sierpnia 24, 2024

W zalewie cyfrowego gówna

Zdaję sobie sprawę, że wpis będzie doskonałą pożywką dla wszelkiej maści troli, niezbyt przychylnych mojej osobie. Jednak muszę przedstawić aktualne realia, w których pracuję. Aby uzmysłowić czytelnikom bloga stan mojej cyfrowej ułomności.

transfer niewielki, ale dla mnie maksymalny :( to cyfrowe śmieci, w trakcie logowania do fejsa

Z powodów budżetowych częściowo jestem wykluczony cyfrowo. Obecnie używam bezpłatnego, ale niezmiernie wolnego dostępu do Internetu. Prędkość przesyłu danych, która dla mnie jest osiągalna, pamiętają jedynie użytkownicy analogowych modemów telefonicznych z przełomu wieku. Ponadto, mój „ulubiony” dostawca usług sieciowych zrywa połączenie co godzinę. Zaś do ponownego wznowienia transmisji wymaga podania kodu z „kapcia” ;) Ale „darowanemu koniu w zęby się nie patrzy”, więc muszę jakoś sobie radzić w zaistniałej sytuacji. Nie narzekam. Co prawda, nie mogę korzystać w pełni z dobrodziejstw Internetu, ale przynajmniej mogę zobaczyć jak sieć pracuje. Widzę niemal każdy jej trybik ;) I obraz ten przeraża mnie dogłębnie :!

Jestem zaszokowany ilością cyfrowego śmiecia, którym zalewają użytkowników globalnej sieci największe witryny przy każdym połączeniu. Nie chodzi tylko o niechciane reklamy, których jest coraz więcej. Lecz o wszelkiej maści zbędny kontent, który zachwycić może jedynie smarfonowych zombie :( Przykładowo, na fejsie durnych reklam, natrętnych propozycji, czy pseudo-zabawnych wpisów i rolek jest kilkakrotnie więcej, niż oczekiwanych informacji od znajomych. Nie mogłem uwierzyć w tak gigantyczny nawis nadbudowy. Wszak, w ostatnich latach portal ten stał się większym dostawcą cyfrowego gówna, niż telewizja nadziemna, która przecież żyje wyłącznie z reklam :( Nieco lepiej jest na insta. Ale też kiepsko. Mimo, że obie platformy mają teraz wspólnego właściciela. Powodem dodatkowej frustracji może być, w moim przypadku (budżetowy dostęp), niemal pięciominutowy czas potrzebny do zalogowania. Świadczy to o ilości zbędnego śmiecia, które musi do przeglądarki wcisnąć nieznany serwer, zanim połączy mnie z portalem. Obecnie, nieco lepiej wypada dawny Twitter. Działa w miarę sprawnie i stosunkowo szybko. Lecz gości na nim jeszcze mało ludzi z branży ;) Aczkolwiek, nie bez powodu platformę kupił Mask (spec od dobrych interesów), zmieniając jej nazwę na X. Niewykluczone, że wkrótce zapragnie lepiej zmonetaryzować użytkowników :(

Jednak lawina zbędnej treści nie jest jedynym powodem powodem nadmiernego ruchu w sieci. Na pewno znaczącym czynnikiem jest nagminne szpiegowanie użytkowników. Nadmierne pozycjonowanie, natrętne targetowanie przez „ciasteczka”, roboty sieciowe i wszelkiego rodzaju booty. Pozyskiwanie każdej informacji o konsumentach cyfrowego kontentu stało się obecnie zmorą Internetu. Chyba nawet większą niż wirusy. Nie jestem wyznawcą „spiskowej teorii dziejów”, ale przecież wiedza o tym procederze była znana od dawna społeczności internetowej. Niekiedy próbowano dawać odpór demiurgom sieciowym, tworząc specjalne prawa. Lecz akcje ustawodawcze nigdy nie nadążały za szybkimi zmianami cyfrowej rzeczywistości. Natomiast wprowadzane z trudem ograniczenia częściej utrudniały życie użytkownikom, niż kreatorom problemów. Przykładem niech będą „ciasteczka”, które stały się wymogiem uczestnictwa w cyfrowym świecie większości witryn. Nachalnie wciskane są do naszych urządzeń, komputerów, smartfonów, tabletów lub konsol. A wewnątrz działają wedle uznania twórców. Bez naszego udziału i świadomości. Sposobem tym, mimowolnie staliśmy się „bateryjkami” nie Matrixowego... ale realnego świata :(

Winni takiego stanu rzeczy są również użytkownicy sieci. Ponieważ zbyt łatwo akceptują działania programistów, którzy nad wyraz często aktualizują dobre aplikacje, aby dostosować je do mniej lotnych odbiorców. Wiadomo, wygoda musi kosztować. Ale ale, przecież konsumenci cyfrowych treści nie mają żadnego wyboru :( Nad ubezwłasnowolnieniem klientów Internetu czuwają już eksperci marketingu, bo widzą w tym zysk. Handlarze wirtualnych tożsamości zarabiają na pewno lepiej niż dostawcy prochów :(

Od jakiegoś czasu wymuszane są na nas działania ekologiczne. Dlatego staramy się dbać o środowisko. Segregujemy własne śmieci. Przetwarzamy surowce wtórne. Dlaczego więc nie reagujemy na cyfrowe śmieci? Ich wytwarzanie również pochłania cenne środki. Ponadto przesyłanie gównianej treści wymaga sporej ilości energii, która przecież nie jest za darmo. Ciekawe, jaki ślad węglowy ciągle generuje niechciany cyfrowy kontent? Kiedy zauważymy ten problem?

Każdy użytkownik Internetu może jeszcze samodzielnie wybrać odpowiednią formę istnienia w sieci. Ja postanowiłem wypowiadać się na blogu. W odróżnieniu od portali społecznościowych, nie ma tu reklam i zbędnego kontentu. Dowolny znajomy, ale także obcy może poznać moje opinie. Bez wymogu logowania. Oczywiście, tu również istnieje pewna forma śledzenia. Ale jest ona niemal bezbolesna. Poza tym, szpiegowania nie da się już nigdzie w sieci uniknąć. Bo taki świat zbudowaliśmy sobie sami.

Tekst ten został napisany człowiekiem.