Być może, za sprawą mojego „starczego” wieku ;) albo ciągle rozwijającej się „geriatrycznej” upierdliwości ;) jestem pod wrażeniem mechanizmu funkcjonowania współczesnych mediów społecznościowych. Oczywiście nie znam ich wszystkich, ale chyba „ocieram się” często o te najpopularniejsze.
Zdumiewa mnie zawsze ilość zbędnego kontentu, który towarzyszy każdej wizycie na Facebooku, Instagramie, czy dawnym Twitterze (nazwa X, doskonała ze względu na świetne pozycjonowanie, w pisaniu jakoś mi nie leży). Każdy odwiedzający dzisiejsze socjale, pragnąc dowiedzieć się co słychać u znajomych z całego świata, których czasami jest kilku (albo nawet pierdyliard), jest bezustannie bombardowany treścią, której na pewno nie oczekiwał. Skromne wpisy prawdziwych znajomych zaprawdę giną w zalewie niechcianych reklam, propozycji, ofert oraz bezużytecznych informacji od obcych ludzi, bądź sprytnych podmiotów gospodarczych :( Najnowsze wieści od kumpla (lub kumpeli ;) poprzedzane są i szybko zastępowane masą niepotrzebnej treści, o bardzo różnym poziomie emocjonalnym. Taki natłok odmiennych bodźców powoduje ogromne spłycenie poważnych tematów oraz rozwodnienie, tych bardziej zabawnych. Zawsze, kiedy zaglądam do obojętnego portalu społecznego, czuję się jakbym oglądał jakąś surrealistyczną linię produkcyjną anonsów różnej treści. Ciekawe, czy inni goście również wiedzą, że to oni są produktem? :(
Rozumiem potrzebę istnienia reklam. Wszak każdy portal musi na siebie zarobić. Takie są prawa natury! Przecież witryna nie może udostępniać swoich forów „za darmo”. Wieści z całego świata są na serwerach, łakomych dużej ilości prądu. A energia kosztuje coraz bardziej. Jak również pensje mądrych człowieków wciskających właściwe guziki ;) Rozumiem też wymóg targetowania. Sprawdzania tysiące razy w ciągu sekundy na co patrzę dłużej, a na co krócej. Co mnie na internetowej taśmie interesuje. Kogo lajkuję, zaś kogo hejtuję. Oczywiście źródłem cennej wiedzy dla botów są moje wpisy, a zwłaszcza komentarze. Gdyby to były żywe człowieki byłbym zadowolony. Ale jest jak jest i już na pewno nigdy nie będzie :(
Szpiegowanie użytkowników sieci jest niezbędne do odpowiedniego ich profilowania. Owej wiedzy tajemnej poszukują reklamodawcy od zawsze. Dzięki niej mogą skutecznie „wciskać” do głów oglądających właściwy kontent. Jedynie słuszne treści. Natomiast każdą cenną informację skutecznie monetaryzują właściciele social mediów :) Taka „standardowa procedura” nie budzi już zastrzeżeń pozostałych gości. Być może niektórzy, ci najstarsi oraz najmłodsi, nie mają nawet bladego pojęcia o procederze. Lecz wszyscy, bez wyjątku, muszą poddać się skanowaniu, albo spieprzać. Nie bez kozery, większość internetowych witryn wymaga logowania. W ten sposób łatwiej jest rozpoznać ludzia oraz uzupełnić akta delikwenta. Ciekawe, że czasami trudno anonimowo przeglądać prezentowane w Internecie treści. Trzeba koniecznie zalogować się, aby uzupełnić swój życiowy profil. Kiedyś rozbawił mnie komentarz pewnej niewiasty, chyba blondynki (ale nie bądźmy seksistami ;). Napisała ona, że przeglądając fejsa czuje się, jakby ktoś ciągle ją obserwował. Nie łudź się „słoneczko” ;) To nie ktoś, ale cała armia bezrozumnych botów, większa niż możliwości poboru całego Imperium Galaktycznego. Owa potęga gotowa jest wypełnić każdy rozkaz. Na szczęście, wyłącznie na usługach koncernu Meta :(
Bezustanne, natarczywe propozycje zapraszania nowych znajomych do własnego kręgu jest również zrozumiałe. Przecież ciągle potrzebne są nowe „produkty” na socjalnej taśmie. Oczywiście, im jest ich więcej, tym trudniej odszukać w tym śmietnisku dezinformacji wieści od prawdziwych przyjaciół :( Dla portalu obojętne jest, czy potencjalny nowy znajomy ma z tobą wspólnych nieznajomych. Może wiążą was podobne zainteresowania? Miłość do kotów, albo kibicowanie seryjnym mordercom? Albo mieszkacie na tej samej ulicy, dzielnicy, mieście/wiosce lub kraju... Dla witryny społecznej wasze powiązanie jest drugorzędne. Najważniejsze, byleby mógł wykorzystać narzuconą znajomość do własnych celów :(
Uzupełnieniem niechcianej treści jest morze śmiesznych, strasznych, pouczających lub ostrzegających filmików. Albo, przeważnie niepotrzebnych nikomu porad, cytatów, „złotych myśli” oraz mniej lub bardziej durnych memów i dowcipów. Jedynym zadaniem tego kontentu jest wypełnienie pustej szpalty internetowej witryny. Lecz równocześnie, owa zbędna treść, jest bogatą i jedyną pożywką dla smartfonowych zombie. „Kciukających” miliardy banalnych informacji, w każdym momencie swego pustego życia :(
Kumpel, który ma normalne (szybkie) łącze internetowe, powiedział mi, że nie zwraca uwagi na „socjalne śmieci”. Lecz bez wątpienia, jego zdolność jest skutkiem olbrzymiego samozaparcia. Gigantycznej, silnej woli oraz ogromnego doświadczenia w kontaktach z siecią. Dla mnie, przebijanie się przez niechciany kontent, w poszukiwaniu wieści od prawdziwych znajomych, to kolosalna udręka. Swoją drogą. Ciekawe jaki ślad węglowy generuje zbędna treść społecznościówek, na którą i tak niewielu zwraca uwagę?
Portale społecznościowe traktuję jedynie, jako drogowskazy do kontrolowanej, wyłącznie przeze mnie, treści. Oczywiście, czasami zatrzymuję się, przeglądając widoczną stronę popularnego forum. Jeśli zdołam zauważyć ciekawą dla mnie informację, pośród „cyfrowego błota”. Jednak robię to niezmiernie rzadko. Bowiem przeważnie, pozostały kontent przyprawia mnie niemal o mdłości. Nie jestem orędownikiem używania blogów. Ale miejsca te skuteczniej prezentują poglądy twórcy, niż wszystkie popularne witryny społecznościowe razem wzięte. Gdyby pojawiło się w sieci miejsce, gromadzące wszystkich moich znajomych. Przestrzeń bez nadmiernych reklam oraz innego, zbędnego obciążenia, pokazująca jedynie drogowskazy do źródeł czystych i pięknych. Myślę, że byłbym szczęśliwy :) Nie tylko ja zresztą. A może taka utopia już istnieje? Niestety, przez moją ułomność cyfrową, nie jestem w stanie tego sprawdzić :(
Tekst ten został napisany człowiekiem. Lecz obrazek, w większości, już nie.