (?!). Czasami gościom na ekspozycjach udawało się liznąć nieco „akcyjności” ;) Mamut często podkreślał w mediach interaktywność wystaw w Centrum Komiksu. Lecz nie jestem pewien, czy nasz prostak w pełni rozumiał znaczenie tego pojęcia... Rzeczywiście, wielbiciele Minecrafta (na automatach growych) mogli sobie poplumkać w rozpikselowane gry (zanim nie ogłuchli od jazgotu „kociej muzyki”). Również w trakcie poznawania „komiksowego warsztatu” domorośli grafomani byli w stanie „interaktywnie” (na specjalnej tablicy magnetycznej) przykleić Wiedźminowi wąsy. Albo mozolnie popracować nad mimiką postaci (dopóki ktoś życzliwy nie zajumał magnesów ;) Ale czy te wątpliwe atrakcje mogły stanowić godną, aktywną rozrywkę na miarę trzeciej dekady XXIwieku? Może dla przedszkolaka? Tyle że mały człowiek nie był w stanie sięgnąć zaklęć „magicznej tablicy” :( Zastanawiałem się, dla kogo była przeznaczona owa prezentacja. Zapewne dla kompletnych dyletantów, którzy nie posiadali żadnej wiedzy o komiksie. Chociaż, zdarzały się osoby (najczęściej z małymi dziećmi), którym taka forma zabawy odpowiadała :(

Na owalnych ścianach ekspozycji stałej pojawiło się również kilka słów o wybranych lokalnych inicjatywach. Słowo „wybranych” jest tu kluczem... Dziwnym trafem najlepiej reprezentowany był okres rządów Mamuta. Tak, jakby wcześniejsze lata skryły na zawsze „mroki średniowiecza” :( A przecież wszystkie osiągnięcia ekipy zwierzaka (z reguły bardzo skromne) nie powstały z próżni. Pozorne sukcesy nowego dyrektoriatu zbudowane zostały na solidnych fundamentach wieloletniej pracy poprzednich organizatorów konwentów i festiwali komiksu. Przykro jest myśleć, że przez ostatnie dwie dekady, tak wielu (na państwowym garnuszku) zrobiło tak niewiele :( Również filary historii nowego polskiego komiksu nie zostały przedstawione na ekspozycjach w sposób adekwatny, do ich wpływu na całe rodzime środowisko... Na przykład: kurator wystawy wrzucił do jednego worka drukowane na przyzwoitym poziomie, wartościowe publikacje artystyczne, razem z niskonakładowymi przejawami xerofurii, wypróżnianymi masowo przez wielu grafomanów. Oczywiście na żadnej ekspozycji nie było śladu Komiks Forum. Mimo, że moja antologia towarzyszyła wielu różnym łódzkim konwentom komiksowym przez kilkanaście lat. Była też pierwszym materialnym świadectwem popularności dziewiątej sztuki wśród młodych polskich twórców oraz platformą prezentacji ich talentów. Antologia wielokrotnie pełniła rolę katalogu festiwalowego. Tym sposobem promowała łódzką imprezę na całym świecie. Ale działo się to w czasach, zanim zwierzak umoczył w organizacji eventu swoje nieudolne kopyta :( Nowi orgowie Centrum Komiksu nie zamierzali wspominać lokalnych sukcesów sprzed ery Mamuta :( Jednak trudno jest pominąć mój wkład w dziedzinie rodzimego komiksu. Jest on tak obszerny i chyba znaczący :) Nic więc dziwnego, że w jednej małej salce (poświęconej wczesnym eventom) znalazła się w gablotce okładka Komiks Forum (katalogu festiwalowego). Lecz cwany kurator wystawy zasłonił w chamski sposób logo antologii. Zapewne, żeby nie drażnić zwierzaka :)

Na tej kulawej ekspozycji spotkałem dwóch byłych conturowców: Pioruna i Tomaszka (myślę tu o grupie twórczej, a nie stowarzyszeniu). Raczej nie byli zachwyceni widząc na ścianach znikome ślady ich wkładu w historię rodzimej literatury obrazkowej. A przecież obaj znacząco przyczynili się do rozwoju łódzkiej imprezy. Piorun pracował przy pierwszym konwencie. Natomiast w kolejnych latach zastąpił go Tomaszek, narzucając pozostałym orgom własną wizję eventu. Obaj twórcy mieli również zacny i uznany przez środowisko dorobek komiksowy. Rozumiem, że instytucja kultury w mieście Łodzi nie powstała po to, aby stanowić laurkę dla starych działaczy lokalnego środowiska, ale przez szacunek dla ich wysiłku, wypadałoby nieco więcej opowiedzieć o ludziach którzy onegdaj wypracowali status Łodzi, jako polskiej stolicy komiksu!.. Niestety, zwierzak nigdy nie zamierzał przypominać w centrum prac rodzimych twórców (szkolnych kolegów), a szczególnie organizatorów eventu, który zawłaszczył wyłącznie dla siebie :( Wkurzeni artyści postanowili w rewanżu wziąć odwet na Mamucie. Obmyślanie sprytnego planu zajęło im rok czasu. Okazało się, że w słynnym, nobliwym eŁDeKu pracuje teraz (na kierowniczym stanowisku) inny, były conturowiec. Przy jego zacnej pomocy miała zaistnieć w domu kultury (poza obszarem wpływów zwierzaka) specjalna wystawa członków grupy. Autorzy przy tej okazji zamierzali stworzyć nową, ekskluzywną publikację o Conturze, finansowaną ze środków własnych... Oczywiście Mamut nie był zachwycony oddolną inicjatywą. Robił więc wszystko, żeby położyć na niej swoje łapy. Przecież ciągle musiał legitymizować nikłe efekty działalności Centrum Komiksu :( Minął kolejny rok. Lecz conturowa wystawa nadal nie ujrzała światła dziennego (ani tym bardziej specjalna publikacja). Podobno, właśnie zwierzak zdecydował się zorganizować cenne środki (?!) Raczej nie wróżyło to niczego dobrego... Zawsze uważałem, że conturowcy mają osobliwy antytalent do promowania własnych projektów. Przecież pierwszą prezentację twórczości grupy drukiem (w Komiks Forum) przygotowałem dopiero ja. Może, gdyby nie moja pomoc, ślad po Conturze dawno by został zapomniany :( W tamtym czasie, młodzi artyści szybko rozjechali się po świecie. Wtedy, każdy z nich myślał raczej o promocji własnej osoby, niż całej grupy... Przyszłość pokaże, ile miałem racji...

W instytucji zwanej na wyrost Centrum Komiksu znajdują się również inne atrakcje, jak: salka VR, czy studio motion-capture... Jednak technologie w nich prezentowane, mimo że dość nowoczesne (a na pewno kosztowne), powoli odchodzą do lamusa. Albo stają się ogólnie dostępne. Jak kiedyś podobnie stało się z konsolami do grania, albo smartfonami. Poza tym, obawiam się, czy owe mocno zaawansowane miejsca rozrywki są w zasięgu zwykłego śmiertelnika, który kupi normalny bilet do centrum. Na pewno wymagają dodatkowej ochrony. Opieki specjalnego, przeszkolonego „pastucha”. A ona kosztuje drożej :( Moim zdaniem, jedynie polecenia warte są wystawy czasowe oraz „ścieżka” tworzenia gier komputerowych. Ponieważ oferty te zostały przygotowane na przyzwoitym poziomie, albo przez ludzi z pasją. Pozostałe wątpliwe „atrakcje” centrum można sobie odpuścić (z czystym sumieniem). Nie wnoszą nic nowego do świadomości oglądającego i często przemilczają ważką historię. Stanowią jedynie barwną fasadę, która ma na celu ukrycie mizernej pomysłowości ekipy orgów Mamuta :(

Przez pierwszy rok istnienia łódzkiego Centrum Komiksu w instytucji niewiele się działo. Naturalnie w tym czasie pojawiło się w programie kilka wystaw. Ale zgodnie z niepisaną, starą zasadą pasożytów kultury, zostały one przygotowane cudzymi rączkami (większość dla innych podmiotów). Aby nie być gołosłownym, pozwolę sobie na niewielkie podsumowanie... Wymarzony od lat przez fanów literatury obrazkowej obiekt inaugurowała wystawa „Grzegorz Rosiński w ilustracjach”, która została przygotowana dla... Muzeum Karykatury w Warszawie :) Wspaniała ekspozycja była ze wszech miar warta obejrzenia. Oczywiście Mamut, pod płaszczykiem EC1, skutecznie „przylepił się” do prawdziwych organizatorów (dziwnym to nie było). Kolejna wystawa czasowa „Komputer udomowiony” była już aranżowana siłami centrum, a raczej fanatyków growych, których pod „swoje” skrzydła zagarnął zwierzak. Jednak nie sądzę, aby zrobiła piorunujące wrażenie zważywszy, że żaden z autorów pod ekspozycją się nie podpisał :( Następna wystawa „PHOTOmodeBOOK” została zrealizowana przez Rafała Szrajbera z opracowanych przez niego materiałów. Żałuję, że nie widziałem tej interesującej ekspozycji. Ale fotograf chyba nie był etatowym pracownikiem CKiTP :) Wreszcie nastąpił kolejny atak nostalgii za komiksem dawno minionym. Była nim wystawa „Tadeusz Baranowski. Śmieszy, tumani, przestrasza”. Tym razem „na plecach” mistrza wjechała na ekspozycję cała ekipa centrum (na szczęście autor to przeżył ;) Lecz ilość kuratorów była odwrotnie proporcjonalna do jakości aranżacji. Która była dość przaśna, ale oczywiście interaktywna :) Jednak z uroczystego otwarcia prezentacji dorobku artysty najbardziej przytłoczyła mnie „scena balkonowa”. Widok starszego człowieka przygniecionego do balustrady przez grupę fanów robił naprawdę przykre wrażenie. Stało się tak, ponieważ liczni orgowie nie przewidzieli odpowiedniego miejsca na spotkanie autorskie z zasłużonym twórcą komiksów :(

Dopiero półtora roku po otwarciu zawitały pod kopuły EC1 większe eventy (bo w niewielkim budynku centrum było za mało miejsca). Lecz podejrzewam, że głównym celem tych imprez miało być zainteresowanie obiektem Mamuta nowych odwiedzających. Dlatego biletem wstępu na owe spotkania był kupon do Centrum Komiksu. Fakt ten potwierdzał, iż coraz mniej jest chętnych do oglądania nudnych ekspozycji przygotowanych przez wybrańców zwierzaka :( A śliczna budowla musiała przecież trochę na siebie zarabiać (przynajmniej, generować frekwencję :) Swoją drogą, ciekaw jestem założeń finansowych tej instytucji kultury? Ile państwo polskie jeszcze do niej dopłaca z naszych podatków?!

Być może wkrótce, aby zbilansować rosnące koszty działalności oraz uzasadnić pensje zatrudnionych darmozjadów, cały Festiwal Komiksu zostanie przeniesiony do EC1. Byłby to niegłupi pomysł zważywszy, że miejsce jest o niebo lepsze od lokalizacji eventu w Atlas Arenie (jest lepiej skomunikowane i w centrum wszystkiego). Przypomnę tylko, że taki pomysł pojawił się jeszcze w 2013roku (robiłem wtedy w EC1 wstępne plany strefy targowej). Niestety, w tamtym czasie „miasto kultury” nie było jeszcze gotowe na podobną inicjatywę :( Chociaż... Mamut chyba nie zdecyduje się na tak odważne posunięcie. Straciłby wtedy kontrolę nad wieloletnią imprezą. Jego punkt zaczepienia w kulturalnej rzeczywistości... Bo co by się stało, gdyby nagle zwierzchnicy prostaka przejrzeli na oczy?! Ale przecież (w sprytny sposób) zwierzak trzyma ich w szachu :)

Naturalnie, oprócz wystaw czasowych i (ostatnio) nielicznych eventów, co jakiś czas organizowane są w centrum (a raczej same się aranżują) banalne zebrania różnych grup entuzjastów, warsztaty dla zielonych (najczęściej „uciekinierów” szkolnych) oraz prelekcje z „łapanki” prowadzone przez „wybranych”. Jednak te kameralne spotkania przeważnie nie przynoszą wielu korzyści uczestnikom, ani nadmiernie rozdętej instytucji. Stanowią raczej formę wypełniacza programu i kolejny element fasady Centrum Komiksu.

O stosunku orgów do placówki najlepiej świadczy jej witryna internetowa. Pozornie wyglądająca ładnie. Ale wyłącznie za sprawą profesjonalnego szablonu, który zapewnia niezłą konstrukcję dla kolejnej fasady. Lecz cenne informacje umieszczone na stronach są zdawkowe i kiepsko przygotowane. Teksty bywają miałkie, boleśnie schematyczne i często niezbyt rzetelne. Tak, jakby pisała je maszyna (może SI) według określonego wzoru. Ale nad wyraz skutecznie wprowadzają w błąd czytelnika, jak to często czynią reklamy. Skąpe wpisy są przeważnie ilustrowane losowymi, podłej jakości fotkami o nadmiernej rozdzielczości. Ponieważ nikt nie przejmuje się ich formą, ani treścią. Nie podlegają żadnej korekcie, bądź optymalizacji dla Internetu. Dzięki temu rozdęte zdjęcia skutecznie zapychają bufor każdej przeglądarki i wczytują się znacznie dłużej niż powinny. A przecież jeden obraz, to tysiąc słów :) Chyba redaktorom witryny nie zależy na dobrej promocji instytucji kulturalnej :( Zrobiłem próbę... Prosty ruch za pomocą darmowego programu IrfanView zmniejszył ciężar obrazka ponad stukrotnie (bez utraty jakości)! Aby dobrze przygotować materiał wystarczy tylko chcieć. Lecz webmasterom zatrudnionym po znajomości przez Mamuta zależy wyłącznie na kasie :( Widocznie zwierzak za mało im płaci...

Łódzkie Centrum Komiksu to skarlały kolos na glinianych nogach, prowadzony przez średnio zainteresowanych tematem oportunistów. Jego oferta dla gości jest przeważnie mizerna i nie stanowi żadnej atrakcji. Z reguły prezentuje znikome wartości techniczne, a zwłaszcza kulturalne. Lecz stanowi doskonałą fasadę skrywającą słabą aktywność nowego dyrektoriatu. Gdyby nie środki, bezustannie pompowane z budżetu państwa, instytucja już dawno przestałaby istnieć (na pewno w obecnej formie). Lecz funkcjonuje nadal! Tylko, czy powinniśmy się z tego cieszyć?

Tekst został napisany człowiekiem. Obrazek stworzyła SI.

Zrób sobie festiwal

Legenda o złym Witku
- wstęp do nowej historii Festiwalu Komiksu w Łodzi
Nisza w niszy
- opowieść o miejscu bardzo przyjaznym organizatorom
Milczenie owiec (a raczej baranów)
- historia pewnego, tajemniczego spotkania
W krainie ślepców...
- poznajemy skład pierwszego dyrektoriatu
Komiksowa agencja wycieczkowa
- ciekawe podróże dyrektoriatu na sam kraniec świata
Wystarczy być...
- co należy robić, aby trwać na cieplutkim stołku
Wystawy...
- przeróżne wystawy oraz ekspozycje z festiwalem związane
Vox populi
- głos ludu stowarzyszonego oraz obcego
Dyrekcja cyrku w budowie
- odyseja ekipy orgów po ciekawych miejscach Łodzi
Orgi oraz woły
- o tych, którzy pomagają oraz takich, co tylko udają
Inwazja autografożerców
- plaga równie żarłoczna co agresywna, niczym szarańcza
Wartość dodana
- jak z niczego stworzyć coś wartościowego?
Przypadek Klossa
- niemoralna propozycja, przyjęta przez zwierzaka bez żadnej refleksji :(
manga
- komiks, albo przebieranka... wybór należy do Ciebie :)
...dla dzieci
- czy twórczość dla dzieci rzeczywiście musi być gorsza?
Centrum Komiksu i TePe
- nowa instytucja, czy kolejna fasada?
ciąg dalszy nastąpi...

lutego 28, 2025

...dla dzieci

Wśród wielu kreatorów kultury (i nie tylko) pokutuje fałszywe stwierdzenie, że produkt dla dzieci musi być równie dobry, jak dla dorosłych, tylko że lepszy. Ale to jest niestety tylko teoria. Utopijne pragnienie, które bardzo rzadko bywa zrealizowane. Tymczasem rzeczywistość wielokrotnie pokazuje, że jest wręcz odwrotnie :( Natomiast powyższą tezę można uznać jedynie ze pusty zwrot, który nie posiada żadnego odniesienia do realnych sytuacji. Wytrych, który skrywa prawdziwy stosunek autora do realizacji dzieła dla najmłodszych odbiorców. Podobna hipokryzja funkcjonuje w świadomości twórców już od tak dawna, że stała się niemal standardem :( Naturalnie, nie oznajmia się tego faktu głośno. Bo i po co. Nikogo taka wiedza by nie uszczęśliwiła... Zdarzają się oczywiście prace spełniające wyższe kryteria jakości. Lecz są one nieliczne i stanowią raczej wyjątek od reguły... Z drugiej strony. Czy dzieci rzeczywiście mają tak wygórowane wymagania? Z doświadczenia wiem, że radość może im sprawić nawet byle co ;)

Od początku byłem przeciwnikiem konkursu dziecięcego organizowanego podczas łódzkiego konwentu komiksowego. Z wielu powodów. Pierwszym i niewątpliwie najważniejszym było utrwalanie w świadomości społeczeństwa tezy, że komiks jest produktem wyłącznie dla dzieci. Co oczywiście jest ewidentną bzdurą. Literatura obrazkowa w naszym kraju (ale również w całych „demoludach”) przez „mroczne lata” miała ogromny problem, aby wydostać się z tej „szuflady kultury”. Za komuny twórczość dla najmłodszych była łagodniej traktowana przez cenzurę. A w zasadzie, jako jedyna „bezpieczna” dopuszczana do rozpowszechniania. Nie przypominam sobie żadnych, publikowanych w tamtym czasie (w oficjalnym obiegu), nowel graficznych dla dojrzałego czytelnika. Wyjątek stanowiły krótkie historie prezentowane czasami w pismach satyrycznych (jak np. „Wesoły sanitariusz” Mleczki w Szpilkach). W epoce realnego socjalizmu komiks dla dorosłych praktycznie nie istniał :( Dopiero przemiany ustrojowe oraz właśnie konkursy konwentowe dały szansę, aby odmienić tą nienaturalną sytuację. Dlatego zawsze uważałem, że łódzki event powinien rozwijać dziedzinę zaniedbaną przez lata, miast trwonić siły i środki na promocję gatunku wśród odbiorców, którzy od dawna go znali.

Kiepskie przygotowanie tego punktu programu imprezy również nie sprzyjało inicjatywie. Co prawda dzieci uwielbiają „mazać” o wszystkich, pasjonujących je tematach. To przecież jedna z form aktywności maluchów od przedszkola (a nawet wcześniej). Jest ona doceniana zarówno przez wychowawców, jak i rodziców :) Jednak sztuka narracyjna nie jest prostackim bazgraniem na kartkach papieru. Wymaga od autora pewnej znajomości tematu oraz języka wypowiedzi wizualnej. Oba zagadnienia przeważnie są obce szkolnym nauczycielom (a nawet niektórym dorosłym twórcom :( Jeszcze w „13lat prowizorki” pisałem, że do przyzwoitej realizacji „konkursu komiksowego dla uczniów szkół podstawowych” potrzebna jest odpowiednia pomoc naukowa. Banalna broszura, która by wyjaśniała podstawowe kwestie związane z medium. Jednocześnie uczyła przyszłych adeptów sztuki ilustracji, jak poprawnie tworzyć komiksy (zrozumiałe dla wszystkich). Przez lata nikt z konwentowych orgów nie był zainteresowany właściwym rozwiązaniem tego problemu. Nie było wtedy na rynku księgarskim żadnych podręczników do nauki tworzenia historii obrazkowych. Aby poprawić nieco sytuację, podczas konwentów próbowałem organizować warsztaty komiksowe. Ale to była kropla w morzu potrzeb :( Dopiero z nastaniem ery Mamuta pojawiła się pewna skromna publikacja, stworzona według mojego pomysłu (z „13lat prowizorki”) przez uznaną, festiwalową spółkę (pasożyta kultury i rysunkowego grafomana ;) Zeszyt zawierający jedynie podstawowe informacje o komiksowej materii (podane w dość infantylnym stylu) powstał oczywiście za pieniądze publiczne, wyżebrane od jakiejś instytucji. Jednak nie sądzę, aby owo wydawnictwo zostało użyte w trakcie omawianego konkursu dla dzieci. Sprytni orgowie festiwalu zapewne skutecznie zmonetaryzowali broszurę na wolnym rynku :( Napiszę o tym jeszcze...

Wystawa prac uczestników konkursu dziecięcego nigdy nie cieszyła się szczególną sympatią nowych orgów. Stanowiła dla nich raczej dodatkowy kłopot i niezbyt mile widziane wyzwanie. Mimo, że od początku inicjatywa była wyłącznie realizowana „cudzymi rękami”. Atoli należało jeszcze znaleźć odpowiednie miejsce ekspozycji oraz środki na skromne nagrody. W trakcie wykonywania kolejnych działań pracy było zawsze co nie miara. Natomiast efekty, przeważnie znikome. Na dodatek, zawłaszczane często przez „przypadkowych orgów” z zewnątrz, jak nachalny „strażak” z magistratu (zdobywca pierwszej statuetki „kosiarza” :( Dlatego chylę czoło przed Robertem Wagą oraz jego mamą (pomysłodawcom konkursu), którzy od początku, co roku „męczą się” nad tym nieszczęsnym projektem :( Jestem niemal pewien, że Mamut wkrótce również o nich zapomni. Tak jak to zdarzyło się wcześniej w przypadku Kabula oraz pozostałych konwentowych orgów z Conturu (i nie tylko :(

Nadal uważam, że przygotowanie specjalnego konkursu komiksowego dla dzieci jest zbędnym trwonieniem środków. Ale nowi orgowie traktują inicjatywę, jako kolejną fasadę, której zadaniem jest zacieranie właściwego, nędznego obrazu łódzkiej imprezy. Czasami chwytliwa idea służy również nabieraniu nieświadomych sponsorów. Że niby event przeznaczony jest głównie dla dzieci. Niestety, słudzy Mamuta nie są odosobnieni w nadużywaniu „świętego” tematu. Parawan „dziecięcy” jest wykorzystywany przez wszystkich od zawsze. Począwszy od producentów łakoci (lub zabawek). Nie kończąc wcale na organizatorach „specjalnych” atrakcji eventowych :( Mnie bulwersuje zwłaszcza osobliwe podejście wielu twórców do formy oraz jakości produktu dla najmłodszych odbiorców. Trudno z tym faktem polemizować. Raczej nikt się nie odważy :(

Przykłady nadużywania formuły „dla dzieci” można mnożyć. W myśl zasady, że nieletni „kupią” wszystko. Każdą głupotę. Byleby była na swój sposób atrakcyjna, kolorowa, albo odpowiednio wylansowana :( Przecież rodzice (lub dziadkowie) od zarania dziejów pragną rozpieszczać swoje pociechy. Niczego im nie odmówią (na miarę własnych możliwości). W kolejce po atencję niezbyt świadomych klientów stają więc: czasami dziwna, podana w niecodziennej postaci żywność (soczko-tubki, misio-cukierki); ciekawie i brawurowo prezentowane w reklamach zabawki (samochodo-roboty, zwierzo-lalki); „modna” odzież oraz wszelkie produkty przygotowane wyłącznie dla mało wymagającego konsumenta. Oferta zgodna z cynicznie przenicowaną regułą, że wszystko dla dzieci powinno być najlepsze :( W takich realiach, kreowanie nowego kontentu komercyjnego jest banalnie łatwe... Kiedyś dziwiłem się, dlaczego postacie ze świata Pikaczu są tak prostacko zaprojektowane? Przecież musiały być sprawnie oraz tanio animowane. Niewybredny odbiorca i tak się nimi zachwycał. Ponieważ były podane w ekscytującej dla najmłodszych postaci oraz nachalnie promowane. Oprócz boleśnie schematycznego anime powstała więc ogromna oferta śmieci towarzyszących: gier, komiksów, przytulanek... Może nie wszystko było wyjątkowo podłej jakości, ale całość została stworzona wyłącznie po to, aby maksymalnie wykorzystać bezcenną licencję oraz naiwnych klientów :( Jednak fenomen Pokemona jest niczym, wobec wieloletniej gigantycznej ekspansji Lego. Marki która bezustannie zawłaszcza kolejne dziedziny naszej rzeczywistości. Firma słynąca niegdyś z tworzenia zacnych, rozwijających dziecięcą inwencję klocków, non stop sięga po dusze młodych konsumentów :(

Dzieci są ważnym elementem festiwalu. Od pierwszej edycji w 1991roku wielu miłośników komiksu dochowało się potomstwa (niektórzy nawet wnuków :) Ale chyba nie jest to wystarczający powód, aby podczas imprezy urządzać dla nich przedszkole. Albo inne atrakcje specjalne, jak „parki rozrywki” z trampolinami, lub „występy klaunów” :( Dzieci w trakcie eventu są wystarczająco kuszone wizualnie niesamowitą ofertą obrazkową komiksów oraz grami (nawet tymi bez prądu :)

Tekst został napisany człowiekiem. Obrazek stworzyła SI.

Zrób sobie festiwal

Legenda o złym Witku
- wstęp do nowej historii Festiwalu Komiksu w Łodzi
Nisza w niszy
- opowieść o miejscu bardzo przyjaznym organizatorom
Milczenie owiec (a raczej baranów)
- historia pewnego, tajemniczego spotkania
W krainie ślepców...
- poznajemy skład pierwszego dyrektoriatu
Komiksowa agencja wycieczkowa
- ciekawe podróże dyrektoriatu na sam kraniec świata
Wystarczy być...
- co należy robić, aby trwać na cieplutkim stołku
Wystawy...
- przeróżne wystawy oraz ekspozycje z festiwalem związane
Vox populi
- głos ludu stowarzyszonego oraz obcego
Dyrekcja cyrku w budowie
- odyseja ekipy orgów po ciekawych miejscach Łodzi
Orgi oraz woły
- o tych, którzy pomagają oraz takich, co tylko udają
Inwazja autografożerców
- plaga równie żarłoczna co agresywna, niczym szarańcza
Wartość dodana
- jak z niczego stworzyć coś wartościowego?
Przypadek Klossa
- niemoralna propozycja, przyjęta przez zwierzaka bez żadnej refleksji :(
manga
- komiks, albo przebieranka... wybór należy do Ciebie :)
...dla dzieci
- czy twórczość dla dzieci rzeczywiście musi być gorsza?
Centrum Komiksu i TePe
- nowa instytucja, czy kolejna fasada?

lutego 19, 2025

manga

Nieco przeraża mnie fenomen mangi, coraz bardziej popularny wśród ogółu miłośników literatury obrazkowej. Przez ostatnie lata, od konwentów do dzisiejszego festiwalu, przemienił on w naszym kraju entuzjastów perfekcyjnie rysowanych historii obrazkowych, w dziwne, niepokojące zjawisko socjologiczne. Oprócz niewątpliwie pozytywnych cech oddziaływania japońskich powieści graficznych na młodych autorów. Jak poznawanie odmiennej kultury oraz inspiracje wschodnią sztuką, której wpływ można zauważyć w twórczości artystycznej wielu rysujących. Również poszerzanie kręgu odbiorców całego spektrum literatury obrazkowej jest zasługą komiksu japońskiego. Jednak zauroczenie mangą niesie ze sobą także efekty negatywne. Jak wyjątkowa alienacja zwolenników tego gatunku sztuki oraz niebezpieczne zbaczanie w stronę cosplayowych przebieranek, miast aktywności komiksowej.

Mangowe komiksy poznałem jeszcze w latach .80 ubiegłego wieku. Stanowiły u nas rzadkość, ponieważ ich droga na bazary Europy Środkowej (wtedy za „żelazną kurtyną”) z kraju kwitnącej wiśni była dość daleka... Grube, czarno białe magazyny ilustrowane wyłącznie rysunkami, zapełnione głównie opowieściami w odcinkach, były bardzo popularne w Japonii. Lecz u nas, wydawnictwa te zadziwiały bardziej formą, niż treścią. Kilkuset stronicowe „cegły” z niezbyt zrozumiałymi dla polskiego czytelnika historiami, tworzone przeważnie w groteskowym stylu oraz oglądane „od tyłu”, raczej nie znajdywały większego uznania wśród odbiorców z kręgu zachodniej cywilizacji. Jednak w komiksach była zawsze doceniana niesamowita perfekcja kreski wschodnich twórców oraz niecodzienny, brawurowy wygląd napisów. Sytuacja mangi na świecie uległa zmianie dopiero, kiedy japońskimi historiami obrazkowymi zainteresowali się zachodni edytorzy.

Pierwszym, poważnym krokiem przybliżenia nowym czytelnikom komiksu mangowego była transformacja oryginalnych plansz. Wystarczyły lustrzane odbicia stron, aby treść wschodniej noweli graficznej była poznawana przez nowego odbiorcę, w bardziej naturalny dla niego sposób. Co prawda, wielu bohaterów opowieści nagle stawało się mańkutami. Ale czytelnikom to zupełnie nie przeszkadzało :) Wśród komiksów ze Wschodu na rynku amerykańskim dominowała wtedy fantastyka naukowa. Nieśmiertelne historie z robotami bojowymi oraz kultowy Akira. Wydawców raczej nie interesowały nowele obyczajowe, które były kulturowo obce dla zachodnich czytelników. Wyjątek stanowiły tytuły hentai. One zawsze znajdowały specyficznych odbiorców ;)

Zapewne drogę komiksom w tamtym czasie torowały japońskie seriale telewizyjne (jeden z nich: „Załoga G” był popularny również u nas). Ogromne powodzenie animowanych produkcji zwiększyło zainteresowanie przedsiębiorców innymi tematami wschodnich opowieści. Dostrzegli oni również potencjał drzemiący w nowych odbiorcach rysunkowych historii. Mianowicie, dziewczęta dotąd specjalnie nie interesowały się komiksem (albo się tym nie chwaliły). Dlatego nowele graficzne kierowano głównie do chłopców. Nic więc dziwnego, że światy kolorowych zeszytów były przeważnie wypełnione przygodami dziarskich herosów (którzy zakładali majtki na spodnie :) Manga pod tym względem okazała się bardziej różnorodna. Oferowała szersze spektrum tematów historii, których odbiorcami mogli być różni czytelnicy. Wśród propozycji japońskich twórców znalazł się także „kminek dla dziewczynek” :) Nowele obrazkowe, które akceptowały czytelniczki komiksów. Przygody postaci, z którymi mogły utożsamiać się dziewczęta. Bowiem to one zawsze stanowiły potęgę miłośników japońskiego komiksu :)

Manga w naszym kraju zyskała popularność dzięki czarodziejce z Księżyca (Sailor Moon). Również i w tym przypadku, wcześniej pojawił się w telewizji serial animowany, który rozpętał prawdziwą mangową histerię wśród dzieci oraz nastolatek ;) Pamiętam pierwszą imprezę dla entuzjastów tego komiksu. Została ona zorganizowana w warszawskim klubie „Stodoła”. Budynek chyba nigdy dotąd nie był tak szczelnie wypełniony ludzką treścią (niemal do granic bezpieczeństwa :) Olbrzymi tłum egzaltowanych fanek oraz nieletnich z rodzicami (lub bez ;) oblegał klub studencki przez cały dzień. Kolejka do wejścia miała kilkaset metrów długości. Niestety, jedna piąta chętnych w ogóle nie dostała się do środka :( Dlatego swój komiksowy kramik urządziłem po partyzancku. Na niewysokim murku przed wejściem do klubu :)

Droga japońskiego komiksu pod słowiańskie strzechy nie była prosta. Zresztą wtedy w Polsce nie ukazywało się wiele zagranicznych historii obrazkowych. Na ubogim rynku dominowały serie amerykańskie (za sprawą szwedzkiej firmy TM-Semic). Promocją mangi zajął się Shin Yasuda (Japonica Polonica Fantastica), późniejszy wydawca słynnego, fantastycznego Akiry. Lecz swoją działalność zaczął niezbyt fortunnie, od opowieści z historii Polski „Aż do nieba”. Niestety, nie znalazła ona większego zainteresowania wśród czytelników. Pamiętam jak wydawca wędrował po hurtowniach książek (jak ja, z moim Komiks Forum) próbując zainteresować ówczesnych „biznesmenów” nową publikacją. Dopiero inwazja czarodziejek odmieniła sytuację wydawnictwa :)

Naoko Takeuchi stworzyła uroczą serię o dziewczętach w przestrzeni kosmicznej. Głównymi postaciami „Sailor Moon” były nastolatki, które mogły przekształcać się w super bohaterki. Tworzyły one zespół „czarodziejek” z różnych planet Układu Słonecznego, które używały własnych mocy do walki ze złem we wszelkiej postaci. Niesamowite przygody ślicznych wojowniczek musiały podobać się niemal wszystkim dziewczynkom (małym i dużym :)

Dziwiła mnie zawsze osobliwa alienacja miłośników mangi (płci obojga). Oczywiście wszyscy bawili się znakomicie, ale tylko we własnym gronie :( I chyba nic więcej ich nie interesowało, poza przygodami fantastycznych postaci z wielkimi oczami, o dziwnie brzmiących imionach. Odniosłem wrażenie, jakby nie istniała dla nich inna rzeczywistość, poza światami kreowanymi przez wschodnich mistrzów komiksu :( Dlatego na wczesnych konwentach organizowałem osobne atrakcje, przygotowane specjalnie dla fanów mangi. Robiłem wszystko, aby na imprezę przyciągnąć nowych, uroczych gości :) Kiedyś w trakcie komiksowej giełdy urządziłem nawet dzień mangowy, podczas którego niektórzy wystawcy całkowicie odmieniali swoją ofertę... W tamtym okresie (druga połowa lat .90) zaczęły pojawiać się u nas pierwsze mangowe eventy. Ale chyba nikt nie próbował łączyć ze sobą różnych komiksowych światów. A szkoda :( Owa synergia stylów mogłaby artystom oraz czytelnikom przynieść wyłącznie korzyści. Obecnie nadal, na wielu imprezach, funkcjonują obok siebie różne, pozornie obce inicjatywy. Takie związane ze sztuką Wschodu, na równi z komiksem europejskim oraz amerykańskim. Lecz wszelkie działania kumulują się niezależnie. Wyłącznie jako odrębne byty :(

W XXIwieku manga poszerzyła znacznie swoje dominium. Styl japońskiej sztuki komiksowej objął już wszystkie odmiany fantastyki. Od science fiction, poprzez fantasy do horroru. Nowelom graficznym nie obcy jest romans, kryminał, jak i wszelkie możliwe historie obyczajowe. Manga już dawno przekroczyła granice mediów. Oczywiście nadal jest obecna w komiksie oraz filmie (nie tylko animowanym). A także w muzyce. Japoński styl graficzny odcisnął swoje piętno w całej branży rozrywkowej. Zwłaszcza w świecie gier. Dość szybko, z artystycznej przestrzeni sztuki wizualnej przeniknął do biznesu. Stał się bardzo atrakcyjnym towarem konsumpcyjnym :(

Razem z mangą do naszego kraju przybyła moda na przebieranki. Przecież dziewczynki od zarania dziejów uwielbiały stroić się w różne fatałaszki. Co prawda, na amerykańskich konwentach miłośnicy komiksów wcielali się od dawna w postacie z ulubionych historii obrazkowych. Ale u nas, takie przedstawienia, były nowością. Sztuka japońskiego komiksu poszerzyła znacznie panteon bohaterów opowieści graficznych. Jednak wizerunki postaci akceptowane w kulturze wschodniej niekiedy znacznie odbiegają od norm przyjętych na Zachodzie. Szczególnie jest to dostrzegalne w szatach bohaterek komiksów, których stroje bywają dość wyuzdane. A przecież kreacje na eventach prezentują nierzadko osoby nieletnie. Lecz jak dotąd, wszyscy traktują cosplay jedynie, jak zabawę :)

Wydaje mi się, że obecnie kostiumowa forma wschodniej sztuki jest u nas najsilniej wyrażanym przejawem aktywności twórczej. Naturalnie autorki (ale też niektórzy autorzy), w swoich pracach, stosują często elementy rysunku mangowego. Ale rodzime komiksy w japońskim stylu są raczej rzadkością. Ponieważ, oprócz zdolności graficznych, autorom takich prac brakuje ciekawych pomysłów, zdolnych zainteresować większą grupę odbiorców. Natomiast rodzimi wydawcy wolą publikować znane oraz wypromowane na świecie, oryginalne opowieści mistrzów mangi, zamiast utworów rodzimych, początkujących adeptów rysunku. Dlatego autorki polskich komiksów we wschodnim stylu zdane są wyłącznie na niezależne, niskonakładowe edycje. Niestety, realizacje te są przeważnie odtwórcze. Niewiele mają wspólnego z kreatywnym działaniem :( Nic więc dziwnego, że cała uwaga entuzjastów mangi skierowała się w stronę cosplay :(

Jestem już starym dziadem :( Być może dlatego nie rozumiem swoistego fenomenu przebieranek za bohaterów komiksowych. Niewykluczone, że jest to nowa forma konwentowej zabawy. Na pewno także sposób na wyróżnienie barwnej osobowości spośród szarego tłumu otaczającej rzeczywistości. Przypuszczalnie również, doskonała okazja dowartościowania własnego ego... Czasami kreacje miłośników komiksu bywają interesujące. Są przecież oceniane przez „surowych” sędziów ze środowiska ;) Częściej jednak, stroje mangowych przebierańców stanowią kompromis, między dobrymi chęciami, a skromnymi możliwościami budżetu ich autorów. Niekiedy człowieki odziane w fikuśne fatałaszki wyglądają naprawdę fajnie. Wzbogacając tym samym wrażenia z każdej imprezy komiksowej. Często jednak wymyślny kostium spowija osobę, która zapewne nie posiada w domu lustra ;) Niewątpliwie cosplayowy event jest dużo łatwiejszy w przygotowaniu, niż impreza prezentująca bardziej istotne przejawy artystycznej aktywności. Dlatego orgowie wszelkiej maści lubią urządzać takie radosne spotkania, albo przynajmniej punkty programu. Wszak większość fanek mangi uwielbia przebieranki. I chyba każda z nich posiada własny kostium. Mozolnie wypracowany w domowym zaciszu (lub kupiony za ciężkie pieniądze). Do pełni szczęścia, na konwencie, zaledwie potrzebny jest dach nad głową. Albo łaskawa aura natury. Oraz odrobina hałasu :) Szkoda tylko, że oprócz źródeł inspiracji, fenomen cosplay niewiele ma wspólnego ze sztuką komiksową :(

Tekst został napisany człowiekiem. Obrazek stworzyła SI.

Zrób sobie festiwal

Legenda o złym Witku
- wstęp do nowej historii Festiwalu Komiksu w Łodzi
Nisza w niszy
- opowieść o miejscu bardzo przyjaznym organizatorom
Milczenie owiec (a raczej baranów)
- historia pewnego, tajemniczego spotkania
W krainie ślepców...
- poznajemy skład pierwszego dyrektoriatu
Komiksowa agencja wycieczkowa
- ciekawe podróże dyrektoriatu na sam kraniec świata
Wystarczy być...
- co należy robić, aby trwać na cieplutkim stołku
Wystawy...
- przeróżne wystawy oraz ekspozycje z festiwalem związane
Vox populi
- głos ludu stowarzyszonego oraz obcego
Dyrekcja cyrku w budowie
- odyseja ekipy orgów po ciekawych miejscach Łodzi
Orgi oraz woły
- o tych, którzy pomagają oraz takich, co tylko udają
Inwazja autografożerców
- plaga równie żarłoczna co agresywna, niczym szarańcza
Wartość dodana
- jak z niczego stworzyć coś wartościowego?
Przypadek Klossa
- niemoralna propozycja, przyjęta przez zwierzaka bez żadnej refleksji :(
manga
- komiks, albo przebieranka... wybór należy do Ciebie :)
...dla dzieci
- czy twórczość dla dzieci rzeczywiście musi być gorsza?

lutego 06, 2025

Trust2

Następny Komiks Forum, oprócz przedstawienia dorobku Miszcza, stał się również katalogiem jego wystawy urodzinowej. Nikomu to nie przeszkadzało, za wyjątkiem redaktora wiadomego magazynu z Poznania :( Ekspozycję prac Przemka zorganizowałem tradycyjnie, w jednej z galerii Łódzkiego Domu Kultury, w grudniu 1997roku. Natomiast publikacja stanowiła zwieńczenie pewnego okresu wydawania mojej antologii. Wreszcie zabrakło mi prywatnych środków, które od początku zasilały tworzenie kolejnych edycji Komiks Forum :(

Komiks Forum - Trust2 (grudzień 1997) - katalog wystawy urodzinowej Przemka Truścińskiego

Ponieważ jestem zdolnym kreatorem różnych okazji, urodzinowy event Przemka stworzyłem według sprawdzonego formatu. Od dłuższego czasu planowałem kolejną prezentację grafik Trusta. Artysta był w tym okresie bardzo płodnym twórcą komiksów. Dlatego zamierzałem raz jeszcze pokazać jego dokonania w mojej antologii. Wystawa była doskonałym pretekstem. Nowy Komiks Forum mógł przecież zostać katalogiem ekspozycji. Mnie to nie przeszkadzało :) Aby jednak lepiej sprzedać wydawnictwo, potrzebna była liczniejsza grupa ludzi (potencjalnych klientów), niż garstka znajomych oraz wielbicieli twórczości Trusta. Czyli musiałem zorganizować prawdziwą imprezę :) Wykorzystałem w tym celu pomysł Gwiazdki z Komiksem. Początek grudnia stanowił odpowiedni termin. Artysta naprawdę był zachwycony tak liczną publicznością, która przybyła „specjalnie” na jego urodziny, aby podziwiać nowe prace Miszcza. Dom Kultury także był kontent z komiksowego eventu, który został stworzony obcymi rękami (znowu). Naturalnie zasilił on konto inicjatyw tej placówki. Ponieważ, zazwyczaj w grudniu niewiele tam się nie działo. Wszyscy z utęsknieniem czekali na święta :( Zaiste, w temacie komiksu czyniłem w instytucji kultury znacznie więcej, niż wszyscy inni, pozostali zatrudnieni pracownicy razem wzięci. Przez cały okres ich kariery :( Natomiast dla mnie, kolejna gwiazdka była okazją do rozprowadzenia nieco większej ilości wydawnictw. Choć nie takiej, jakiej rzeczywiście bym pragnął :(

Antologię otwiera multiplikacja rysunków „z zeszytów”. Szkiców, projektów oraz pomysłów, z których autor korzystał tworząc swoje prace. To wyjątkowa, pod względem graficznym, edycja Komiks Forum. Ponieważ strony publikacji wypełnia ogromna ilość niesamowicie różnorodnych, aczkolwiek dość mrocznych, wizji artysty przeniesionych na papier. Niektóre z prezentowanych grafik ukazały się wcześniej w magazynach: Fantastyka, Talizman, Fenix, Magia i Miecz... Lecz na kartach antologii znalazły również miejsce prace dotąd nie pokazywane. Pierwszym komiksem jest ćwiczenie z Pracowni Projektowania Grafiki Wydawniczej, zabawny skecz „Divertimento opus 5”. Został on narysowany na podstawie znanego wiersza Jeremiego Przybory. Następny, fantastyczny „Łowca”, stworzony według pomysłu Tomka Kołodziejczaka, opowiada nieznaną przygodę bohatera. Jednak inną niż historia, jaka ukazała się pod tym samym tytułem w „Antologii komiksu polskiego” (wydanej przez Egmont w 2000roku). Short „Wirtualka” przedstawia interesujące spojrzenie Trusta na temat wirtualnej rzeczywistości. Świat dorosłych widziany oczami dziecka jest tematem pracy „Pajacyk”. Komiks ten powstał na bazie scenariusza Błażeja Kronica. Miałem olbrzymi problem z odpowiednią reprodukcją tej wyjątkowej pracy. Ponieważ autor malując kadry użył delikatnych, pastelowych barw, które niezwykle trudno przełożyć na odcienie szarości. Efekt końcowy mojego wysiłku nie jest zbyt zachwycający, lecz na pewno wykorzystałem możliwości druku w jednym tylko kolorze. Niestety, innej alternatywy wtedy nie miałem :( W publikacji pojawiły się także krótkie foto-impresje „Stworzenie Adama i Ewy” oraz „Kłótnia”. Plansze potwierdzające niesamowitą wszechstronność artysty w obszarach wielu różnych technik graficznych. Kontrowersyjna nowela „Radio” oraz kultowy, fantastyczny short „Podbój Księżyca” (wg pomysłu M. Jabłońskiego) zamykają prezentację komiksów Trusta. Zabawne, że tak rewelacyjna praca, nagrodzona w konkursie komiksowym, nie zyskała uznania ówczesnych redaktorów katalogu konwentowego i nie znalazła miejsca w publikacji eŁDeKu (?!) W antologii zamieściłem jeszcze fragmenty scenariusza Jacka Waliszewskiego oraz kilka plansz projektu „Nie Bajka”, który wtedy był w trakcie realizacji. Autorski materiał publikacji wieńczą, pochodzące również „z zeszytów”, wyjątkowe, osobiste przemyślenia artysty, dotyczące genezy jego twórczości.

Komiks Forum - Przemysław Truściński wydałem już „samodzielnie” w standardowym formacie, objętości oraz nakładzie. Nowa edycja antologii różniła się od poprzednich jedynie sztywniejszą, kartonową okładką. Niekiedy grafiki zamieszczone w publikacji zdają się być nieco zbyt ciemne. Ale taki mroczny charakter miała w tamtym czasie twórczość Przemka. Poza tym, forma prezentacji plansz stanowiła kompromis, między próbą oddania niuansów wykonania każdego rysunku, a możliwościami ówczesnej poligrafii. Od popełnienia błędu podczas składu dzieliła naprawdę niezwykle delikatna granica. Na przykład, w trakcie opracowania jednej z plansz „Nie Bajki” uwidoczniła się zmora pracy na niewielkim monitorze CRT (kineskopowym), który zawsze wyświetlał obraz bardzo kontrastowo. Toteż słabo były na nim widoczne drobne różnice tonalne. Dlatego dopiero po wydruku zauważyłem plamki mojego retuszu skanowanej grafiki, których nie byłem w stanie dostrzec podczas składu publikacji :(

Bardzo cenię twórczość Przemka. Zwłaszcza, że mam świadomość ile artysta włożył pracy w rozwój własnego talentu. Zazwyczaj był on skromnym kolegą. Jednym z grupy młodych autorów komiksów. Jednak czasami zachowanie Trusta bywało dość niepokojące. Chyba dawało znać o sobie swoiste „gwiazdorzenie” Miszcza ;) Rozumiem, że w tamtym czasie rysownik górował umiejętnościami oraz inicjatywą twórczą nad pozostałymi autorami ze środowiska. Lecz chyba nie był to powód, aby się wywyższać, albo zawłaszczać działania innych. Tym bardziej, że często aktywność Przemka, podczas organizacji różnych eventów, była czysto wizualna. Aczkolwiek zawsze, w trakcie wywiadów, mienił się tytułem orga. Nawet jeśli niewiele robił przy imprezie. Naturalnie był nieustannie aktywny duchem. Ale już ciałem, raczej niekoniecznie :( Przypominam sobie, jak podczas jednej z wystaw w eŁDeKu wnerwiony Sobieraj nazwał ironicznie Trusta „facetem z kwiatkiem”. Bowiem artysta snuł się po galerii z żonkilem w dłoni nie pomagając kolegom w przygotowaniu ekspozycji. Widocznie Przemek przybył wtedy wyłącznie dla towarzystwa, aby mentalnie wesprzeć ciężko pracujących (niczym muza :) Pamiętam również inny, „olbrzymi wkład pracy” Miszcza w organizację konwentu. Polegał on na „zdobyciu” kasety video z wypożyczalni, która znajdowała się sto metrów od jego domu.

Lecz moja współpraca z Trustem przebiegała na ogół sprawnie (do pewnego momentu). Często mogłem liczyć na rysunkową pomoc artysty przy moich różnych inicjatywach komiksowych. Byłem przecież pierwszym promotorem jego twórczości. Wszak opublikowałem dwie monografie Trusta, kiedy jeszcze niewielu interesowało się jego komiksami. Wszystko zmieniło się diametralnie gdy prace Przemka „odkryli” profesjonalni wydawcy. Zapewne poznali je głównie dzięki „występom” autora w Komiks Forum właśnie :) Nigdy nie oczekiwałem wdzięczności artysty, za mój wkład w popularyzację jego wczesnego dorobku twórczego. Organizację wystaw. Przygotowanie licznych publikacji oraz promocji. Ale nie spodziewałem się również, że moje działania ulegną totalnemu zapomnieniu ze strony Trusta :( Jednak „największą przykrość Miszcz sprawił mi kilkanaście lat później, kiedy zaczął mnie podejrzewać o robienie dodruków” Komiks Forum z jego udziałem... Pisałem już o tym.

Po unikalnym dniu premiery każdy kolejny Komiks Forum sprzedawał się kiepsko, żeby nie powiedzieć tragicznie :( Woziłem moje antologie na wszystkie krajowe eventy, w których brałem udział. Czasami sprzedawałem kilka egzemplarzy komiksu. Lecz przeważnie chętnego znajdowała tylko jedna sztuka (?!) mojego wydawnictwa :( Widocznie czytelnicy, fanatycy literatury obrazkowej oraz zbieracze wszelkiej maści historyjek ilustrowanych zaspokajali swoje potrzeby wyłącznie podczas premiery publikacji. Zatem możliwości dystrybucji Komiks Forum ograniczały się zaledwie do nielicznych, branżowych imprez oraz jednej księgarni w Łodzi :( Wiedziałem, że spora liczba potencjalnych odbiorców jest poza moim zasięgiem. Lecz wszelkie próby zmiany tej chorej sytuacji powodowały dalsze koszty, a nawet spore straty (przykład: Komiksland). Brak środków za niesprzedane egzemplarze antologii był jednym z powodów mojego zniechęcenia pomysłem dalszego promowania młodych polskich twórców komiksu. Wszak ile jeszcze miałem dokładać do tego nierentownego „interesu”?!

W czasach sprzed Internetu wyniki sprzedaży Komiks Forum były ważną oznaką popularności antologii. Lecz dla mnie nie najważniejszą. Pozytywne opinie znajomych, znawców komiksu, dotyczące publikacji, utwierdzały mnie w przekonaniu, że robię „dobrą robotę”. Jednak grono koneserów zacnych opowieści graficznych nie było wtedy zbyt liczne. Poza tym, widywałem ich niezmiernie rzadko. Przeważnie raz do roku, na konwentach :( Natomiast zwykli czytelnicy komiksów raczej nie interesowali się, kto jest wydawcą Komiks Forum. Ich uwagę z reguły zaprzątały tylko nowe, ciekawe historie obrazkowe. Jednak rzadko który odbiorca dzielił się listownie własną oceną poznanych prac :( Brak szerszego odzewu czytelników był również powodem kolejnej mojej rozterki. Zacząłem wtedy zastanawiać się, po co w ogóle wydaję komiksy?

Zapewne nie bez znaczenia, na kontynuowanie publikowania komiksów młodych adeptów dziewiątej sztuki, była ocena mojej pracy w ówczesnych mediach branżowych. A zwłaszcza w jednym, magazynie AQQ. Pismo to, dzięki większemu nakładowi oraz stosunkowo dobrej sieci dystrybucji, było najbardziej opiniotwórczym nośnikiem informacji z dziedziny rodzimego komiksu (do połowy lat .90 ubiegłego wieku). Poznański magazyn pokazywał również historie obrazkowe młodych twórców. Pozornie więc Komiks Forum stanowił dla niego konkurencję. Jednak w piśmie nadal zamieszczano wiele kiepskich prac. Chociaż czasami pojawiały się ciekawe komiksy. Zresztą porównanie obu wczesnych, niezależnych publikacji jest dla AQQ, obiektywnie rzecz biorąc, druzgocące na każdym polu (jakość komiksów, zawartość i opracowanie materiału). Niemal każdy czytelnik był w stanie potwierdzić moją opinię. AQQ było co prawda fajne, ale Komiks Forum znacznie lepszy :) Jedynie część informacyjna pisma stała na pewnym poziomie, lecz często dość dalekim od doskonałości :( Jest mi niezmiernie przykro, że redaktorzy poznańskiego magazynu, miast zadbać o poprawę jakości własnego periodyku, poszli na łatwiznę w „walce z konkurencją” deprecjonując moją antologię w swoich tekstach. Często zarzucali mojej publikacji wydumane błędy, których sami popełniali mnóstwo... „cudze ganicie, swego nie znacie” ;) Tak samo było w przypadku siódmego Komiks Forum. Nawet nie mam ochoty cytować głupot zawartych w ich „recenzji” antologii :(

Pod koniec 1997roku, zabrakło mi pieniędzy na dalsze rozpowszechnianie nowych, rodzimych komiksów. Odzew czytelników, kiedy antologia pojawiła się na ubogim rodzimym rynku komiksowym, również był znikomy. Nawet nie byłem pewien, czy zwolennicy nowych historii obrazkowych w ogóle istnieją? Pismaki z getta oczywiście nadal zażarcie zniechęcali odbiorców do mojej inicjatywy... W ten oto sposób nastąpił koniec pewnego okresu wydawania przeze mnie komiksów :( Umarł Komiks Forum. Niech żyje Komiks :)

Tekst został napisany człowiekiem.

Nieznana historia Komiks Forum

Numer pierwszy
- komiksy łódzkiej grupy Contur
Trust
- monografia Przemka Truścińskiego, komiksy, grafiki
Naznaczony Mrokiem
- historie fantasy oraz „komiks życia” Wojtka Birka
Czas Komiksu
- nowa antologia, nowa nadzieja dla komiksu polskiego
Studio Komiks Polski
- komiksy bydgoskiej grupy Studio Komiks Polski
100lat Komiksu
- katalog konkursu komiksowego (luty 1996)
Świat Komiksu
- moja alternatywa publicystyczna :)
Warszawa w Łodzi
- prezentacja komiksów ze stołecznego środowiska autorów
Komiksland
- pierwszy w Polsce sklep komiksowy z prawdziwego zdarzenia
Stulecie Komiksu
- wydanie specjalne z okazji stulecia dziewiątej sztuki
Trust2
- katalog wystawy urodzinowej Przemysława Truścińskiego
Komiks 98
- katalog wystawy konkursowej Konwentu Twórców Komikisu

...może to wydać się dziwne, ale nadal (po trzydziestu latach) posiadam niesprzedane egzemplarze Komiks Forum z tamtego okresu (w stanie magazynowym). Jeśli więc komuś brakuje któregoś egzemplarza mojej antologii, mogę go w prosty sposób uszczęśliwić :) Wystarczy, że do mnie napisze.

stycznia 30, 2025

Stulecie Komiksu

To jest specjalna edycja mojej antologii. Przygotowana z okazji Stulecia Komiksu. Nieco chaotyczna, ale jednocześnie na swój sposób ciekawa. Publikacja prezentuje bardzo różnorodny materiał graficzny, a zarazem ówczesny potencjał wielu młodych twórców z rodzimego rynku komiksowego. Przedstawia również w jednym miejscu trzy różne relacje z imprezy zorganizowanej w Łódzkim Domu Kultury, w lutym 1996roku... Komiks Forum po raz pierwszy zawiera historie zrobione „na zamówienie”, specjalnie dla mnie :)

Komiks Forum - Stulecie Komiksu (jesień 1997) - edycja okolicznościowa antologii

Z mojego wtępu do publikacji:
„...Komiks, jako gatunek sztuki, ma już sto lat. Pomyślałem, że warto byłoby uczcić tę rocznicę tworząc specjalne wydanie KOMIKS FORUM, o nieco innej formule. Dotychczas publikowałem raczej historie już znane, wydane wcześniej lub uczestniczace w konkursach konwentowych. Gdyby jednak najlepsi polscy autorzy stworzyli tylko po jednej komiksowej stronie, całość stanowiłaby z pewnością bardzo interesujący materiał, a numer prezentujacy prace nowego pokolenia adeptów sztuki komiksowej na pewno godnie uczciłby jubileusz. (...)
Temat opowieści może być dowolny. Jednak z okazji rocznicy historia mogłaby być także pastiszem dowolnie wybranego komiksu lub gatunku komiksowego. Ważne, aby cała opowieść (impresja, skecz) zmieściła się na jednej stronie...”
List tej treści wysłałem latem ubiegłego roku do pięćdziesięciu twórców parających się komiksem. Wybrałem tych, których prace doceniam i którzy mogliby zgodzić się na moje warunki. Niestety, w odpowiedzi otrzymałem tylko kilkanaście komiksowych shortów, w większości od autorów, którzy zawsze pozytywnie reagują na podobne inicjatywy. (...)
Do wspomnianych (...) kilkunastu komiksów, dobrałem kilka z konkursu jubileuszowego. Całość uzupełniły prace z ostatniego Konwentu Twórców Komiksu...

Pomysł specjalnej edycji Komiks Forum powstał po olbrzymim sukcesie mojej imprezy: „100lat Komiksu”. Chciałem dodatkowo, w sposób bardziej spektakularny (niż kserowany katalog) uczcić okrągły jubileusz dziewiątej sztuki. Wyłamałem się wtedy z zasady publikowania gotowych prac i zamówiłem pojedyncze plansze komiksów bezpośrednio u autorów (z wiadomym skutkiem). Poprosiłem też o relację z imprezy ludzi, którzy w tamtym czasie zajmowali się poważnie komiksem oraz odwiedzili łódzki event. Ponieważ miałem zbyt mało materiału graficznego przysłanego przez twórców, żeby swobodnie wypełnić strony antologii, zawiesiłem projekt do czasu pozyskania godziwej liczby prac. Dlatego stworzenie tej publikacji zajęło mi ponad rok :(

Komiks Forum - Stulecie Komiksu otwierają bogato ilustrowane relacje dwóch uczestników imprezy: Piotra Goćka „Stulecie Komiksu w mieście Łodzi” oraz Waldka Jeziorskiego „Stulecie Komiksu - głos drugi”. Opisy eventu uzupełniłem moim komentarzem „Stulecie Komiksu - refleksje organizatora”. W odróżnieniu od polemik toczonych miesiącami (w kolejnych numerach pewnego pisma ;) opinie różnych obserwatorów łódzkiego spotkania zamieściłem w jednym miejscu. Aby czytelnik mógł samodzielnie wyrobić sobie własne zdanie :) Wszystkie teksty wzbogacają znacznie liczne ilustracje, które powstały podczas Komiks Session (zorganizowanego w trakcie eventu) oraz fotografie przetworzone z kadrów filmu video. Na szczególną uwagę zasługuje świetny, jedno planszowy komiks Jerzego Ozgi, który autor wymyślił i narysował w niecałą godzinę (w czasie publicznych warsztatów komiksowych).

Komiksową część antologii rozpoczynają oraz wieńczą dwie zamówione przeze mnie fantastyczne, oryginalne nowele Przemka Truścińskiego: „Skąd się biorą pomysły” oraz „Komiks z okazji...”. Następny jest nieco mroczny, ironiczny, a zarazem niesamowicie klimatyczny short Oli Czubek, z cyklu o wampirze. Stworzony według pomysłu Jurka Szyłaka. Obyczajowa impresja „Reklama”, narysowana przez Sławka Jezierskiego, do scenariusza Radosława Kleczyńskiego, przewrotnie podejmuje temat natrętnych akwizytorów. Dalej jest wspaniały komiks Jakuba Rebelki „Czas”, który zajął pierwsze miejsce w konkursie „100lat Komiksu”. Autor w ciepły, nostalgiczny sposób opisuje drogę rysownika do komiksowego raju. W antologii oczywiście nie mogło zabraknąć kolejnej „Przygody Jerzego” jeża, spółki Radosław Kleczyński oraz Tomasz Lew Leśniak. Impresja Marka Turka „Harzack” jest ciekawą parafrazą moebiusowego Arzacka. Praca doskonale prezentuje specyficzny styl graficzny artysty. Brała również udział w konkursie „100lat Komiksu”. Kolejne strony pokazują zamówione przeze mnie plansze ekipy autorów z Bydgoszczy. „Epilog” Andrzeja Janickiego (unikalna wizja postaci Klossa) oraz fantastyczne „Kobiety XXI wieku” Jacka Michalskiego (z tekstem Andrzeja Janickiego). Następny jest brawurowo rozrysowany fragment pracy Andrzeja Łaskiego „Klub samobójców”. Strony publikacji zajmują dalej zamówione plansze bez tytułu. Fantastyczna praca Andrzeja Deredosa z moim tekstem oraz egzystencjalne przemyślenia Marka Skotarskiego. Komiks fantasy Bartosza Minkiewicza „Gra” w ciekawy sposób parafrazuje karcianą rozgrywkę RPG. Niestety, barwna praca straciła wiele ze swojego klimatu po konwersji na odcienie szarości. Jednak nie miałem wtedy innej możliwości ukazania w pełni tego dzieła. Kolejne komiksy, które zaistniały wcześniej w konkursie konwentowym, również nie posiadają tytułów. Spółka Waldemar Junak i Przemysław Krupski prezentuje zabawny skecz z ptaszkiem. Natomiast Krzysio Ostrowski ambitną, przedstawioną w nowatorski sposób nowelę kryminalno-obyczajową. Następny jest „Nokturn” Krzysztofa Skrzypczyka z fotografiami Tomasza Ferenca. Widać z niego, że kiedy słynny komiksolog nie rysuje, komiksy wychodzą mu znacznie lepiej ;) „Ratman” Tomasza Niewiadomskiego, „Grubert inkubator” Krzysztofa Różańskiego oraz „Motto” Grzegorza Weigta, to kolejne zlecone shorty pokazane w antologii. Natomiast z konkursu konwentowego pochodzi zabawna nowela fantasy „Co w trawie piszczy” autorstwa Wojciecha Nawrota. Innym komiksem konkursowym jest niepokojący „Protagonista” Macieja Łuniewskiego. Jedno planszowe skecze: „Czerwony kapturek” Sławka Wróblewskiego oraz „Atlas” Piotra Kowalskiego byłyby zapewne ozdobą każdej publikacji. Impresja Marka Adamika „Weronika sama w domu”, również. Natomiast nigdy nie byłem przekonany do wczesnej twórczości Dariusza Żejmo. Jego „Raj” stworzony został właśnie w chaotycznym stylu „Dyniastego” :( Przedostatnim komiksem antologii jest short Jacka Frąsia „Batman, legend of the dark knife”, który również brał udział w konkursie jubileuszowym. Praca ta jest ironicznym spojrzeniem na świat kultowego człowieka nietoperza.

Okładkę publikacji wykonał naturalnie Trust. Z drobną pomocą ;) Mianowicie, jego projekt okrycia Batmana był całkowicie nieskanowalny. Albowiem do „uszycia” stroju bohatera artysta użył kawałka czarnej, delikatnej, jedwabnej tkaniny, którą maszyna potrafiła jedynie interpretować, jako bezkształtną plamę :( Na pewno nie taki efekt był zamierzeniem autora. Nie chciałem swoimi, przyziemnymi uwagami zawracać głowy twórcy, który już poważnie, honorowo wspierał mój projekt. Zrobiłem więc kopię peleryny z bardziej fotogenicznego surowca. Udrapowałem należycie, zgodnie z projektem autora, fragment nylonowego materiału ze szturmówki, który kiedyś zdobyłem po pierwszomajowym pochodzie. Faktura techniczna nowej tkaniny bardziej odpowiadała charakterowi postaci, niż banalna, delikatna szmatka. To nic, że Batman zyskał komunistyczne wdzianko, w stylu Czerwonego Kapturka. Po wydruku nie można już było tego poznać :)

Komiks Forum - Stulecie Komiksu ukazał się na Ogólnopolskim Konwencie Twórców Komiksu, jesienią 1997roku. Format, objętość oraz nakład był taki sam, jak poprzednich edycji. Nadal też publikację firmował Gamex (ale po raz ostatni). Wszystkie komiksy wyszły świetnie (zostały dobrze zreprodukowane :) Najwięcej kłopotu miałem z odwzorowaniem w delikatnych szarościach bardzo kontrastowych barw towarzyszących pracy Minkiewicza. Co prawda, peleryna Batmana z okładki wyglądała na monitorze CRT znacznie lepiej. Lecz papier kredowy inaczej chłonie farbę, niż offsetowe kartki z wnętrza publikacji. Najważniejsze, że druk się udał. Byłem więc zadowolony :)

Po raz pierwszy łamy mojej antologii prezentowały tak różnorodny zestaw komiksowych nowel. Wszak w owym Komiks Forum zamieściłem sporą ilość utworów wielu różnych artystów, których styl pracy był jakże odmienny. Często też wyręczałem w mojej publikacji nowych redaktorów katalogu konwentowego, którzy nie zauważali w nadesłanych na konkurs pracach interesujących historii (np. Ostrowskiego). Natomiast często, bezmyślnie drukowali grafomańskie wypociny znajomych. Oczywiście każdy ma prawo do własnej oceny wartości danego komiksu. Lecz „dzieła” niejakiego Będkowskiego, goszczące co roku w katalogu konkursowym, to obiektywnie rzecz biorąc wyjątkowe gnioty :(

Nawet recenzent AQQ był pod wrażeniem spektrum utworów prezentowanych w tym Komiks Forum (lecz skrzętnie zaskoczenie ukrywał ;) Zresztą wszelkie opinie, dotyczące mojej antologii, zamieszczane od lat w periodyku, były zawsze pisane w podobnym tonie. Tak, jakby grzechem było chwalenie mojej publikacji :( Atoli rzetelność wypowiedzi pismaków nadal pozostawiała wiele do życzenia. Na przykład, nowy recenzent napisał: „...to jest bodaj pierwsze Komiks Forum, które niczemu nie służy (?!), które nie jest żadnym katalogiem czy przeglądem twórców ze środowiska takiego lub owakiego...”. Tymczasem już tytuł pierwszego artykułu oraz prezentowany dalej materiał świadczą dobitnie o temacie numeru. Zresztą ton całej opinii redaktora miał wydźwięk wyłącznie negatywny. Szkoda tu nawet miejsca na cytaty. Gdybym przeczytał taką „recenzję”, na pewno nie zainteresowałbym się Komiks Forum :(

Tekst został napisany człowiekiem.

Nieznana historia Komiks Forum

Numer pierwszy
- komiksy łódzkiej grupy Contur
Trust
- monografia Przemka Truścińskiego, komiksy, grafiki
Naznaczony Mrokiem
- historie fantasy oraz „komiks życia” Wojtka Birka
Czas Komiksu
- nowa antologia, nowa nadzieja dla komiksu polskiego
Studio Komiks Polski
- komiksy bydgoskiej grupy Studio Komiks Polski
100lat Komiksu
- katalog konkursu komiksowego (luty 1996)
Świat Komiksu
- moja alternatywa publicystyczna :)
Warszawa w Łodzi
- prezentacja komiksów ze stołecznego środowiska autorów
Komiksland
- pierwszy w Polsce sklep komiksowy z prawdziwego zdarzenia
Stulecie Komiksu
- wydanie specjalne z okazji stulecia dziewiątej sztuki
Trust2
- katalog wystawy urodzinowej Przemysława Truścińskiego

stycznia 27, 2025

Komiksland

Nic na to nie poradzę, ale jestem odpowiedzialny za powstanie pierwszego w Polsce sklepu komiksowego :) Było to w listopadzie 1996roku. Komiksowa księgarnia oczywiście pojawiła się w Łodzi (ówczesnej stolicy komiksu polskiego), w oficynie przy ulicy Piotrkowskiej, pod numerem 22.

niestety, zamiast fotki :( interpretacja SI hasła „comics shop”

Podobno wcześniej powstał „sklepik” Sławka Wróblewskiego, który również oferował komiksy. Znajdował się on w małym pokoiku, na jednym z pięter biurowca w Gdańsku Wrzeszczu. Nigdy tam nie byłem :( Jednak z relacji znajomych dowiedziałem się, że punkt czynny był tylko przez kilka godzin, jednego dnia w tygodniu. Czy takie miejsce można nazwać sklepem? Od początku łódzka księgarnia była otwarta przez cały tydzień i zawsze pracowała w ustawowych godzinach :)

Powstanie Komikslandu było wynikiem mojej kilkuletniej współpracy z Mirosławem Kuźniakiem i to właśnie on był właścicielem nowej księgarni. Lecz do projektu nie namawiałem go zbytnio, ponieważ zdawałem sobie sprawę, iż nie poradzi sobie sam z prowadzeniem takiego, specjalistycznego sklepu. Zważywszy, że w temacie literatury obrazkowej był zupełnie zielony, jak koperek :)

Kuźniaka poznałem na początku lat .90, kiedy jeszcze prowadziłem w domu handlowym Juventus stoisko komputerowe oraz wypożyczalnię kaset video. On również otworzył nieopodal podobny interes. Jednak wśród nabywców zainteresowanie jego ofertą było raczej kiepskie. Opowiadał mi później, że był pod ogromnym wrażeniem, gdy do mojego kramu ustawiała się kolejka klientów. Natomiast w tym samym czasie u niego, przeważnie na stoisku „hulał wiatr” :) Nie uszło uwadze Mirosława, że prowadząc dowolny biznes, ja zawsze musiałem dobrze znać się „na rzeczy”. Zyskałem dzięki temu, w jego oczach, opinię sprawnego przedsiębiorcy :)

Mirosław był poetą. Lecz „na chleb” zarabiał wcześniej dziennikarstwem. Podobno pracował w jednej z łódzkich gazet. Lecz przemiany ustrojowe sprawiły, że podupadł nieco „na zdrowiu”. Musiał więc zająć się czymś bardziej spokojnym. Kuźniak był niewątpliwie inteligentnym oraz wykształconym człowiekiem, przedstawicielem elit kulturalnych mojego miasta. Jego żona piastowała funkcję prezesa łódzkiego oddziału Związku Literatów Polskich. On chyba również pełnił w tym gremium jakąś odpowiedzialną funkcję (wiem to od niego). Ale poeta był raczej kiepskim przedsiębiorcą. Dość szybko upadł jego biznes video. Mirosław zorganizował wtedy stoisko „komputerowe” w sklepie elektrycznym przy Piotrkowskiej 4 (nieopodal Placu Wolności). Tak powstał „Gamex”. Niestety, na komputerach poeta również się nie znał :( Zatrudniał więc do pomocy dodatkowych pracowników, co ewidentnie podnosiło koszty jego działalności handlowej. Aby nieco uzupełnić zyski, Kuźniak brał ode mnie gry komputerowe oraz różne wydawnictwa. W ten sposób, w mieście Łodzi, na stoisku firmy Gamex, pojawiły się w sprzedaży pierwsze komiksy. Zdecydowanie wcześniej, niż u Sławka Wróblewskiego :)

Kiedy zakończyłem swoją działalność gospodarczą (w 1992roku), Kuźniak pomógł mi jeszcze zmonetaryzować komputerowe ruchomości mojej firmy (w sklepie Gamex właśnie). Podczas komisowej sprzedaży elektronicznego sprzętu przemycałem często (po partyzancku :) moje komiksy. Była to kolejna próba dotarcia do klientów. Wcześniej zeszyty umieściłem już w księgarni Komiks (przy Piotrkowskiej 50 :) Mirosławowi spodobały się bardzo obrazkowe historie. Szczególnie Komiks Forum :) Nic w tym dziwnego. Ilustrowane przez artystów wydawnictwa były bliższe jego poetyckiej psyche, niż bezduszne maszyny, którymi musiał handlować :! Ponieważ nie miałem już „osobowości”, dzięki której mogłem legalnie rozprowadzać moją antologię, zaproponowałem Kuźniakowi firmowanie publikacji. Poeta zgodził się w ten sposób wesprzeć moją inicjatywę wydawniczą. Wskutek czego, oficjalnym wydawcą Komiks Forum został Gamex :)

Oczywiście Mirosław Kuźniak (czyli Gamex) był jedynie formalnym wydawcą antologii. Nazwa jego firmy widniała tylko w redakcyjnej stopce Komiks Forum. W rzeczywistości, nic się dla mnie nie zmieniło. Nadal wyłącznie ja tworzyłem kolejne edycje publikacji. Pozyskiwałem i opracowywałem materiały. Ponosiłem również wszystkie koszty związane z przedsięwzięciem. Starałem się nie nadużywać „gościnności” poety :) Taka sytuacja trwała kilka lat. Tymczasem w „przedsiębiorstwie” Kuźniaka działo się gorzej. W jego sklepie zjawiało się coraz mniej klientów, natomiast koszty działalności rosły. Niewiele pomogło przeniesienie stoiska komputerowego do prawdziwego sklepu. Obiektu wynajętego w oficynie nieopodal (również przy Piotrkowskiej). Kończył się bowiem czas małych firm komputerowych :( Poeta musiał więc znaleźć inne źródło dochodu... Zainteresował się komiksem, mimo że niewiele o nim wiedział. Zauważył jednak u odwiedzających Gamex dużą popularność kolorowych zeszytów, które tam dostarczałem. Postanowił więc otworzyć sklep komiksowy :)

Odpowiedni lokal Mirosław znalazł niedaleko. Również w oficynie przy ulicy Piotrkowskiej. Ale tym razem pod numerem 22. Dlaczego po raz kolejny wybrał tą ulicę? Chyba dla komiksu jest to miejsce magiczne, sprzyjające literaturze obrazkowej :) Nieco dalej trwała od lat księgarnia Komiks. Natomiast przecznicę bliżej, po pewnym czasie, pojawiło się łódzkie Centrum Komiksu. Poza tym, ulica Piotrkowska była od „zarania dziejów”, dla mieszkańców Łodzi, głównym traktem towarzysko-komunikacyjnym. Natomiast większość miejscówek poza „Pietryną” traktowana była zawsze, jak „martwa strefa” :(

Miejsce już było. Pozostało więc wypełnić je „treścią” :) W tym celu Kuźniak zwrócił się do mnie, ponieważ miałem spore doświadczenie w handlu komiksami (chyba największe w całym mieście :) Kolekcjonowałem komiksy od dawna. Jednak żeby ciągle wzbogacać mój zbiór o nowe tytuły, musiałem niektóre wydawnictwa sprzedać. Tak narodził się mój komiksowy biznes :) Zeszyty i albumy z obrazkowymi historiami oferowałem na różnych bazarach, w wielu miejscach Polski (jeszcze od lat .70). Interesowały mnie głównie wydawnictwa zagraniczne. Ponieważ poziom rodzimych publikacji, a zwłaszcza ich podaż, były w tamtym czasie bardzo słabe :( Moja komiksowa oferta dla Komikslandu była unikalna (nawet w skali całego kraju). Wymagała więc odpowiedniej oprawy. Ponieważ był to pierwszy w kraju sklep komiksowy, nie było wcześniejszych wzorców do naśladowania. Dlatego sam musiałem zaprojektować od podstaw wygląd nowej księgarni. Głównym elementem sali był olbrzymi, trwały stojak na komiksy. Ułożone w tym miejscu zeszyty tworzyły niesamowitą, kolorową ekspozycję (podobną do mojego, festiwalowego stoiska). Jednocześnie klienci mogli z łatwością sięgnąć po interesujące tytuły. Podstawę konstrukcji stanowił rząd niskich szafek, które magazynowały pudła z komiksami. Zresztą ilustrowane wydawnictwa wypełniały całą przestrzeń sali. Nawet na ścianach wisiały plakaty komiksowe :) W centralnym punkcie pomieszczenia umieściłem specjalną ladę subiekta. Posiadała ona, od wewnętrznej strony, dość wysoki podest, dzięki któremu nawet niski, siedzący sprzedawca mógł spojrzeć prosto w oczy klienta. Poza tym, subiekt był w stanie, z tego miejsca, skutecznie nadzorować całe pomieszczenie :) Sklep komiksowy posiadał jeszcze drugą, mniejszą izbę. Kuźniak zdecydował przeznaczyć ją do grania (generowania dodatkowego zysku). Wynajął flippera, którego postawił obok dużego telewizora (27cali ;) podłączonego do PlayStation. Gracze niewątpliwie ożywiali, zazwyczaj senną, atmosferę księgarni. Ale stanowili również dodatkowy kłopot...

Dzięki mojemu wsparciu nowy sklep komiksowy nie miał problemu z ofertą zagranicznych publikacji. Na początku rodzimych wydawnictw było mniej, ponieważ niewiele wtedy się ukazywało. Lecz w sprzedaży znalazły się niskonakładowe ziny, a nawet AQQ. Jednak wśród nich, królował niepodzielnie Komiks Forum :) Wszak Kuźniak był „wydawcą” antologii ;) Pozostałe polskie tytuły pochodziły z zasobów lokalnych handlarzy (głównie od Izydora). Ruszył również antykwariat komiksowy, który z czasem stał się poważnym źródłem rodzimych publikacji. Po dodatkowe, nowe wydawnictwa udałem się z Mirosławem bezpośrednio do magazynów Egmontu oraz TM-Semica. Ponieważ oferta hurtowni księgarskich, w zakresie historii obrazkowych, była niezwykle uboga :( W tamtych latach wyraźnie „leżała” dystrybucja komiksów w Polsce. Księgarze „starej daty” traktowali opowieści ilustrowane z wyraźną niechęcią. Czasami nawet nowe tytuły dużych wydawnictw miały kłopot, aby „przebić się” na półki księgarskie :( Od Egmontu pozyskaliśmy do sklepu najnowsze Thorgale. Oczyściliśmy również magazyn TM-Semica ze zwrotów „Sądu nad Gotham” :) Dzisiaj może wydawać się dziwne, że taki komiks miał kłopoty ze sprzedażą...

Oferta tytułów została uzupełniona, więc pierwszy w Polsce sklep komiksowy był gotowy do otwarcia :) Niestety, w przeddzień inauguracji księgarni zmarła Mirosławowi żona (która chorowała już od dłuższego czasu). Musiałem więc sam zaopiekować się interesem. Żałoba Kuźniaka trwała bez mała miesiąc. Zatem przez cały ten okres zajmowałem się sklepem. Mimo, iż nie byłem wspólnikiem właściciela, ani jego pracownikiem. Harowałem więc samotnie „na czarno”, lecz bez zapłaty (z czystej przyzwoitości). Kiedy poeta wrócił do żywych i zajął się księgarnią, nadal potrzebował pomocnika (a raczej sprzedawcy). Nie miałem ochoty wikłać się w problemy Kuźniaka, często towarzyszące różnym inicjatywom niedzielnego przedsiębiorcy. Zaproponowałem więc na stanowisko subiekta kandydaturę Izydora. Stary łódzki handlarz był niewątpliwie znawcą komiksu, dlatego nadawał się doskonale do prowadzenia specjalistycznego sklepu oraz antykwariatu. Nie pamiętam jak długo Izydor był sprzedawcą Komikslandu. Lecz na jego dalszym losie, w charakterze subiekta, zaważyła znacznie postępująca choroba alkoholowa :( Jednak nie ona stała się przyczyną zwolnienia Izydora z pracy. Powodem stała się niezbyt fortunna realizacja koncepcji poety, na wykorzystanie potencjału nowego miejsca. Mianowicie, urządzane w mniejszej salce Komikslandu rozgrywki konsolowe były zupełnie poza kontrolą subiekta. Natomiast uczciwość okolicznych graczy pozostawiała wiele do życzenia. Kiedy jakiś zdesperowany miłośnik Tekkena ukradł oryginalną płytę z grą, za incydent został obwiniony Izydor, który w tym czasie obsługiwał innego klienta :( Koszt oryginalnej gry był wtedy znaczący, więc powód do zwolnienia pracownika zasadny (według Kuźniaka). Ale czy słuszny? Kolejnym sprzedawcą została koleżanka córki Mirosława, która od dłuższego czasu bezskutecznie szukała pracy w szarym mieście. Była to bardzo miła osoba, lecz zupełnie, jak właściciel sklepu, nie znająca się na komiksie :( Piastowała odpowiedzialną funkcję sprzedawcy dość długo. Ale w końcu sama zrezygnowała. Z nudów :! Albowiem codziennie odwiedzało księgarnię niewielu klientów. Łódź zawsze była ubogim miastem, więc lokal poety częściej gościł osoby pragnące spieniężyć własne zbiory, niż kupujących kolorowe zeszyty :( Chociaż niekiedy Komiksland zalewały prawdziwe fale miłośników literatury obrazkowej :) Lecz byli to głównie przyjezdni z całej Polski. Gdyż w tamtych latach łódzki sklep stanowił wytęsknioną oazę na pustyni rodzimej oferty komiksowej. Dzięki unikalnym tytułom oraz efektownemu wystrojowi, robił zawsze ogromne wrażenie na odwiedzających :)

Ponieważ Kuźniak nie znał się na komiksie wcale, początkowo dostarczałem mu większość pozycji zagranicznych. Pochodziły one przeważnie z mojej kolekcji. Komiksy wstawiałem do sklepu na zasadzie komisowej. Pieniądze mogłem otrzymać dopiero po sprzedaży tytułu (po pewnym czasie). Były to z reguły niewielkie sumy, lecz dla mnie znaczące. Poeta zarabiał na transakcjach oczywiście więcej, nie inwestując w interes nawet „złamanego grosza”, ale miał również większe koszty prowadzenia swojej działalności... Kiedy wyczerpały się moje zasoby komiksów do sprzedania, zacząłem zamawiać większą ilość tytułów zza granicy. Wcześniej jednak zawarłem z Kuźniakiem dżentelmeńską umowę. Podejmowałem się sprowadzania do Komikslandu nowych, atrakcyjnych tytułów zagranicznych. Zadanie to oczywiście wiązało się ze sporymi wydatkami z mojej strony. Dlatego Kuźniak zobowiązany był, aby nie korzystać z innych źródeł pozyskania podobnego towaru... Zamawiałem więc znaczne większe ilości egzemplarzy komiksów ze Stanów. Czego wynikiem było znaczne zamrożenie moich środków (na okres ponad trzech miesięcy, od daty zamówienia). Częściej też odwiedzałem berlińskie comics shopy. Pewnego razu na taką wycieczkę zabrałem nawet ze sobą poetę. Pokazałem mu wtedy wszystkie adresy komiksowych księgarni. Biedak żalił się później, że przez pierwszą godzinę w każdym sklepie nie wiedział, w którym kierunku winien się udać. Tak przytłoczony był obrazkową ofertą :) Niestety, wydawać by się mogło kulturalny, inteligentny, pełen godności poeta wkrótce zapomniał o swoim zobowiązaniu wobec mojej osoby :( Kiedy przypadkowo, bez zapowiedzi odwiedziłem jego księgarnię, zauważyłem na ekspozycji nowe zeszyty amerykańskie, które natenczas płynęły do mnie jeszcze ze Stanów. Wkrótce okazało się, że Kuźniak w międzyczasie odwiedził osobiście comics shopy w Berlinie. Kupił tam kilka najnowszych tytułów. Takich które najlepiej sprzedawały się w jego sklepie. Zostawiając mnie tym samym „na lodzie”, z uprzednio zamówionymi komiksami z Ameryki :( Zrobił to wbrew wcześniejszym ustaleniom oraz naszej gentlemen's agreement. Niestety, wyłącznie ja poniosłem wszystkie koszty fanaberii poety. Zerwałem więc z Kuźniakiem niepisaną umowę, tyczącą oferowania w jego sklepie, sprowadzanych przeze mnie, komiksów zagranicznych. Był to bez wątpienia jeden z czynników, które wkrótce doprowadziły do upadku łódzkiego Komikslandu :!

W tamtym okresie nie interesowałem się zbytnio nowym, rodzimym komiksem. Był on dla mnie za słaby, w porównaniu z pracami autorów zachodnich, których często, acz nieudolnie, próbowali naśladować polscy twórcy :( Niektóre historie obrazkowe były co prawda nieźle rysowane, lecz scenariusze oraz sposoby kreowania opowieści przeważnie kiepskie. Wyjątek stanowiły prace, które zamieszczałem w Komiks Forum. Dlatego w ofercie księgarni Mirosława znalazła się ode mnie jedynie moja antologia. W „legalnej” sprzedaży publikacji pomogło znacznie firmowanie jej przez Gamex. Umożliwiło również wstawienie Komiks Forum do hurtowni książek. Lecz żeby była jasność. Takie posunięcie wcale nie gwarantowało dobrej sprzedaży mojego wydawnictwa, ale zapewniało lepszą dystrybucję publikacji. Nie miałem szansy zaoferowania antologii w sieci EMPiK. Pomimo, że pośrednik ten zawsze „pożerał” na wstępie połowę ceny publikacji, nie był zainteresowany tak „mizernym” nakładem mojego wydawnictwa :( Dlatego z konieczności wybrałem stołeczną hurtownię Współczesny Światowid, przedstawiciela dość rozległej sieci magazynów księgarskich, która miała wiele oddziałów na terenie całego kraju. Za pośrednictwem Kuźniaka zawiozłem do Warszawy po kilkaset egzemplarzy, trzech ostatnich numerów mojej antologii. Czyli większość nakładu publikacji. Odtąd poeta przejął kontrolę nad moimi komiksami, które powędrowały w świat :)

Początkowo było nieźle. Co miesiąc przychodziły do Komikslandu faktury ze stolicy, które Kuźniak nawet uczciwie ze mną rozliczał. Sprzedaż antologii nie była zbyt duża. Lecz cieszyło mnie bardzo, że Komiks Forum wreszcie trafia do szerszej grupy czytelników :) Ale w pewnym momencie dystrybucja ustała :( Zaniepokojony tym faktem pojechałem do Warszawy, aby w głównej siedzibie sieci hurtowni rozeznać się w sytuacji. Spotkanie z szefami firmy nie było zbyt miłe. Prezentowało ono dobitnie negatywny stosunek ówczesnych księgarzy do komiksu. Krótką relację ze spotkania zamieściłem we wstępie do „stuletniego” Komiks Forum. Od owego czasu nie otrzymałem już żadnych pieniędzy za moje wydawnictwo. Nie zobaczyłem też pozostałych, nie sprzedanych egzemplarzy, które podobno wróciły do Komikslandu. Ponoć znalazły miejsce w piwnicy ostatniego sprzedawcy z łódzkiej księgarni komiksowej (po jej upadku). Jednak to dziwne, że nie trafiły bezpośrednio do mnie. Przecież to ja zapłaciłem za te wydawnictwa, z własnych pieniędzy :( Kuźniak, po raz kolejny, okazał się oszustem. Jak widać, nawet ludziom kultury nie można było ufać :(

Mam apel do miłośników komiksu, czytelników mojego bloga. Poszukuję archiwalnych zdjęć z moich imprez komiksowych. Niestety, sam nie byłem w stanie robić fotografii podczas eventów :( Potrzebuję również fotek z wnętrza Komikslandu oraz fotografii mojego stoiska, z cyfrowym Komiks Forum (taki monitor w ramce :) które przygotowałem na pierwszą Komiksową Warszawę (na basenie) w 2010roku. Były to czasy schyłku fotografii analogowej, więc robienie fotek nie było wtedy zbyt powszechne :(

Tekst został napisany człowiekiem.

Nieznana historia Komiks Forum

Numer pierwszy
- komiksy łódzkiej grupy Contur
Trust
- monografia Przemka Truścińskiego, komiksy, grafiki
Naznaczony Mrokiem
- historie fantasy oraz „komiks życia” Wojtka Birka
Czas Komiksu
- nowa antologia, nowa nadzieja dla komiksu polskiego
Studio Komiks Polski
- komiksy bydgoskiej grupy Studio Komiks Polski
100lat Komiksu
- katalog konkursu komiksowego (luty 1996)
Świat Komiksu
- moja alternatywa publicystyczna :)
Warszawa w Łodzi
- prezentacja komiksów ze stołecznego środowiska autorów
Komiksland
- pierwszy w Polsce sklep komiksowy z prawdziwego zdarzenia
Stulecie Komiksu
- wydanie specjalne z okazji stulecia dziewiątej sztuki