sierpnia 16, 2024

Dlaczego!

Zauważyłem ostatnio większe zainteresowanie blogiem wśród czytelników portalu komikspec.pl Postanowiłem więc wyjaśnić kilka kwestii zaciekawionym forumowiczom oraz przedstawić najważniejsze powody mojego nieoczekiwanego ożywienia w blogosferze...

Moje wcześniejsze działania w obszarze dyskusyjnych forów nie były zbyt budujące. Ostatnie zdarzyło się kilkanaście lat temu, kiedy próbowałem zainteresować potencjalnych czytelników moją komiksową antologią. Obnażyło ono mechanizm działania tych portali, do którego oczywiście można się przyzwyczaić. Tylko po co? Schemat jest banalnie prosty. Ma nawet osobliwy urok. Mianowicie: dowolny wpis prezentujący jakąkolwiek tezę, prawdziwą lub nie, jest rozrywany na części składowe przez sfrustrowanych bywalców, pod okiem „ślepych” moderatorów. Bardzo szybko sens wypowiedzi autora ginie podczas żarliwej kłótni, o każde słowo, kropkę czy przecinek. Toczonej przez ludzi próbujących w tak osobliwy sposób odreagować własne problemy życiowe. Oczywiście anonimowość uczestników sporu ma zasadniczy wpływ na kształt „dyskusji”. Zapewne sprytny respondent mógłby taką formułę wykorzystać do własnych celów. Lecz ja jestem za stary, żeby uczyć się nowych sztuczek. A tym bardziej, uczestniczyć w bezsensownych pyskówkach :( Dlatego do prezentacji własnych wypowiedzi wybrałem bloga. Ale bawiły mnie narzekania stałych forumowiczów, że w dyskusjach brakuje postów uznanych autorytetów. Przecież odpowiedź mieli zawsze przed oczami. Na każdej stronie. Wszelako nikt rozsądny nie będzie spierał się z „wariatami” :)

Ważnym powodem dla którego ponownie ożywiłem bloga jest próba unaocznienia środowisku, oraz obecnym organizatorom, sytuacji w jakiej znalazł się łódzki festiwal komiksu. Dlatego zamieściłem „stare” zdjęcia z poprzedniego eventu. Żeby zobrazować każdy problem. Czytelnicy „13lat prowizorki” zauważyli chyba, jak wiele z moich postulatów (z 2004roku) zostało uwzględnionych w przygotowaniu kolejnych imprez. Zapewne dlatego, że były oczywistym i najprostszym sposobem rozwiązania opisanego problemu.

Opinia środowiska jest bardzo ważna. Musi z nią liczyć się nawet dyrektoriat (orgi - cudowny skrótowiec). Ponieważ apele uznanych autorytetów, do nawet najwyższych władz, nie odnoszą żadnego skutku. Ulegają bowiem biurokratycznej karuzeli rządzącej wieloma aspektami naszego poczciwego kraju. Skargi lub petycje do Prezydenta, a nawet Ministerstwa Kultury przesyłane są do instytucji lokalnego szczebla. Natomiast stamtąd, automatycznie przekierowane są do... Mamuciego „kosza”. A wtedy zwierzak dopisuje następnego malkontenta do swojej „czarnej listy” :(

Kolejnym motywem powstania moich postów jest chęć przypomnienia historii, która w ostatnich latach była skutecznie wymazywana przez orgów. Przytoczę tu brak jakichkolwiek śladów w Centrum Komiksu i TePe (CKiTP) wielu inicjatyw środowiska, które legły u podstaw współczesnego komiksu polskiego. Wiedza o historii działań różnych entuzjastów literatury obrazkowej, jest bez wątpienia niezbyt wygodna zarówno dla Mamuta, jak i całego dyrektoriatu. Ponieważ neguje siłę sprawczą obecnych organizatorów. Przecież oni tylko wykorzystali ścieżki wytyczone z trudem przez poprzedników.

W tym miejscu ponownie, niechętnie muszę przypomnieć, że nigdy nie byłem etatowym pracownikiem, ani eŁDeKu czy Muzeum Literatury, ani tym bardziej EC1. Mimo to współpracowałem z tymi instytucjami podczas przygotowań do kolejnego konwentu, niekiedy przez cały rok. Za swoją pracę czasami dostawałem niewielką gratyfikację. Ale dopiero od początku wieku. A przecież impreza przynosiła już wtedy znaczny dochód. Był to największy event w eŁDeKu. Jednak pierwsi do bonusowej wypłaty ustawiali się pracownicy (a raczej biurokraci) domu kultury, którzy wszak byli już wynagrodzeni za etaty. Wcześniej byłem chyba jednym z wolontariuszy (wol - kolejny skrótowiec?). Tymczasem obecni organizatorzy tkwią na państwowych posadach od lat. Natomiast efekty ich „pracy” są niewspółmiernie małe. Mtbihu? :(

Dla kogo powstał łódzki konwent, przemianowany po kilku latach na festiwal? Dla twórców. Przynajmniej tak wynikało z jego pierwotnej nazwy. Oczywiście komiksy niewiele znaczą bez czytelników, których można zmonetaryzować. Żeby uzyskać środki, z których część zmotywuje twórców do dalszej pracy. Proste :) W pierwszych latach impreza przyciągała większy procent autorów niż miłośników sekwencyjnych obrazków. Ale przecież w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku komiks nie cieszył się w naszym kraju zbytnią sympatią, ani popularnością. Wystarczy przypomnieć skromną ofertę, nielicznych w tamtym okresie, wydawców. Myślę, że poważnym czynnikiem bumu z początku wieku była olbrzymia atrakcyjność ekranizacji, stworzonych na motywach scenariuszy komiksowych. Wtedy świadomość potencjału drzemiącego w literaturze obrazkowej dotarła wreszcie do mainstreamu.

Naturalnie ilość niezależnych twórców historii obrazkowych była zawsze spora. Ponieważ jest to medium, które w prosty, ale jednocześnie bardzo efektywny sposób potrafi przekazać myśli autora. Natomiast w tamtym czasie nie było żadnej formy wsparcia młodych twórców. Ani też możliwości prezentacji ich prac. Przypomnę, że Internetu jeszcze nie było. Zaś w prasie, historie przypadkowych artystów, pojawiały się raczej sporadycznie. O publikacji prac debiutantów nie mogło być mowy. Jednak dla mnie, najważniejszym problemem autorów był od zawsze brak edukacji komiksowej. Nieznajomość podstaw języka literatury obrazkowej oraz zasad narracji sekwencyjnej. Zresztą, u młodych rysowników, aspekty te są kłopotliwe do dziś. To właśnie dla nich powstał konwent.

Spotkanie twórców we własnym gronie było największym sukcesem łódzkiej imprezy. Kiedy jeszcze zwiększyła się liczba czytelników, pojawili się goście specjalni. Również zagraniczni, ale ze swojsko brzmiącymi nazwiskami :) Oczywiście w ślad za nimi, znęceni „atrakcyjnym zapachem”, przypełzli autografożercy :( Obecność na każdej imprezie, poznanie nowych trendów, historii i spotkanie znajomych było dla mnie zawsze największą przyjemnością. Nie potrzebowałem cudzoziemskich gości, sprowadzanych (chyba wyłącznie) przez wydawców. Festiwal nigdy nie ryzykował takich kosztów. Natomiast autografożerców zawsze traktowałem z pogardą. Mierzi mnie bowiem ten beznamiętny sposób dowartościowania własnej kolekcji, który często niszczy komiksy. Lecz ewidentnie świadom jestem merkantylnego powodu takiego działania. Kiedyś moje stoisko odwiedził koleś, który chełpił się wyżebraniem aż dziesięciu autografów na zeszytach z Batmanem :( Po co mu była taka ilość? Żeby pochwalić się przed kolegami, czy na handel?

Teraz o informacji i terminach. Pisałem już kiedyś, że wszelkie prace przygotowawcze do eventu są dla biurokratów kultury wyzwaniem ponad siły. Najchętniej nic by nie robili. Przecież oni, mimo powtarzanego od lat schematu, nadal są amatorami. Nic więc dziwnego, że do organizacji imprezy podchodzą w tak niefrasobliwy sposób. Pamiętam boje z Kasińskim o to, żeby program festiwalu ułożony był godzinami, a nie salami. Bo tak Piotrowi było wygodniej. W odróżnieniu od uczestników imprezy. Dopiero w ostatnich latach to się zmieniło. Jakieś olśnienie? Czy wymóg tłumu. Dużo wcześniej sam przerobiłem program w odpowiedni sposób. Następnie stworzyłem blok w HTML-u i umieściłem dla przykładu w Internecie. Zrobiłem to w nadziei zamieszczenia właściwej informacji, w prosty sposób, na konwentowej stronie (to w kwestii inicjatywy). Oczywiście nic z tego nie wyszło. Zabawniejsze jest, że w pierwszych latach eventu w Atlas Arenie, wolontariusze w punkcie informacyjnym nie mieli planów zabudowy targowej (orgowie mieli). Nie wiedzieli więc jak kierować wystawców na wynajęte stoiska. Dopiero moja interwencja (bo byłem blisko :) i pokazanie adresu planów na moim blogu, poprawiła sytuację. Zapewne wcześniej mógłbym zapobiec problemowi, ale Mamut nie umożliwił mi dostępu do edycji festiwalowej strony. Czyżby obawiał się, że popsuję coś w silniku witryny, w której prawie nic nie ma? A może czekał na pomoc kumpli, którzy tą stronę przygotowywali (i wzięli za to kasę). Tak, szuflady w biurkach festiwalowych orgów pełne są martwych inicjatyw :( Natomiast program eventu nigdy nie jest gotowy, nawet na tydzień przed imprezą :)

Wolontariusze, to chyba pomysł zwierzaka. Przyznam, że w mojej starej głowie nigdy nie zrodził się pomysł wykorzystania do pracy nieletnich niewolników. Bez wątpienia mieli oni jeszcze mniej doświadczenia niż orgi. Mamut tłumaczył mi kiedyś, po kolejnej wpadce, że musi szkolić następców. Doprawdy, zaczynał robić to bardzo wcześnie. Tymczasem, przez lata robienia planów strefy targowej, mnie nigdy nie przydzielono uczniów. Może dlatego dzisiejszym kiermaszem rządzi bałagan :( Przepraszam, raz otrzymałem problematyczne wsparcie, w postaci małej grupki uczennic z jakiejś szkoły w Toruniu?! Nic więc dziwnego, że pomoc w przygotowaniach traktowały jak zabawę. Dlatego, po krótkim przeszkoleniu, wysłałem dziewczynki do przyklejania plakatów festiwalowych na filarach Atlas Areny. Oczywiście, pracę tą trzeba było poprawiać :( Często jednak widziałem innych woli (nie mylić z wołami), jak targali jakieś pudła korytarzami o-ringu, w asyście wystawców szczególnie lubianych przez Mamuta.

Temat gier, to świetna metoda aby pozyskać dodatkowe środki na imprezę od sponsorów. Nawet Mamut to zauważył. Jednak sposób, w jaki pomysł ten realizują orgi, nie ma na dłuższą metę racji bytu. Pisałem już o tym w „Staruchy do piachu”. Obecnie amatorskie rozgrywki komputerowe oraz konsolowe, nie są żadną atrakcją. Ponieważ większość graczy urządzenie rozrywkowe ma w domu. A szybka sieć dostępna jest niemal dla każdego. Natomiast granie na ośmiobitowcach w Atlas Arenie znudzi się kiedyś nawet fanatykom Minecrafta :) Również wpatrywanie w ekrany strefy „Game Jam” jest rozrywką tylko dla masochistów. Nie znam nudniejszego sposobu zwiększenia atrakcyjności imprezy :( Cyfrowe rozgrywki podczas eventu organizował dobrze, przez kilka lat, jedynie ESL. Firma chciała nawet przejąć cały festiwal, ale Mamut na to się nie zgodził. Straciłby wtedy „dojną krowę”, lecz przede wszystkim sens istnienia Centrum Komiksu i TePe. Przypomnę tylko, że ćwierć wieku temu, organizowałem samotnie w eŁDeKu turnieje growe w ramach Cyberiady. Wtedy igrzyska miały jakiś sens. Nawet, jeśli musiałem ściągać komputery z Optimusa w Bielsku Białej do Łodzi. Bo w moim mieście żadna firma nie chciała użyczyć sprzętu do rozgrywek :(

Być może, zarzewiem przyszłych zmian wizerunku łódzkiego eventu byłoby szersze udostępnienie informacji o imprezie, które zamieszczam na blogu. W jednym miejscu, bez kłótni i sporów. Opinii byłego organizatora festiwalu. Chyba przykrych dla obecnych orgów, ale raczej obiektywnych. Będę wdzięczny za każde poparcie :)

Tekst ten został napisany człowiekiem.

W założeniu, blog miał być platformą wymiany myśli ludzi zainteresowanych komiksowym tematem, nie zaś tablicą prezentującą poglądy jednej tylko osoby. Dlatego miejsce to jest otwarte na rzetelne wypowiedzi lub przemyślenia czytelników. Oczywiście, nie mam zamiaru konkurować z profesjonalnymi forami dyskusyjnymi. Za dużo przy tym pracy.

PS. W kwestii reakcji środowiska. Bardzo spodobał mi się wpis na forum:

Narzędzia są różne, z tego co słyszałem, to najbardziej efektywne są nalepki w kiblach, Mamut momentalnie reaguje na ich obecność i treść XD Serio, skoro to działa, to czemu nie? ;)

A jeszcze bardziej na poważnie (XD), skoro dotarcie do łódzkich orgów to aż taki problem, to może niezadowoleni forumowicze powinni dołączyć do, istniejącego od lat, ruchu oporu? Witek Idczak prowadzi ten bój samotnie, więc może czas, żeby ktoś go wsparł? Łódzki Resistance, pod szyldem "Rower Witka", zorganizowany w cosplayerskie drużyny rodem z "Allo, allo", zajmuje część giełdy i publicznie wycina stojaki na komiksy z kartonu. To mogłoby się udać.