sierpnia 28, 2024

Arena komiksu

- pierwsze lata

Gość odwiedzający dzisiaj strefę targową festiwalu będzie pewnie zaskoczony rozmiarem łódzkiej imprezy. Wbrew wszelkim pozorom, nie jest to zasługa obecnych orgów, lecz zamiłowanie do handlu wielu człowieków w naszym kraju. Bowiem już dawno poznali oni siłę pieniądza, oraz prosty sposób by go zdobyć. Dyrektoriat podczas eventu pełni jedynie funkcję porządkową. A i tak wiadomo, że w tej dziedzinie jest raczej kiepski :(

Atlas Arena - nadzieja dla komiksu, czy amatorów handlu gadżetami?

Atlas Arena jest jednym z obiektów sportowych znajdujących się na terenie rekreacyjnym parku Zdrowie, obok kolejowego Dworca Łódź Kaliska. Druga budowla, to stadion miejski, którego wcześniejsza wersja była siedzibą Łódzkiego Klubu Sportowego. Nie wiem jak jest obecnie, bo nie kibicuję żadnemu klubowi :( Trzecim obiektem jest mniejsza i najmłodsza hala. Zapewne do koszykówki. Albo dyscyplin mniej spektakularnych. Historia handlu w tym miejscu sięga jeszcze czasów komuny. Kiedy to sprzedawcy z bazaru, który znajdował się niemal pod Łodzią, zostali przeniesieni do punktu bliżej cywilizacji :) Niewielu już pamięta, że wokół byłego stadionu ŁKS sprzedawano towary niedostępne wtedy w zwykłych sklepach. Jak modne wówczas ubrania, czekoladę, czy sok pomarańczowy. Prywatnie importowane przez rzutkich rodaków ze „zgniłego” zachodu. Pod koniec lat .90 nastąpiła przerwa w handlu. Natomiast w XXI wieku na sporym terenie zdecydowano wybudować obiekty sportowe od nowa. Kolejne etapy prac trwają chyba do dziś.

Pierwszy festiwal komiksu w Atlas Arenie odbył się w 2013roku. Budynek Łódzkiego Domu Kultury oraz antresola Textilimpexu były już za ciasne dla rozrastającej imprezy. Początkowo konwent planowano zrobić w nowo wyremontowanej siedzibie EC1. W centrum miasta. Nieopodal eŁDeKu. Jednak ilość kolejnych usterek budowlanych zdeklasowała tą konstrukcję na lata. Arena była rozwiązaniem alternatywnym. Należała do „miasta”. A przecież Mamut zawsze starał się mieć dobre układy z rządzącymi Łodzią ;) Obiekt halowy ponoć użyczono nam prawie za darmo. Podobno mieliśmy płacić jedynie za „zużyty prąd”. Ale tylko zwierzak wie, jak było naprawdę.

inspekcja dyrektoriatu w remontowanym EC1 przed festiwalem z 2013roku
- od lewej: przewodnik, Piotr, Mamut, Kasia

W tamtym czasie do mnie należało przygotowanie planów strefy targowej festiwalu. Początkowo obiekt sportowy wydawał się zbyt wielki na potrzeby imprezy. Poza tym, w dwóch miejscach korytarza, w których ludzie schodzili na płytę boiska, były duże puste przestrzenie. Mamutowi wydawało się, że goście nie będą wiedzieli, iż po drugiej stronie o-ringu są również wystawcy. Dlatego zwierzak postanowił wykorzystać jedynie połowę korytarza, na poziomie wejścia do obiektu. Decyzja ta zdeterminowała układ stoisk na lata :( Płyta boiska została zdominowana przez hałaśliwą scenę. Znalazło się tam miejsce dla graczy „pod prądem”, którzy również do spokojnych nie należeli. Jednak przestrzeń boiska była tak ogromna, że musiałem jeszcze rozsunąć podesty krzesełkowe (sześć rzędów z każdej strony), żeby uniknąć pustych miejsc na posadzce. Aby zapełnić pozostały wolny obszar, Mamut zdecydował eksponować na nim różne samochody, z „przyjaznych” firm motoryzacyjnych. Komiksowość jego pomysłu została uzyskana poprzez możliwość „artystycznego mazania” po karoserii aut :)

Nic więc dziwnego, że poważni handlarze unikali płyty boiska jak ognia. Przez lata nie można było przekonać ich do tego miejsca. Toteż byłem zmuszony umieszczać zabudowane stoiska na o-ringu. Oczywiście zasłaniałem cenne okna, lecz nie miałem innego wyboru. Musiałem wtedy wszystkich wystawców jakoś upchnąć w wąskiej przestrzeni korytarza. Trudność polegała na tym, że szklane ściany budynku wpisane były w okrąg, tymczasem zabudowa kramów była kwadratowa lub prostokątna. Zderzyłem się więc z problemem kwadratury koła ;) Miałem również obowiązek chronić liczne wyjścia ewakuacyjne z budynku. Żeby oczywiście zadowolić strażaka :) Czasami ściany były wyższe niż niektóre elementy bazowej struktury areny. A przecież obsługa instalacji elektrycznej, w trakcie imprezy, powinna mieć do niej dostęp od zaplecza. Dlatego konstrukcje były nieco oddalone od szyb, zwężając w ten sposób dodatkowo światło korytarza. Rozwiązaniem problemu byłyby zapewne stoiska w szatniach. Ale w pierwszym roku miejsca te były „święte”. Niepodzielnie władał nimi Grubas :(

Grubas był właścicielem jedynej restauracji w obiekcie (oraz w promieniu kilometra). Miał również wyłączność na wyszynk w szatniach (?!) i pozostałej infrastrukturze gastronomicznej areny. Jedzenie jakie serwował było podłe w smaku. Raz tylko spróbowałem i miałem dość na zawsze. Natomiast za strawę liczył sobie „jak za zborze”. Dlatego niewielu miał chętnych. Pewnie sam zjadał resztki (stąd gabaryty ;) Jego ludzie podczas eventu serwowali w szatniach bezcenne napoje (w budynku zawsze było duszno) oraz tłuste przekąski, które niszczyły komiksy :( Żadne protesty nie odnosiły skutku. Grubas był nieruszalny :(

lodówkowe ślady Grubasa były przez pierwsze lata widoczne na całej powierzchni hali :(

Nadbudowa gastronomiczna obiektu nijak nie przystawała do charakteru komiksowej imprezy. Była bowiem przystosowana do obsługi „kiboli” sportowych zmagań, których przez godzinę (lub dwie) mogło być nawet kilkanaście tysięcy. Tymczasem festiwal odwiedzało przez cały dzień jakieś dwa-trzy tysiące gości. Różnica w ekspresji obu typów człowieków jest chyba zauważalna :)

Odpowiednie przygotowanie festiwalu komiksu w Atlas Arenie wymusiło też pierwszy kontakt z firmami zajmującymi się wynajmem zabudowy targowej. Wcześniejsze usługi Pana Zdzisia z Textilimpexu wliczone były w koszt pozyskania antresoli :) Profesjonalne firmy miały dość wysokie ceny usług, ale poziom realizacji umowy bywał zazwyczaj marny. Przede wszystkim, przedsiębiorcy zawsze chcieli maksymalnie zarobić na kliencie. Przecież właśnie w tym celu firmy te zostały stworzone :( W niecnym procederze pomagały im zasady tworzone przez lata. Podstawą „prawa” była powierzchnia stoiska ograniczona aluminiowymi ramkami. Konstruktorom obojętne było, czy ażurową konstrukcję wypełnią ściankami, czy może dominować tam będzie powietrze. Cena wynajmu pozostawała zazwyczaj taka sama. Naturalnie do kosztów „niewidzialnych” ścian należało jeszcze doliczyć opłatę za wyposażenie dodatkowe kramu. Począwszy od gniazdek elektrycznych i oświetlenia. Poprzez kosze na śmieci i półki na komiksy. Efekt uzupełniały meble, jak gabloty, podesty ekspozycyjne i lady. Krzesła dostarczała arena za darmo :) Wystawca mógł ponadto wypożyczyć wiele innych obiektów podnoszących standard stoiska. W zależności od zasobów portfela. Niewątpliwie hitem każdej oferty był „znikający” dywanik. Który podczas imprezy znacznie podnosił estetykę kramu i ocieplał wizerunek handlarza. Natomiast po evencie znikał jak kamfora :)

Nie chwaląc się ;) to właśnie ja ograniczyłem nikczemne zakusy firm od zabudowy, na skromne kieszenie uczestników strefy targowej festiwalu. Mianowicie, wprowadziłem zasadę metrowej głębokości stoiska. Zmniejszyłem tym koszt jego wynajęcia o połowę :) Ustaliłem też standard dwóch półek na ścianę, żeby kramy handlowych debiutantów nie raziły śnieżną bielą. Poprzez spłycenie konstrukcji targowej zyskałem więcej powietrza w ciasnych korytarzach oraz lepszą widoczność towaru na ladach. Niestety, kiedy mnie zabrakło, orgi Mamuta wróciły do warunków dyktowanych przez firmy od zabudowy. Bo oni nie musieli płacić za wynajem żadnego stoiska :(

MFKiG2014 - zabudowa stoisk o metrowej głębokości. Lady stały już na „darmowej” powierzchni, ale za wynajem trzeba było zapłacić :(

Czytelnicy mojego bloga wiedzą już, że nie lubię mieszania ofert handlowych. Nie przepadam też za błądzeniem w labiryncie stoisk. Ponieważ można wtedy przegapić jakąś skromniejszą atrakcję. Dlatego w strefie targowej na o-ringu zastosowałem komunikację tylko jednym kanałem. Goście imprezy, po wejściu do budynku mogli jak zwykle dowolnie wybrać kierunek zwiedzania. Aczkolwiek po okrążeniu hali, trafiali zawsze do wyjścia i nigdy nie omijali stoisk w korytarzu. Na płytę boiska uczestnicy imprezy mogli zejść tylko po szerokich schodach po obu stronach o-ringu (na godzinie dziewiątej i trzeciej okręgu areny). Wcześniejsze odnogi korytarza zablokowałem wizualnie pojedynczymi stolikami dla kolekcjonerów. Ale w taki sposób, żeby w przypadku ewakuacji z obiektu stoiska te nie stwarzały problemu. Strażak chyba był zadowolony ;)

MFKiG2014 - stoisko kolekcjonerskie Piotra z Gdyni w przejściu i z przejściem :)

MFKiG2023 - kram handlowy zagradzający wszelką komunikację. Co na to strażak?

Znajomy handlarz powiedział mi kiedyś: „każdy metr oddalenia jego kramu od wejścia, to wyraźnie mniejsze wpływy do portfela”. Zapewne miał trochę racji. Ale tylko wtedy, jeśli konkurencja oferowała podobny towar. Ustalając kolejność stoisk, kierowałem się zasadą starszeństwa. Oczywiście najbardziej atrakcyjne miejsce otrzymywali zawsze sponsorzy imprezy, jak Egmont czy Multiversum. Następne stoiska zajmowały osoby pomagające w przygotowaniu eventu. Dalej były podmioty uczestniczące od lat w konwencie, jak Zin Zin Press oraz Kultura Gniewu. Kramy debiutantów zazwyczaj znajdowały się na końcu „łańcucha pokarmowego” ;) Taki system przydziału stoisk handlowych był sprawiedliwy i sprawdzał się przez lata. Dopóki nie zastąpiły mnie w roli organizatora strefy targowej festiwalu nowe orgi Mamuta :(

Niegdyś zastawiał mnie stosunek niektórych sponsorów do łódzkiej imprezy. Na przykład Egmont, największy w Polsce wydawca komiksów, dopiero w 2016roku przygotował „osobiście” swoją ekspozycję handlową. Na szczęście zrobił to w holu wind, przy głównym wejściu do budynku. Miejscu prestiżowym, które „trzymałem” dla sponsora od początku Atlas Areny. Przedtem jednak ofertą tego wydawcy dysponowały, w standardowych „budach”, mniej znaczące podmioty handlowe. Na pośrednictwie zarabiały krocie sklepy komiksowe spoza stolicy. Ale też Kamil z RARu i Bartosz z Kurca ;) Czyżby Egmont wstydził się wcześniej „osobiście” brać udział w prowincjonalnej, łódzkiej imprezie? Oczywiście, na sponsora zawsze można było liczyć. Dawał zarówno pieniądze, jak i konkursowe fanty :)

MFKiG2014 - dziwne stoisko Egmontu na wprost wejścia. Nie ma na nim nikogo z Egmontu :(

Obecne kramy handlowe są już bardzo kolorowe. Kilka lat temu klątwę „białych ścian” przełamała Gildia promując album Kot Rabina. Odtąd pozostali sprzedawcy komiksów zauważyli, że atrakcyjna ekspozycja posiada wielką zdolność marketingową. Ale stoisko Witka zawsze było najfajniejsze :)

Tekst ten został napisany człowiekiem.