września 08, 2024

Arena komiksu

- sztuka dezinformacji

...bo to z pewnością musi być działanie artystyczne, tak wspaniale informować, nie informując zarazem ;) Mówię tu o programie łódzkiego festiwalu komiksu w Atlas Arenie. Tym razem o wersji papierowej. Jego powstanie było dla imprezy niczym lot na Księżyc. Konsekwencją rozwoju konwentu. Bogatszego, z roku na rok, w liczne atrakcje. Namacalnym dowodem, że festiwal jest wielki. Naprawdę wielki! Na miarę snów Mamuta ;)

Początkowo program imprezy w Atlas Arenie miał mizerną wielkość, coś z formatu A6 (ok. 12 centymetrów w „kłębie”). Ale zawsze był kolorowy, wydrukowany na śliskim papierze i śliczny. Oprowadzał przecież gości po międzynarodowym evencie. Musiał więc być jego ekskluzywną wizytówką. Co prawda teksty w nim zawarte, dla osób nie posiadających sokolego wzroku, były trudne do odczytania. Pewnie redaktor publikacji nie rozumiał zasady, że to co jest widoczne dobrze na dużym ekranie komputera, nie musi takie być po wydrukowaniu. Ale za to reklamy były najwyższej jakości. Bo program konwentu nie powinien tylko informować o atrakcjach. Miał być, lśnić i świadczyć o profesjonalizmie organizatorów łódzkiej imprezy. Mtbihu!

Kilka lat zajęło redaktorowi zrozumienie, że układ punktów programu „salami”, nie jest rozwiązaniem zbyt ergonomicznym. W jego mniemaniu, każdy uczestnik imprezy szukając ulubionej atrakcji, powinien poznać ofertę godzinową kolejno każdej z sal Atlas Areny. Bo tak redaktorowi było wygodniej układać program eventu. W końcu, to goście przyjeżdżali do niego, a nie odwrotnie ;) Wielokrotnie tłumaczyłem mu, że wygodniejszy dla odwiedzających festiwal jest układ godzinowy. Kiedy to wiadomo, co dzieje się na całym obszarze festiwalu o konkretnej godzinie. Gość eventu ma wtedy możliwość wyboru atrakcji (pisałem już o tym). Lecz w końcu, po latach redaktor zrozumiał :)

Jako twórca planów strefy targowej festiwalu wykonywałem również mapki do programu imprezy. Przedstawiały one okolice kompleksu sportowego oraz plany stoisk handlowych w hali. Mapki były dość uproszczone, ale dzięki temu czytelne. Dobrze opisane, w jednym miejscu prezentowały kompletną informację dla uczestnika eventu. Nikt nie musiał szukać legendy na sąsiednich stronach. Moje mapki sprawdzały się doskonale w skali mikro, ale również w formie dużych plakatów umieszczanych na szybach, bądź słupach Atlas Areny. To była oczywiście wyłączne moja inicjatywa oraz wykonanie, bo orgi nigdy by nie wpadły na taki pomysł :( Wyobraźcie sobie, że przez kolejne lata redaktor katalogu mylił kolejność umieszczenia mapek w publikacji. Mimo czytelnego opisu każdej grafiki, najpierw pokazywał poziom wyjścia z obiektu, a następnie wejścia. Ciekawa koncepcja umilająca lekturę programu gościom festiwalu.

MFKiG2018 - moje ostatnie mapki do programu imprezy. Proste, schludne i czytelne...

Prawdziwa rewolucja programowa nastąpiła, kiedy dyrektoriat zrezygnował z moich usług. Wtedy papierowa publikacja dwukrotnie powiększyła swoją wielkość (do formatu A5). Natomiast czytelność informacji, zawartej na mapce sporządzonej od nowa, paradoksalnie się zmniejszyła. Była to chyba najbrzydsza, prostacka grafika jaką moje oczy widziały. Zabawne, ale narysowanie planu stoisk wymagało wówczas jedynie zdolności przedszkolaka. W tamtym roku festiwal odbywał się w Hali Expo, w której stoiska ustawione były na planie prostokąta. Mapkę eventu, na kartce w kratkę, mógłby namazać nawet pięciolatek. Ale Mamut wybrał „zawodowego artystę”. Próbował jeszcze wzmocnić efekt „artystyczny” dzieła, drukując plan konwentu na gigantycznym płótnie i umieszczając ów „obraz” w specjalnej konstrukcji przy wejściu do obiektu. Lecz działanie to nie zmieniło efektu całości, natomiast podniosło znacznie zbędne koszty. Pamiętacie historię z „Misia”. Mtbihu :(

Po zakończeniu pandemii festiwal wrócił na łono Atlas Areny. Nowi organizatorzy zaczęli tworzyć plany stoisk strefy targowej od nowa. Nowa mapka w programie imprezy, mimo większego formatu publikacji, była równie brzydka co nieczytelna. Ponadto orgu, który sporządził plan kramów, nie chciało się ustawiać w korytarzu stoisk po kolei. Dlatego przed imprezą błądzili wszyscy wystawcy, poszukując wynajętego stanowiska. Natomiast w trakcie festiwalu błądzili klienci, szukając ulubionego sprzedawcy. Panował ogólny chaos w numeracji kramów. Bowiem niskie numery stoisk sąsiadowały z wysokimi. Bez żadnego logicznego porządku. Jedynie wedle fantazji planisty ;) Była to zapewne dodatkowa, niezupełnie zamierzona, atrakcja łódzkiego eventu. Coś na kształt gry miejskiej :) Oczywiście, zgodnie z tradycją, w kolejnym roku uwolniono tego orga od zadania, które znacznie przekraczało jego możliwości. Lecz mapka pozostała ta sama. Równie brzydka co nieczytelna. Ale numery stoisk były już w logicznej kolejności :) Jednak nadal, żeby znaleźć na planie ulubioną firmę, należało poszukać informacji na innych kartkach. U mnie tak nie było :!

Drugiego roku festiwalu w Atlas Arenie Mamut zrozumiał, że potrzebna będzie lepsza informacja o lokalizacji w obiekcie sal prelekcyjnych. Albowiem goście imprezy mieli problemy z ich odnalezieniem. A może spotkania były zbyt nudne, żeby zainteresować uczestników eventu? W każdym bądź razie, niezbędna była właściwa identyfikacja przejść do strefy prelekcji. Zwierzak zlecił mnie rozwiązanie tego problemu, ponieważ byłem odpowiedzialny za plany zagospodarowania hali. Środków na ten cel było niewiele (a w zasadzie żadne). Lecz znalazłem sposób identyfikacji wizualnej ukrytej przestrzeni :) W trakcie turne pozyskiwania sponsorów łódzkiej imprezy dyrektoriat wyżebrał euro-paletę arkuszy tektury falistej (pięciowarstwowej), od bliżej mi nie znanej fabryki papieru. Arkusze były dość sporych rozmiarów (2,4 na 1,2metra), ale miały wadę. Były już zbindowane (przygotowane do zagięcia). Prawdopodobnie był to odpad produkcyjny, albo efekt błędnej decyzji przedsiębiorcy. Lecz do moich celów nadawał się doskonale. Rok wcześniej zrobiłem na arkuszach pierwszą ekspozycję moich plakatów do sprzedania :) Tym razem postanowiłem skonstruować z tego materiału wysokie (na 240centymetrów) kolumny o stabilnej, trójkątnej podstawie. Realizacja projektu wyszła doskonale. Na górze kolumny było wielkie logo sali prelekcyjnej. Natomiast poniżej znajdował się duży wydruk mojego planu atrakcji festiwalu w całej Atlas Arenie. Owe tekturowe słupy były doskonale widoczne z daleka i zapewniały właściwą informację uczestnikom imprezy. Początkowo kolumn informacyjnych miało być kilkanaście. Lecz w rezultacie, bez żadnego wsparcia i jakiejkolwiek pomocy ze strony orgów, zrobiłem jedynie trzy. Moje tekturowe konstrukcje były solidne i trwałe. Myślałem, że posłużą imprezie lata. Jednak zniknęły zaraz po pierwszym evencie. Ponieważ nikt z organizatorów konwentu ich nie przypilnował! Moja praca poszła na marne. Zyskałem jedynie wśród orgów przydomek „król tektury” :(

Kolejna dygresja. Zupełnie nie rozumiem ironicznego stosunku różnych ludzi to tak wspaniałego i ekologicznego surowca, jakim jest tektura falista :( Materiał jest trwały, solidny, ale przede wszystkim lekki. Onegdaj zrobiłem z niego pudła na komiksy, które woziłem po różnych imprezach przez czterdzieści lat. Od plenerowego Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku. Poprzez Warszawskie Spotkania Komiksowe. Na łódzkim Festiwalu Komiksu i Grania kończąc. Pudła mam do dziś, w niemal nie zmienionym stanie (chyba mnie przeżyją). Kiedyś z tektury zrobiłem estetyczną obudowę do mojego pierwszego peceta, bo oryginalna nie mieściła się do regału :) Używałem jej przez lata, dopóki nie zmieniły się wewnętrzne wymagania podzespołów urządzenia. Wtedy wykonałem nową :) Ostatnio, na Olimpiadę w Paryżu, z tektury zrobiono łóżka dla sportowców w wiosce olimpijskiej. Tektura falista jest bez wątpienia materiałem przyszłości. Nie należy więc żartować z jej użytkowników, lecz wspierać cenne inicjatywy wykorzystania tego surowca :)

Nie byłem jedynym orgem używającym cennych arkuszy tektury, w toku przygotowań do festiwalu. Niektórzy wykorzystywali duże panele jako powierzchnię dla dziecięcych rysunków, podczas festynów przy starym Centrum Komiksu (obok Magdy). Inni jedynie na arkuszach dawali ulgę kolanom, w trakcie prac przygotowawczych do „poważnej” wystawy. W rezultacie dowolnych działań różnych orgów i tak tektura trafiała później do śmietnika. Rozpoczynając tym samym kolejną ścieżkę recyklingu :( Jednak wśród wszystkich poronionych akcji, najbardziej rozbawiła mnie próba stworzenia ekspozycji komiksu dziecięcego. Ówczesny zarządca wolontariuszy, niejaki Pączek, otrzymał odgórne zlecenie wykonania konstrukcji, prezentującej bazgroły nieletnich artystów. Do dyspozycji miał nowiutkie arkusze tektury falistej, kosmiczną, srebrną taśmę klejącą i tanie nożyki do tapet oraz entuzjazm młodych pomocników. Po kilku godzinach mrówczej pracy „futurystyczna” konstrukcja rozpadła się na oczach budowniczych. Król tektury mógł być tylko jeden :)

Pomny tragicznej historii moich tekturowych słupów postanowiłem w kolejnym roku użyć do konstrukcji bardziej „wartościowego” materiału. Tym razem do budowy kolumn wykorzystałem lakierowaną na biało (z jednej strony) płytę pilśniową. Ponieważ jednak przy wąskich i długich płatach arkusze pilśni były bardzo wiotkie (groziły nawet złamaniem), zewnętrzne ścianki płyt wzmocniłem najmniejszym (dostępnym na rynku) profilem aluminiowym. Środki na materiały otrzymałem od dyrektoriatu. Natomiast w budowie wysokich kolumn (miały teraz 280centymetrów wysokości) pomógł mi Paweł Zajfert. Znajomy handlarz komiksowy z Łodzi. Konstrukcje (było ich więcej niż poprzednio) przed imprezą rozmieściliśmy na obszarze festiwalu. Jednak, mimo moich licznych próśb i monitów, nikt z dyrektoriatu nie kwapił się aby je zapełnić. Dopiero w niedzielę po południu, pod koniec imprezy, redaktor Piotr przyniósł mi naręcze wydruków informacyjnych. Sam nie mogłem nic z nimi zrobić, ponieważ prowadziłem wtedy własne stoisko. Wylądowały więc w „koszu”. Natomiast przygotowane przeze mnie białe konstrukcje, tkwiły sobie w „dziewictwie” przez cały czas trwania festiwalu, jedynie targane wiatrem. Niczym jakaś wyszukana instalacja artystyczna. Natomiast po imprezie zniknęły, tak jak poprzednie, tekturowe. Bo znowu nikt z orgów się nimi nie zainteresował :(

Chyba zrozumiały jest powód, dlaczego zrezygnowałem z tworzenia kolejnych konstrukcji. Nowi organizatorzy również tego nie robili. Być może nie umieli. Albo im się nie chciało. Natomiast efekt dezinformacji zawsze uzyskiwali w sposób koncertowy. Niemal zazdrościłem im tak cennych umiejętności ;) O specyficznej „grze miejskiej” już wspomniałem. Myślałem wtedy, że nic bardziej głupiego, ze strony orgów, nie może mnie już zaskoczyć. Dopóki nie zobaczyłem festiwalowej informacji, planu rozmieszczenia atrakcji imprezy, wydrukowanej na kartce formatu A4 i przyklejonej na ścianie, w ciemnym korytarzu Atlas Areny. Czy można chcieć więcej?

MFKiG2022 - zagadka: gdzie na obrazku znajduje się plan stoisk handlowych?

Łódzki festiwal zmierza nieuchronnie w stronę eventu znanego ludzkości od tysiącleci. Bazar nie wymaga od uczestników, handlarzy i gości żadnych dodatkowych informacji. Miejsca tematyczne, oferujące konkretne towary, tworzą się w sposób naturalny. Samotny sprzedawca komiksów nie stanie obok stoisk z przypinkami, bo będzie miał kiepskie wyniki handlowe. Wkrótce najbardziej atrakcyjne miejsca zajmą kramy oferujące jedynie chodliwe towary, które najlepiej się monetaryzują. Wcale nie jest pewne, że będą to komiksy. Może przetargi, coraz wyższych cen za stoisko, wygrają sprzedawcy chińskich makaronów? Powierzchnia handlowa Atlas Areny jest ograniczona, więc wygrają najsilniejsi. Wrócimy wtedy do bazaru z lat .80 ubiegłego wieku. Czasów komuny, kiedy to wokół stadionu ŁKSu kwitł swobodny handel wszystkim i niczym. Ciekawe, czy nawet Mamut będzie wtedy dumny ze spuścizny własnych, chybionych, wcześniejszych decyzji?

Tekst ten został napisany człowiekiem.