Jestem już starym dziadem. Być może dlatego nie rozumiem dlaczego uczestnicy Festiwalu Komiksu oraz innych, podobnych imprez, tak łatwo dają się doić zachłannym orgom (przeważnie pasożytom kultury). Co prawda obszar kultury w naszym kraju nigdy nie był zbyt hojnie finansowany. Lecz organizatorzy wielu masowych imprez nie mają z nim wiele wspólnego. Jedynie wykorzystują instytucje oraz eventy do łatwego pozyskiwania ministerialnych środków. Orgowie nie gardzą również pieniędzmi szeregowych entuzjastów. A dzięki sprytnym zabiegom, nie są one wcale takie małe...
...nadeszła właściwa pora - dojenie jeleni czas zacząćNajbardziej znaną mi, niemal od podszewki, imprezą (par excellence) kulturalną jest łódzki festiwal komiksu. Ponieważ byłem jednym z jego kreatorów przez niemal trzydzieści lat. Jednak za moich czasów jeszcze nie dotknął eventu „syndrom comiconu”. Bilety wstępu dla uczestników oraz stoiska sprzedawców były dużo tańsze. Naturalnie, z obecnym wzrostem cen niewiele wspólnego miała inflacja (jak próbują tłumaczyć się winni), która niedawno, chwilowo była dość wysoka. Lecz nigdy nie przekroczyła kilkunastu procent. A zazwyczaj ma ich kilka. Oczywiście jedynym powodem nadmiernego „dojenia” miłośników komiksu jest zachłanność orgów :(
Jeszcze za czasów eŁDeKu, festiwal był najbardziej dochodowym eventem w tej instytucji. Mimo że koszty udziału w imprezie były wtedy znacznie niższe. Wszelako kolejni organizatorzy starali się wycisnąć jeszcze więcej „soku” z tego „złotodajnego owocu”. Zabawne jest to, że sami z siebie, niewiele oferowali konwentowym gościom. Również żadna jednostka, w której impreza się odbywała, nie partycypowała zbytnio w kosztach przygotowania eventu (oprócz użyczenia „dachu” oraz odrobiny prądu). Wszelkie atrakcje za każdym razem zapewniały podmioty zewnętrzne. Wydawcy zapraszali specjalnych gości. Instytucje przygotowywały wystawy. Fani tworzyli klimat. Nikt z twórców owego kontentu nigdy nie otrzymał od orgów złamanego grosza. Dlaczego więc nieustannie rosły ceny uczestnictwa w evencie? Ponieważ musiały zasilać wiecznie głodną, pasożytniczą nadbudowę imprezy :(
Chciwi orgowie festiwalu doją więc od lat ministerstwo kultury oraz inne instytucje państwowe, pozyskując środki pod płaszczykiem pełnienia „misji”. Nie odpuszczają też naiwnym sponsorom firmowym, którzy mamieni są pozytywnym efektem wizerunkowym udziału w projekcie kulturalnym. Lecz organizatorzy najwięcej „kasy” wysysają z uczestników imprezy, których ogromna rzesza corocznie odwiedza konwent :(
Jaki jest powód sezonowego spędu fanów komiksu? Przecież obecnie nowe wydawnictwa dostępne są na wyciągnięcie ręki do Internetu. Archiwalne tytuły również można w ten sposób zdobyć. Goście specjalni są także osiągalni w tej przestrzeni. Ekspozycje w świecie wirtualnym podziwiać można wygodniej, niż w realu. Wszystkiego jest więcej. Atrakcje lepsze, bo przygotowane przez profesjonalistów. Nie obowiązują żadne bariery fizyczne, czasowe, ani językowe... A zwłaszcza finansowe!.. Brakuje tylko spotkań znajomych. Obcowania w środowisku podobnych sobie geeków. Bezpośredniego kontaktu z mistrzem, ulubionym artystą, gościem specjalnym eventu…
Nie zrozumiały jest dla mnie ów przymus „dotknięcia boskości”, panujący wśród miłośników literatury obrazkowej. Chociaż zapewne autorzy uwielbiają wszelkie formy hołdu :) Albo spotykanie dawno nie widzianych kolegów „po fachu”. Ludzi których naprawdę dobrze się nie zna, mimo że za pośrednictwem socjali wie się o nich prawie „wszystko”... Lecz właśnie na tych banalnych potrzebach fanów żerują pasożyty kultury :(
Od zarania dziejów handel jest ważnym filarem cywilizacji człowieków. Nieustannie przynosi korzyści na wielu płaszczyznach, dla każdej ze stron wymiany handlowej. Natomiast rozrywka jest ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu. Nic więc dziwnego, że łódzka impreza (początkowo społeczno kulturalna) stopniowo, przez lata, zmieniła się w twór wyłącznie handlowo rozrywkowy. Stało się to naturalnie w efekcie licznych zabiegów organizatorów eventu. Obecnie łódzki festiwal przypomina raczej bazar różności, niż konwent miłośników dziewiątej sztuki. Komiksów jest coraz mniej. Natomiast rośnie liczba stoisk pobocznych, z obcą zawartością. Nowa oferta handlarzy jest tak zróżnicowana, że nawet nie spróbuję wymieniać proponowanych fantów…
W swoim życiu odwiedziłem wiele różnych rynków i bazarów. Jednak żaden z nich nie traktował uczestników tak instrumentalnie, jak festiwal w rekach orgów z EC1 („miasta kultury”), „dojąc” niemiłosiernie wystawców oraz gości. Lecz niewiele oferując w zamian… Na zwykłych bazarach handlarze oczywiście wnoszą opłatę za stoisko. Zazwyczaj nie jest ona zbyt wygórowana, ponieważ nie byłoby wielu chętnych do udziału w nierentownym przedsięwzięciu. Natomiast kupujący zawsze są gośćmi, więc nie ponoszą żadnych kosztów... Pozwolę sobie przypomnieć, że tak właśnie było podczas pierwszego festiwalu komiksu w Atlas Arenie (w 2013roku). Wtedy ja przygotowywałem całą strefę targową, a dyrektoriat jeszcze nie ściągał haraczu dla EC1... Za to uczestnicy imprezy wchodzili do hali głównym wejściem :) Strefa handlowa eventu zaczęła się zmieniać, kiedy nowi orgowie (kierowani chęcią większego zysku) postanowili wpuszczać na festiwal dowolnych wystawców. Nie preferując wcale ludzi oferujących komiksy. Gdy jednak miejsc zaczęło brakować, cena za stoisko musiała rosnąć :( Takie są reguły popytu i podaży. Po raz kolejny merkantylizm wygrał z kulturą :(
Narzucanie nadmiernego haraczu spowodowało, że pozostali na „placu boju” jedynie najsilniejsi. Obecnie zwykłemu kolekcjonerowi, bądź niezależnemu wydawcy, jest bardzo trudno podzielić się swoimi publikacjami, ze względu na opłacalność udziału w giełdzie, albo brak miejsca. Kilkakrotnie byłem świadkiem, jak posiadacze niewielkiego zbioru komiksów zmuszeni byli odstąpić ulubione zeszyty handlarzom, za „psie pieniądze”. Natomiast onegdaj, na pierwszej Komiksowej Warszawie, „garażowi” wydawcy wystąpili pod szyldem Timofa, bo nie opłacało się nająć osobnego, drogiego stoiska... Nie muszę chyba dodawać, że monopol wielkich zawsze negatywnie wpływa na ofertę dla maluczkich :(
Wszelako najbardziej bolesne dla zwykłych gości łódzkiego festiwalu są ceny biletów wstępu na imprezę. Lecz owe nadmierne koszty uderzają również w sprzedawców :( Bowiem ile fajnych komiksów można byłoby nabyć/sprzedać za kilkadziesiąt złotych? Gdyby choć część tych środków pozostała w kieszeni szeregowych uczestników festiwalu... Zachłanni orgowie z EC1 nigdy na to nie pozwolą :( Ale dojenie jeleni będzie trwało dopóki będą chętni na eventowe zakupy. Kiedy zabraknie klientów handlarze zrezygnują z udziału w giełdzie, ponieważ będzie to dla nich mało opłacalne. Wydawcy przestaną sponsorować gości specjalnych. Znikną wtedy roje autografożerców. Pozostaną jedynie prawdziwi miłośnicy literatury obrazkowej :) Czy wówczas świat stanie się gorszy?
Oczywiście alternatywą dla pozyskania nowych publikacji będą nadal zakupy w sieci. W przypadku cyfrowych treści, komiks przecież można zdobyć w mgnieniu oka. Nie ruszając się z domu. Może miłośnikom historii obrazkowych będzie brakowało bliskiego kontaktu z ulubionym artystą. Ale czy podczas festiwalu rzeczywiście był on bliski? Jeśli impreza zniknie ucierpią zapewne „spotkania towarzyskie”… Lecz najbardziej pożałują chciwi orgowie :) Na szczęście są jeszcze eventy, które nie wymuszają haraczu na gościach. Jak warszawski „Niech żyje komiks”, czy wrocławskie „Złote kurczaki”... Okazji do spotkań geeków na pewno nie zabraknie :)
Tekst został napisany człowiekiem. Obrazek stworzył czat GPT.